Debata nad zabijaniem chorych (nawet jeśli na ich własne życzenie) jest skrajną nieodpowiedzialnością. Dopuszczenie eutanazji całkowicie zmienia relacje pacjent – lekarz, zatrzymuje rozwój medycyny, buduje u osób starszych lęk przed służbą zdrowia, a także wystawia na pokusę polityków, którzy zamiast zastanawiać się, jak naprawić system opieki zdrowotnej, mogą zacząć się zastanawiać, jak poszerzać „dostępność dobrej śmierci”. Każdy, kto zna historię eutanazji w Europie, wie, że nie są to obawy bezpodstawne. Ekonomia jest bowiem istotnym argumentem dla obrońców rzekomo dobrej śmierci. Niestety, zwolennicy beztroskiej i pozbawionej odpowiedzialności dyskusji, która ma być wartością samą w sobie, zdają się tego nie dostrzegać. Dla nich liczy się tylko, by podważać kolejne zasady moralne, ze szczególnym uwzględnieniem tych, które podziela Kościół katolicki.
Wolność dla silniejszych
Za każdym razem, gdy zaczyna się taką dyskusję, powraca argument „prawa do wolności wyboru”. „Moje życie należy do mnie, nie do polityków, nie do instytucji religijnych, nie do psychopatów” – argumentuje za eutanazją Janusz Palikot na swoim blogu. I pomijając już nawet specyficzny język tego polityka, trudno nie zauważyć, że argument ten może być z powodzeniem wykorzystany do uzasadnienia zachowania zakazu eutanazji. Doświadczenie Belgii i Holandii jest bowiem całkowicie jednoznaczne: eutanazja, choć uregulowana prawnie, bardzo często wcale nie jest dobrowolna.
Badania przeprowadzone w Belgii między czerwcem a listopadem 2007 roku całkowicie udowodniły, że choć kryptanazja (czyli zabójstwo bez życzenia pacjenta) jest w tym kraju zakazana, to na 208 przypadków eutanazji – w aż 66 przypadkach nie było mowy o zgodzie pacjenta (to oznacza, że zgodziły się na nią 142 osoby). Nie inaczej jest w Holandii, gdzie od 9 do 18 proc. eutanazji (choć nie brak takich ekspertów, którzy przekonują, że liczba ta może być o wiele wyższa) dokonywanych jest bez zgody pacjenta, a ponad 41 procent lekarzy przyznaje się do tego, że zabiło kiedyś pacjenta, choć on wcale o to nie prosił.
Kolejne grupy do odstrzału
Statystyki te nie obejmują jednak – i o tym także trzeba pamiętać – tych, którzy wyrazili zgodę czy nawet poprosili o eutanazję, ale nie zrobili tego dobrowolnie, ale pod presją rodziny czy lekarzy. A takich też wciąż przybywa. Z badań przeprowadzonych przez Jeremy'ego Pricharda, kryminologa z Uniwersytetu Tasmańskiego, wynika zupełnie, że o ile zamożni i dobrze wykształceni mogą rzeczywiście liczyć na to, że nikt ich do eutanazji skłaniać nie będzie, o tyle ubożsi czy gorzej wykształceni na taką „uprzejmość” nie mogą już liczyć. Na wielu z nich wywierana jest presja, by przestali ograniczać wolność swoich dzieci czy narażać system medyczny na zbyt wysokie koszty. Tak zachwalana eutanazyjna wolność ograniczona jest do nielicznej grupy dobrze sytuowanych. Reszta będzie zależna od – by posłużyć się terminologią Palikota – od psychopatów, którzy uznają, że uśmiercenie pacjenta (czy członka rodziny) jest o wiele tańsze i wygodniejsze niż jego leczenie czy choćby pielęgnowanie.
Fikcją, a może trzeba powiedzieć wprost kłamstwem, są także zapewnienia, że eutanazja obejmować będzie tylko osoby nieuleczalnie chore, cierpiące na niezwykle ciężkie schorzenia. Otwarcie furtki pozwalającej na zabijanie chorych to wejście na polityczno-prawną równię pochyłą, na której zakres „dostępności” eutanazji i kryptanazji nieustannie się poszerza, a ona sama staje się „przywilejem”, który trzeba zagwarantować coraz większej liczbie osób. I tak w Holandii już trwa dyskusja, czy „prawem do dobrej śmierci” nie objąć każdej osoby powyżej siedemdziesiątki, która uznaje, że „poczuła się znużona życiem”. Belgijscy zwolennicy eutanazji idą jeszcze dalej. Belgijska polityk, a obecnie przewodnicząca Belgijskiego Liberalnego Stowarzyszenia Humanistycznego Jacinta De Roeck, przekonuje, że prawo eutanazyjne powinno objąć ludzi z upośledzeniem intelektualnym, dzieci oraz osoby z demencją. A prof. Jacob Appel z Brown University w Providence uznał, że racjonalne będzie przyznanie prawa do eutanazji osobom w depresji.