Wykształciuchy w złotej klatce Platformy

- Dzisiejsza wszechwładza Platformy nad umysłami środowiska „ludzi rozumnych” jest wynikiem demonizowania dwóch lat rządów PiS – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 25.04.2008 02:12

Wykształciuchy w złotej klatce Platformy

Foto: Rzeczpospolita

Obóz liberalnej inteligencji przypomina bajkową królewnę, która po uratowaniu jej przez dzielnego rycerza Donalda Tuska ze szponów pisowskiego smoka zaczyna przeżywać rozczarowanie. Dzielny rycerz okazuje się nudny, a na dodatek nieznośnie autorytarny. Królewna podejrzewa, że w dłuższym pożyciu może się stać nawet domowym tyranem.

Ponieważ pamięć o strasznym smoku każe rozczarowanie trzymać na uwięzi, słowa skargi brzmią cicho. Co gorsza, na horyzoncie nie widać żadnych innych dzielnych rycerzy. A wcześniejsze miłostki królewny – rycerze lewicy – stoczyli się na dno i schamieli. Żadna porządna panna nie traktuje ich serio. Czy dumnej królewnie przyjdzie spędzić resztę życia w złotej klatce z coraz pewniejszym siebie zwycięzcą?

Jak konkretnie brzmią te ciche słowa skargi? Oto na łamach „Gazety Wyborczej” Marek Beylin snuje melancholijne rozważania, jak to pamięć o rządach PiS sprawia, że Donaldowi Tuskowi wciąż więcej wolno. „Gdyby kilka lat temu jakikolwiek premier zaprosił na spotkanie wybitnych uczonych po to, żeby do nich mówić, ale nie dać im głosu – wybuchłby skandal. Dziś w porównaniu z wrogością, jaką Jarosław Kaczyński okazywał polskiej inteligencji, zachowanie Tuska wydaje się ledwie uchybieniem”.

Równie smętnymi myślami, w których pobrzmiewa nuta bezsilności, dzieli się z czytelnikami „Newsweeka” Tomasz Jastrun. Bije się w piersi, że zbytnio wybacza Platformie konformizm wobec Kościoła i strach przed bardziej liberalnym podejściem do spraw obyczajowych. „Lecz istnieje jeszcze racja stanu, trzeba ratować Polskę przed polskim kołtunem i PiS, poświęcić się dla dobra sprawy i jeść tę konserwatywną żabę, chociaż zbiera się na wymioty” – pisze. Jastrun zakłada nawet przez chwile, że PO jest kiepska, ale szybko, po marksistowsku, przywołuje się do porządku: „A jeśli jest prawdą, co zaczynają sączyć nam do ucha media, że z kompetencjami Platformy do rządzenia jest słabo? Trudno, taka jest Polska, widocznie na razie wszystko u nas musi być jedynie mniej więcej. I nie jest wykluczone, że mniej więcej zmieni się z czasem w całkiem nieźle – nowoczesny kapitalizm posiada mechanizmy samouzdrawiające”.

Monolog godny aktywisty PPR w latach walki o utrwalenie władzy ludowej. Wolna Europa coś tam szemrze wprawdzie o błędach partii, ale na razie musi być tak, jak jest, bo wróg czeka na chwile słabości. Ale zdrowe mechanizmy marksizmu same wyregulują przecież błędne tendencje.

Wiara, głęboka wiara. Mogliby jej pozazdrościć Jastrunowi tak często wyszydzani przezeń słuchacze Radia Maryja.

Czy pamiętacie państwo jeszcze wiec w obronie demokracji z maja ubiegłego roku? Wtedy po raz ostatni chyba kwiat liberalnej inteligencji skupiony wokół Aleksandra Kwaśniewskiego, Andrzeja Olechowskiego i prof. Andrzeja Zolla snuł sny o potędze. Kwaśniewski wydawał się być na początku kolejnego „wejścia smoka”. Co bardziej zapalczywi publicyści szyderczo pytali, gdzie w czasie tego święta demokracji podziewał się Donald Tusk.

