Sprawy wykorzystywania seksualnego małoletnich – zwłaszcza jeśli sprawcami tych przestępstw są osoby związane z Kościołem – są bulwersujące i wzbudzające ogromne emocje. W ubiegłym tygodniu wielu osobom podniosło się ciśnienie po tym, jak media ujawniły wniosek pełnomocniczki kurii diecezji bielsko-żywieckiej, która chciała, by sąd powołał biegłego do ustalenia orientacji seksualnej mężczyzny skrzywdzonego przed laty przez księdza Jana W. Prawniczkę, biskupa i jego podwładnych zalała fala krytyki. Pod kurią w Bielsku-Białej w niedzielę odbył się protest. A Państwowa Komisja ds. pedofilii zwróciła się do dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej w Bielsku-Białej o zbadanie, czy pełnomocnik nie naruszyła etycznych zasad wykonywania zawodu. Kuria ostatecznie przeprosiła, przyznając, że w jej piśmie do sądu „nie powinny się znaleźć pytania dotyczące orientacji seksualnej” pokrzywdzonego.
Tymczasem w minioną sobotę portal Gazeta.pl opublikował tekst, w którym obszernie cytowano opinię psychologiczną, dotyczącą właśnie ks. W., sporządzoną w 2015 r. na potrzeby prowadzonego w jego sprawie procesu kanonicznego. W opinii znalazło się sporo danych dotyczących jego seksualności i rokowań na przyszłość.
Wszyscy, którzy jeszcze parę dni temu tak ochoczo komentowali pismo prawniczki kurii teraz zamilkli i nabrali wody w usta
Pomińmy fakt, że cały tekst został przez dziennikarza ustawiony tak, by pokazać rzekomą bezczynność Kościoła w tej sprawie. Skupmy się jedynie na tym, że ujawniono w nim dane, które nigdy nie miały prawa ujrzeć światła dziennego! I co? Nic się nie stało. Wszyscy, którzy jeszcze parę dni temu tak ochoczo komentowali pismo prawniczki kurii teraz zamilkli i nabrali wody w usta. Milczy nawet szef państwowej komisji ds. pedofilii, Błażej Kmieciak, który co jakiś czas przypomina, że przez wiele lat był rzecznikiem praw pacjenta. A przecież ujawnienie tej opinii dla wyjaśniania spraw wykorzystywania seksualnego ma kolosalne znaczenie! W wielu przypadkach mogą one wręcz stanąć w miejscu.
Po pierwsze. Upublicznienie dokumentu to nie tylko ujawnienie tajemnicy zawodowej psychologa, z której nie ma go prawa zwolnić nawet sąd, ale przede wszystkim naruszenie konstytucyjnych praw pacjenta. W tym wypadku jest to sprawca, ale niezależnie od tego, co myślimy o nim samym i jak oceniamy jego czyn, jemu też przysługują pewne prawa – w tym prawo do zachowania wrażliwych informacji dotyczących jego leczenia.