Polska, którą nam w ostatnich dwóch dekadach zbudowano pod dyktando wyrosłych z peerelu grup interesu, na oczekiwania których nałożyła się powszechna demoralizacja, deprawacja i myślenie przez oduczone patriotyzmu i poczucia wspólnego dobra społeczeństwo w kategoriach wąsko pojmowanych, doraźnych interesów własnej grupy, jest państwem niezdolnym do zapewniania narodowi warunków cywilizacyjnego rozwoju, realizowania narodowych interesów, kultywowania narodowej kultury, umacniania ducha i poczucia wspólnoty. Struktury państwowe peerelu budowano nie dla obywateli, ale przeciwko nim. I nadal takimi pozostają, z tą jedyną różnicą, że o ile kiedyś zarządzała nimi scentralizowana mafia pod jednolitym, kremlowskim przywództwem, to po wielkim rozszabrowaniu upadającego peerelu, jakim była w podstawowym sensie transformacja ustrojowa lat 1986 – 1993, rozmaite fragmenty tej struktury dostały się pod zarząd rozmaitych koterii, sitw i mafii. Wobec słabości władzy i braku elity państwowej z prawdziwego zdarzenia elementy tej przerośniętej struktury, uprawnionej i wyposażonej w narzędzia do bardzo głębokiego ingerowania w życie obywatela, służą realizacji partykularnych, czasem wręcz przestępczych interesów trudnych do precyzyjnego opisania układów.
To samo, co przed rokiem 1989 mogło nas spotkać ze strony totalitarnej władzy, dziś spotkać nas może ze strony szemranych cwaniaczków, dzielących między siebie czerwone sukno przeżartej niemożnością i obsuwającą się w stan chronicznie niereformowalnego burdelu Rzeczpospolitej. Każdy z nas, jeśli jego osobiste powodzenie osiągnięte bez przyzwolenia i podziałkowania stanie się dla takich cwaniaczków solą w oku, może podzielić los Kluski, Olejnika czy właścicieli Bestcomu. Sądy, prokuratury, urzędy, służby staną przeciwko obywatelowi, a przywódcy polityczni, których psich obowiązkiem jest ukrócenie nadużyć, coraz bardziej uzależniają się od środowisk, którymi teoretycznie powinni zarządzać, stają się marionetkami ich sitwowych interesów.
Jest dla dziennikarza, publicysty, pisarza rzeczą godną, sprawiedliwą i słuszną uporczywe przypominanie Polakom, co mogliby mieć i z czego są okradani, przypominanie, czym jest cywilizowane, demokratyczne państwo i czym się ono różni od postkomunistycznego folwarku, wpasowanego w struktury europejskie raczej pod względem formalnym, niż za sprawą rzeczywistego przyjęcia zasad wypracowanych przez Zachód.
[b]Po trzecie:[/b]
To patologiczne państwo, deformujące nasze narodowe aspiracje i przycinające nas w rozwoju w jakiś pokręcony, karłowaty bonsai, ma wśród swoich sitw i grup interesów także koterię klerków, dostarczających dla neo-feudalnej deformacji państwa uzasadnień ideologicznych. Nie udało się jej, jak roiła to sobie dwadzieścia lat temu, objąć całkowitego rządu nad III RP, nie udało się jej nawet objąć w niej rządu dusz; niczym w mrożkowskim „Tangu”, prawdziwym beneficjentem propagandowych i personalnych nikczemności przeświadczonej o swej decydującej roli michnikowszczyzny okazała się Ferajna rozmaitych „Rysiów” i „znajomych od śrub w samochodzie, odkręconych”, porozumiewających się charakterystycznym slangiem znanym z policyjnych podsłuchów. Towarzystwo sprowadzone zostało do roli jednego z wielu lobbies u boku Ferajny, wciąż zachowując pewną siłę, jaką daje mu władza nad rzeszą pół- i ćwierćinteligentów, którym czytanie „Gazety Wyborczej” i „Polityki” albo oglądanie „Szkła kontaktowego” daje nie tylko wskazówkę, jakie poglądy należy wyznawać i wygłaszać, z kogo szydzić, a kogo czcić, aby uchodzić za stuprocentowego inteligenta, ale także poczucie uczestnictwa w elicie, zjednoczonej wspólnym przeżywaniem pogardy dla polskiego motłochu i ciemnogrodu, u zarania III RP uosabianych przez Wałęsę i Niesiołowskiego, a dziś etykietowanego przymiotnikiem „pisowski”.
U boku rządzącej Ferajny kultywuje salon tradycje kolaboracji (niekiedy słodzonej niby-opozycyjnym dąsem) z peerelem, i wcześniej, z czasów, gdy „liberalna inteligencja” basowała mordom i napaściom sanacyjnych zbirów na opozycjonistów, urabiając opinię, że Brześć i Bereza brzydkie, ale przecież usprawiedliwione koniecznością walki z zagrożeniem endeckim. Dokładnie tak samo dziś dyspozycyjni intelektualiści, dziennikarze i celebryci służą Ferajnie w potrzebie, każde jej świństwo i nadużycie relatywizując na zawołanie mirażem zagrożenia pisowskiego. Służą jej codzienną gotowością do ogłupiania widzów, słuchaczy i czytelników wydumanymi pseudoproblemami w rodzaju parytetów płciowych czy równouprawniania seksualnych perwersów, przy jednoczesnym zamilczaniu i tuszowaniu spraw rzeczywistych i najważniejszych. Służą im wreszcie prokurowaniem dla byle jakich rządów historycznej podkładki, wizji III RP jako państwa doskonałego, wielkiego historycznego sukcesu; ubierania założycielskiego szwindlu, jakim było zblatowanie peerelowskich specsłużb i nomenklatury z establishmentem opozycyjnym, w ornamenty „największego, osiągniętego bezkrwawo sukcesu w całej historii Polaków”. Wizji historii, w której nasz Cwaniak Narodowy, Wałęsa, upozowany zostaje na herosa, który wywalczył nam i łaskawie podarował wolność sam jeden, tylko z grupką wiernych wykonawców jego genialnych planów, podczas gdy wszystkie „Gwiazdy, Wyszkowskie i Walentynowicze” jedynie przeszkadzali ? i w której renegat, godny spadkobierca Szczęsnych-Potockich i Bierutów, Jaruzelski, drapowany jest w szaty patrioty i polskiego męża stanu.