Dorzynanie gangu Olsena

Twierdzenie, że grupa przygłupów niewiedzących, jak działa komputer, z policją polityczną złożoną z harcerzy po 17-dniowych kursach zamierzała dokonać zamachu na demokrację, nie jest w stanie przyprawić normalnego człowieka o zgrozę – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 26.02.2008 16:19

Nowa władza próbuje udowodnić, że poprzedni rząd chciał zbudować państwo policyjne, bo psuł laptopy

Nowa władza próbuje udowodnić, że poprzedni rząd chciał zbudować państwo policyjne, bo psuł laptopy i zatrudniał studentów

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Nie trzeba być wielkim specem od „czarnego pijaru”, by wiedzieć, że przedstawianie przeciwnika w taki sposób, aby tworzyć u odbiorcy poczucie zagrożenia z jego strony, to bardzo skuteczna metoda propagandowa. Lęk zawsze idzie w parze z niechęcią, więc jeśli przekonamy ludzi, że nasz rywal jest dla nich groźny, sami wyciągną właściwe wnioski. Równie potężną bronią jest ośmieszenie rywala. Ponieważ szyderstwo idzie w parze z pogardą, jeśli uczynimy go obiektem kpin, także wtedy odbiorca wyciągnie wnioski, na jakich nam zależy.

[srodtytul]Zagłada á la Jaś Fasola[/srodtytul]

Ale połączenie dwóch dobrych strategii – czyli jednoczesne ośmieszanie wroga i straszenie nim – wcale nie daje dobrego efektu. Tymczasem mam wrażenie, że prowadząc swe rozliczenia z Kaczorami, nowa władza i sekundujące jej media warszawki nie mogą się zdecydować. Z jednej strony usiłują podtrzymać tezę, że poprzednia władza zagrażała demokracji, budowała państwo policyjne i po orwellowsku starała się kontrolować wszystko i wszystkich.

Tak mniej więcej wyglądają tezy ogólne. Ale jedyna ich, przepraszam za mądre wyrażenie, egzemplifikacja, którą na razie zdołano przedstawić, zdaje się dowodzić, że jeśli rządził nami jakiś gang, to był to gang Olsena – gromada nieudaczników, których knowania bardziej niż nacjonalistyczno-faszystowską dyktaturą, przed którą tyle naostrzegała się michnikowszczyzna, groziły „totalną zagładą” á la Jaś Fasola.

Jeśli minister Zbigniew Ziobro, jak to na specjalnej konferencji prasowej z błyskiem w oku prezentował jego następca, zniszczył laptopa przy użyciu przemocy fizycznej po to, aby uniemożliwić następcy wejście w posiadanie zapisanych na nim danych, to wynika z tego prosty wniosek, że Ziobro i jego ekipa ani demokracji, ani państwu, ani nikomu w ogóle zagrozić nie byli w stanie. Człowiek, który chcąc usunąć z laptopa swe zapiski, wali weń młotkiem albo topi nieszczęsną maszynę w wannie, jest groźny wyłącznie dla siebie – zwłaszcza podczas posiłków, bo przy takiej dozie inteligencji może sobie w każdej chwili wydłubać widelcem oko.

[srodtytul]Ilu było tych studentów[/srodtytul]

Tylko graniczącemu z lizusostwem uwielbieniu części mediów dla nowej ekipy zawdzięcza ona, że nie zadano w porę pytań totalnie kompromitujących jej demaskacje. W porządku, załóżmy, że Ziobro i jego ludzie próbowali zniszczyć jakieś ślady swych niecnych postępków za pomocą bicia w komputery młotkiem i topienia ich w wannie. Próbowali, ale przecież każde dziecko wie, że w ten sposób danych zniszczyć nie można, i że prezentowane przez ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego komputery nadal zawierają wszystko to, co było na nich przed owymi nieudolnymi próbami zniszczenia.

Czyż nie jest oczywiste, że ich porażająca zawartość (gdyby rzeczywiście istniała) już tego samego dnia, a najdalej nazajutrz, odcyfrowana przez resortowych informatyków, powinna była zostać ujawniona opinii publicznej? Że to właśnie dane z uszkodzonych mechanicznie dysków, a nie ułamana klapka, powinny być prawdziwą treścią konferencji, jeśli oczywiście miała ona być poważnym oskarżeniem, a nie robieniem z przeciwnika idioty?

Bohaterka mojego ulubionego britcomu pytana o pogłoski, że swego czasu zabawiała się jednocześnie z sześcioma studentami, odpowiada z oburzeniem: „To są podłe, całkowicie bezpodstawne plotki, a poza tym było ich tylko czterech”. Tropiciele Prawa i Sprawiedliwości potrafią formułować swe sensacje z podobnym nadmiarem ekspresji.

Czytam na przykład po kolejnej konferencji prasowej, że w gabinecie Ziobry niszczono niezwykle dużo dokumentów. Cóż, to mogłaby być poszlaka wskazująca na coś podejrzanego. Ale uznano widocznie, iż samego niszczenia nie dość, więc jeszcze dorzucono oskarżenie, że wielu spraw Ziobro w ogóle nie dokumentował.

