Pożegnaliśmy ojca Macieja Ziębę 9 stycznia na wrocławskim cmentarzu św. Wawrzyńca. Na uroczystości pogrzebowe przybyli działacze opozycji demokratycznej z lat 70. i cały solidarnościowy Wrocław. Na mszy pogrzebowej w dominikańskim kościele św. Wojciecha byli także Bronisław Komorowski, wieloletni przyjaciel zmarłego dominikanina, i premier Mateusz Morawiecki. W przestrzeni publicznej pojawiło się w tamtych dniach wiele wypowiedzi oddających hołd jednej z najwybitniejszych postaci polskiego współczesnego Kościoła. Wśród nich były głosy polityków, z bardzo różnych kręgów, także skonfliktowanych ze sobą. Zachowali milczenie ci, którzy nie chcieli o zmarłym mówić dobrze.
Kilka miesięcy po śmierci o. Macieja sprawy mają się inaczej. Na początku marca wrocławscy dominikanie wydali oświadczenie stwierdzające, że pod koniec ubiegłego wieku w ich duszpasterstwie jeden z zakonników dopuścił się ekscesów seksualnych i aktów przemocy wobec uczestników duszpasterstwa, a zakon nie zrobił wszystkiego, aby przynieść pomoc pokrzywdzonym i przywrócić poczucie sprawiedliwości.
Wkrótce potem w „Gazecie Wyborczej" ukazały się dwa obszerne materiały: rozmowa z obecnym prowincjałem dominikanów Pawłem Kozackim i o. Marcinem Mogielskim (który objął wrocławskie duszpasterstwo po seksualnym drapieżcy), a następnie obszerny reportaż zatytułowany „Ojciec Paweł pod ochroną". Oba materiały zawierają jednoznaczną sugestię, że o. Zięba, który był wówczas prowincjałem dominikanów, nie zachował się w tej sprawie tak, jak należało, postępując zbyt łagodnie wobec swego podwładnego i nie wykazując empatii wobec poszkodowanych. Bardzo szybko zareagowała Wikipedia, w której w życiorysie Macieja Zięby znalazł się akapit o kontrowersjach w sprawie ukrywania nadużyć seksualnych, przemocy fizycznej, psychicznej i duchowej.
To była inna epoka
Klimat, który obecnie panuje w naszym kraju w przestrzeni publicznej, nie sprzyja obiektywnemu badaniu takich spraw jak ta. Tomasz Lis ostatnio na łamach „Newsweeka" napisał, że tak jak istnieje nachalna ofensywa katolicyzmu w wersji Ordo Iuris, istnieje chrystianofobia i agresywna ofensywa fanatycznego antykatolicyzmu. W takim klimacie wielu ludzi nie jest zainteresowanych żmudnym badaniem faktów, ale chce szybko wydać wyrok, który ma rzucić cień na ważną postać polskiego katolicyzmu.
Wróćmy więc do sprawy dominikanina Pawła, który pod koniec XX wieku był duszpasterzem we Wrocławiu, a okazał się seksualnym drapieżcą, i reakcji o. Macieja Zięby na jego czyny. Przede wszystkim ubolewam, że bardzo mi bliski zakon św. Dominika zdecydował się wrócić do sprawy dopiero po ponad 20 latach od ekscesów jednego ze swych członków. Naprawdę nie brakowało czasu na publiczne zabranie głosu. Powinno to się stać za życia Macieja Zięby, który mógłby przedstawić swoje racje i stan wiedzy o sprawie, gdy nakładał karę na swojego podwładnego.