Te wybory są dogrywką do wyborów sprzed dwóch lat. Nie odbiera to im historycznego znaczenia, ale nie jest ono na miarę wyborów czerwcowych 1989 roku. W socjologii polityki istnieje pojęcie wyborów krytycznych – takich, w których odzwierciedla się zasadnicza zmiana preferencji wyborców, ujawniają się nowe podziały społeczne, a gwałtownie spada znaczenie starych. W konsekwencji jakaś nowa siła odnosi zwycięstwo i scena polityczna zostaje radykalnie zmieniona. Nic takiego nie stanie się za kilka dni. Ale dogrywka – jak to zresztą zwykle bywa – jest daleko bardziej pasjonująca niż zasadnicze starcie.
Już w wyborach 2005 praktycznie stracił znaczenie podział postkomunistyczny. W konsekwencji jego działania wyborcy dzielili się do niedawna na wspierających bądź partie solidarnościowe, bądź partie postkomunistyczne. To nie była jedyna linia podziałów, ale najważniejsza i bardzo mocno utrwalona w sferze symbolicznej.
Dla praktyki rządzenia podział ten nie był szczególnie istotny. Gdyby w 1997 roku wybory wygrał SLD, to nie sądzę, by program rządzenia istotnie się różnił od realizowanego programu rządu AWS – UW, a więc rządu partii czysto postsolidarnościowych. Największym beneficjentem tego podziału był Sojusz Lewicy Demokratycznej (rządził osiem lat, a cztery lata korzystał z komfortu bycia jedyną znaczącą opozycją politycznie związaną w dodatku z urzędującym bardzo popularnym prezydentem) i dla tej formacji najgorszą wieścią po wyborach sprzed dwóch lat było to, że nie doszło do zawarcia koalicji PO i PiS. W takich warunkach bardzo szybko Sojusz stałby się jedyną realną alternatywą wobec rządów PO – PiS i odzyskał znaczną część wpływów. Na długie lata podział postkomunistyczny uległby petryfikacji. A jest to w istocie podział anachroniczny – odrealniający polską politykę, tłumiący ujawnianie się konfliktowych społecznych interesów i w tym sensie szkodliwy.
Nie przeczy to uznaniu, że w początkowym stadium transformacji podział ten okazał się funkcjonalny dla rynkowych i demokratycznych reform. Osłonił reformy i wypchnął z przestrzeni publicznej tysiące aktywistów PZPR, którzy z racji braku kompetencji lub ideologicznego oporu wobec nowego ustroju, czy też z obu tych powodów łącznie, musieli zostać pozbawieni wpływu na życie polityczne. Kilku sekretarzy KC i ministrów przetrwało, na niższych szczeblach podobnie. Ale byli to ci najzdolniejsi.
Do destrukcji podziału postkomunistycznego w sferze praktycznej polityki, poza pewnymi obiektywnymi procesami, w największej mierze przyczyniło się dwóch ludzi: Aleksander Kwaśniewski i Jarosław Kaczyński. Natomiast w sferze symbolicznej najwięcej uczynił Adam Michnik i, szerzej, środowisko „Gazety Wyborczej”.