A to już ma się jedno do drugiego jak z tymi studentami, których po pierwsze nie było, a po drugie tylko czterech. Jeśli prowadził jakieś sprawy, których z niecnych przyczyn w ogóle nie dokumentował, to co niszczył? To, co uważał za na tyle niewinne, iż się udokumentować nie wstydził? Po co – żeby wpuścić swych tropicieli w maliny? Jeśli tak, to się udało.

[srodtytul]Zamach na pielęgniarki[/srodtytul]

Osławiona sprawa zagłuszania pielęgniarek byłaby znacznie kłopotliwsza dla PiS, gdyby nie usiłowano zrobić z niej zamachu na ich życie. W świetle posiadanych danych rzecz zdaje się wyglądać tak: któryś z wysokich szefów w obecności podwładnych rzucił, iż należałoby okupującym gabinet kobietom uniemożliwić kontakty z otoczeniem, na co ci w gorliwej chęci usłużenia przełożonym przywlekli bez sensu aparaturę zagłuszającą, dzięki której udało się poważnie zdezorganizować pracę rządu. Natomiast zagłuszane pielęgniarki i tak bez trudu kontaktowały się z koleżankami za pośrednictwem licznych telewizji.

W istocie sprawa mogłaby służyć jako dowód przejawu paranoi czy otaczania się przez szefów PiS elementem dworsko-głupawym, ale w zagrożenie dla demokratycznego ładu uwierzyć tu może tylko ktoś, kto z zasady wierzy w każde przypisywane Jarosławowi Kaczyńskiemu zło. To nierzadka przypadłość, fakt, ale o ludzi nią dotkniętych PO nie musi wcale zabiegać.

Są jednak i tacy, którzy chcieliby zachować zdrowy rozsądek, i dla nich warto by się wysilić na jakieś racjonalne argumenty. Bo, powtórzmy raz jeszcze, twierdzenie, iż grupa przygłupów niewiedzących, jak działa komputer, z policją polityczną złożoną z harcerzy po 17-dniowych kursach oraz siepaczami po kursach jeszcze krótszych, zbrojna w wypożyczoną zagłuszarkę telefonów, zamierzała dokonać zamachu na demokrację, aby do woli pławić się w perfumach kupowanych za służbowe karty kredytowe – doprawdy jakoś nie jest w stanie normalnego człowieka przyprawić o zgrozę.

Jest natomiast w stanie skutecznie ośmieszyć władzę, która ze śmiertelną powagą takie wizje kreśli i zapowiada surowe kary: dla „Stalina XXI wieku” – dziesięć lat za podpisanie kwitu sankcjonującego zagłuszanie na terenie URM telefonów komórkowych, a dla jego Berii – pięć lat za wynoszenie laptopa z tajnymi danymi poza obręb budynku ministerstwa.

[srodtytul]Niekończące się oskarżenia[/srodtytul]

Rozumiem gorliwość, z jaką ludzie Donalda Tuska starają się zaspokoić żądania „rozliczenia”, „dorżnięcia” i „wypalenia żelazem” Kaczyńskich płynące ze środowisk lewo-liberalnego establishmentu, któremu po ostatnich wyborach mają sporo do zawdzięczenia. Ale rozsądek nakazywałby oskarżać mniej, za to tam, gdzie faktycznie znalazły się jakieś dowody.Godzi się im przypomnieć, że Leszek Miller, przez wiele miesięcy po objęciu władzy atakując przy każdej możliwej i niemożliwej okazji swego poprzednika Jerzego Buzka, miał mocniejsze argumenty i uniknął ośmieszania głupimi zarzutami siebie samego, a i tak w końcu więcej na tych atakach stracił, niż zyskał.

Bo poza grupkami nawiedzonych, którzy tępienie wszelkiej prawicy uznają za sens swego istnienia, mało kto w Polsce oczekuje od władzy wykańczania poprzedników. Wyborcy już się w sprawie sporu Kaczora z Donaldem wypowiedzieli. I teraz oczekują, że z decyzji, którą podjęli, wyniknie coś dla ich przyszłości, a nie niekończące się oskarżenia, jacy to tamci byli straszni, kiedy byli; na dodatek tak nieudolnie klecone.

Nie trzeba być wielkim specem od „czarnego pijaru”, by wiedzieć, że przedstawianie przeciwnika w taki sposób, aby tworzyć u odbiorcy poczucie zagrożenia z jego strony, to bardzo skuteczna metoda propagandowa. Lęk zawsze idzie w parze z niechęcią, więc jeśli przekonamy ludzi, że nasz rywal jest dla nich groźny, sami wyciągną właściwe wnioski. Równie potężną bronią jest ośmieszenie rywala. Ponieważ szyderstwo idzie w parze z pogardą, jeśli uczynimy go obiektem kpin, także wtedy odbiorca wyciągnie wnioski, na jakich nam zależy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?