Czy Ujazdowski z Zalewskim stworzą nowe ugrupowanie? Czy przyłączą się do nich Marcinkiewicz i Rokita? Powolne opuszczanie Prawa i Sprawiedliwości przez kolejnych posłów wywołało falę spekulacji. Ale każdy, kto zna mechanizmy życia politycznego w Polsce, wie, że mamy dziś najgorszy czas na tworzenie nowej partii.
Nie oznacza to jednak, że Donald Tusk i Jarosław Kaczyński mogą spać spokojnie. Poza sceną zbiera się dziś duża grupa bardzo poważnych i niezwykle ambitnych politycznych generałów, którzy za jakiś czas przypuszczą szturm na dzisiejsze pozycje Platformy Obywatelskiej i PiS.
Gdyby uciekinierzy z PiS dziś zechcieli albo założyć nowy byt, albo przejść np. do Platformy, skazani byliby na porażkę. W PO, nawet jeśli otrzymaliby atrakcyjne stanowiska rządowe czy okołorządowe, zostaliby szybko zmarginalizowani. A nowe ugrupowanie, nawet jeśli w parlamencie miałoby kilku czy kilkunastoosobową reprezentację walczyłoby o poparcie kilku procent wyborców.
Nie będąc ani w rządzie, ani nie mając szans być silną opozycją, mogliby podzielić los wielu prawicowych kanap. Zwłaszcza że żaden z pisowskich dysydentów nie ma na tyle charyzmy, by porwać tłumy. To świetnie przygotowani, doświadczeni polityczni działacze, ale nie liderzy wywołujący entuzjazm ludu. Każde ugrupowanie może mieć z tej ekipy spory pożytek, ale oni sami nie wystarczą, by tworzyć coś większego.Czy to oznacza, że Ujazdowski, Zalewski, Sellin, Krzywicki i Polaczek wkrótce zakończą swą karierę polityczną? Oczywiście taka możliwość też istnieje, ale jeśli będą mieli wizję, będą cierpliwi i już dziś rozpoczną mrówczą pracę, za kilka lat mogą zacząć odgrywać ważną rolę w polityce i państwie.Prawo i Sprawiedliwość znalazło się w opałach i – moim zdaniem – wybrało złą drogę wyjścia z kłopotów. Nic nie wskazuje na to, by partia ta miała odzyskać dawną potęgę. Choć oczywiście w polityce nigdy nic nie wiadomo.Lech Kaczyński próbuje wykorzystać swoją szansę bycia w opozycji do rządu, ale trzeba przyznać nie robi tego w sposób bardzo udany. Na razie traci, a nie zyskuje, w oczach opinii publicznej. Ciągle nic nie wskazuje na to, aby odnalazł ścieżkę do odzyskania popularności. Jeśli rząd Platformy nie zacznie się spektakularnie kompromitować, trudno wyobrazić sobie prezydencką reelekcję Lecha Kaczyńskiego (trudno sobie to wyobrazić nawet w razie niepowodzeń PO, ale wtedy oczywiście byłoby to łatwiejsze).
A jeśli Lech Kaczyński przegra następne wybory prezydenckie, można spodziewać się dalszych kłopotów w Prawie i Sprawiedliwości. A wtedy może się zacząć tworzyć miejsce na jakiś nowy byt polityczny.Równocześnie wybory prezydenckie będą też czasem przesileń w Platformie Obywatelskiej. Jeśli Donald Tusk wystartuje w wyborach i je wygra, będzie musiał opuścić fotel lidera partii, a z nim do Kancelarii Prezydenta udadzą się najbliżsi współpracownicy, słynny dwór, który dziś pilnuje porządku w PO. Jeśli Donald Tusk wystartuje i przegra wybory prezydenckie, to zapewne również padnie pytanie o przywództwo w partii.