Co wspólnego ma piłka nożna z polityką? Choćby to, że obecny premier Donald Tusk jest zagorzałym kibicem piłki nożnej. Istnieje jednak jeszcze inny, o wiele ważniejszy związek między tymi dyscyplinami. Właśnie piłka nożna może się stać bezpośrednim źródłem wielkiego politycznego sukcesu Platformy Obywatelskiej i sromotnej porażki PiS. A wszystko przez zwykłą, ale jakże w tym wypadku znaczącą, zbieżność terminów.
Na wstępie przypomnijmy, że w roku 2010 czekają nas terminowe wybory prezydenckie, rok później wybory parlamentarne, a po nich – w 2012 – mistrzostwa Europy, które organizujemy wspólnie z Ukrainą. Jestem niemal pewien, że wybory parlamentarne Platforma wygra w przedbiegach, gdyż argument, by nie zmieniać ekipy rządzącej tuż przed wielkim wydarzeniem, jakim jest Euro 2012, bo spowoduje to niepotrzebny chaos i narazi Polskę na kompromitację, podziała na dużą część opinii publicznej.
Poza tym, biorąc pod uwagę bliskość terminów wyborów prezydenckich i parlamentarnych, będziemy mieli do czynienia, podobnie jak w przypadku ostatnich wyborów, z pewnym modernizacyjnym plebiscytem, w którym PO będzie przedstawiała siebie jako ugrupowanie prące do nowoczesności, a swoich antagonistów, czyli PiS, jako siłę mocno konserwatywną i zamkniętą na wyzwania współczesności. Ponownie stosunkowo duże zainteresowanie polityką, dodatkowo wzmocnione zbliżającą się wielką imprezą sportową, wpłynie na wysoką frekwencję, co znów przysłuży się Platformie, pozwalając jej utrzymać nienaturalnie szeroki, jak na partię o raczej liberalnej proweniencji, elektorat.
Obok kluczowej roli, jaką odegra zbieżność dat, kolejnym czynnikiem, który zadecyduje o wygranej Platformy także w następnych wyborach parlamentarnych, jest pragmatyzm, jaki obserwujemy już dziś w działaniu Donalda Tuska. Problemem PO jako partii nie są ludzie, lecz idee, które ugrupowanie to głosi, a które są społecznie niepopularne, jak choćby liberalizm ekonomiczny. Dlatego ostrożność w kwestii podatku liniowego jest dość znamienną zapowiedzią przyszłych działań PO.
Spodziewam się, że przez najbliższe kilka lat, a na pewno przynajmniej do kolejnej rozgrywki wyborczej PO będzie się konsekwentnie powstrzymywać od eksperymentów społecznie nieakceptowanych i ekonomicznie ryzykownych. Donald Tusk zaś będzie aspirował (czego już mamy pierwsze przykłady) do roli polskiego Tony’ego Blaira, który godzi liberalizm z elementami sprawiedliwości społecznej. Nawet jeśli Platforma zdecyduje się na przeprowadzenie którejś ze swoich programowych (ale społecznie niepopularnych) reform, zapewne zrobi to nie wcześniej niż w roku 2011, by medialny zgiełk przed Euro 2012 stłumił głosy protestu środowisk zagrożonych przemianami.