Wydawało się nawet, że dojdzie do odrodzenia idei Centrolewu – światłego sojuszu SLD i polityków dawnej Unii Demokratycznej, którzy razem staną w rekonkwiście przeciw braciom Kaczyńskim. Platformę traktowano wtedy jako siłę niewiele lepszą od PiS i podejrzewano ją o chęć „szarpnięcia cuglami państwa”.

Nie minęło parę miesięcy, a Kwaśniewski po nieudanej debacie z Tuskiem i alkoholowym występie w Szczecinie zmalał do postaci groteskowego „Filipińczyka”. Wystraszony nie na żarty wizją ponownej wygranej Jarosława Kaczyńskiego salon skupił się wobec tego na haśle: „Tusku, musisz”! Po odsunięciu Jarosława Kaczyńskiego od władzy obóz liberalnych publicystów zapadł w słodką drzemkę.

Pierwszym przebudzeniem było upokarzające wyrzucenie demokratów z SLD, ale nie wywołało ono jeszcze większego zainteresowania mediów. Dla środowiska dawnych komandosów był to jednak bolesny cios. Szok rozładowywano zabawnymi teoriami. Jedna z nich głosiła, że atak na Partię Demokratyczną to wynik jakiegoś renesansu wpływów weteranów PZPR w łonie Sojuszu.

Platforma jest dla liberalnej inteligencji jak tajemnicze bóstwo – potężne, ale tonące w światopoglądowej mgle

Teoria śmieszna, bo starzy pezetpeerowcy byli w SLD równie silni rok temu, jak i teraz. Bardziej bystrzy kibice Partii Demokratycznej wskazywali – o wiele słuszniej – że wyrzucenie na bruk szacownych starców z PD to cicha zemsta Sławomira Sierakowskiego, którego do takiego ojcobójstwa nie musiał nawet zachęcać Cezary Michalski.

Do liberalnej inteligencji zaczęła wreszcie docierać ponura konstatacja: ich idole zniknęli na dobre z mainstreamu polskiej polityki. A do młodej lewicy spod znaku „Krytyki Politycznej” jest generacji Marca ,68 bardzo daleko.

Młodzi aroganci od Sierakowskiego zapowiadają co prawda rewolucję zapaterystowską, ale tak naprawdzabierającyę z nimi nigdy nic nie wiadomo. Raz planują wydawanie dzieł Jacka Kuronia, a innym razem kwestionują wielkość Leszka Kołakowskiego czy – jak głosi straszna plotka – wyśmiewają po cichu profesora Bronisława Geremka. W tym świetle Sławomir Sierakowski zapewniający pyszałkowato, że do jego redakcji garną się dzieci redaktorów „GW” z synem Adama Michnika na czele, zachowuje się jak Mefistofeles wciągający ludzkie dusze do piekła.

Na dodatek weterani Marca ,68 obawiają się, że marginalizacja lewicy może skłaniać ją ku radykalizacji, co na dobre oddali ją od głównego nurtu polskiej polityki. Zatem to koniec nadziei „Gazety Wyborczej” na szybkie powstanie centrolewicy o liberalnym sznycie, bywałej na europejskiej salonach i przyciągającej ku sobie jak najwięcej zwykłych Polaków.

Na tle mizerii lewicy Wojciecha Olejniczaka i Grzegorza Napieralskiego oraz marginalizacji PD wykształciuchom pozostaje tylko Platforma. Muszą jeść pozbawionego smaku hamburgera i zapomnieć o obyczajowych przyprawach. Ta nowa przymusowa sytuacja zaczyna uwierać niegdysiejszych obrońców demokracji z wiecu w Auditorium Maximum.

Wprawdzie prawica obawia się – i ma na to liczne argumenty – że Platforma coraz częściej wchodzi w rolę Unii Wolności jako gwarant ładu okrągłostołowego i stabilizacji według oczekiwań Unii Europejskiej, ale dla gazetowyborczej elity Donald Tusk pozostaje zagadką. Owszem, nowa ekipa dba o to, by nie drażnić inteligentów tym, co tak bardzo drażniło ich w czasach rządów PiS. Politycy Platformy jeszcze rok temu licytujący się z Jarosławem Kaczyńskim w lustracyjnym radykalizmie, dziś starannie unikają jakichkolwiek wzmianek o otwieraniu archiwów IPN. W Klubie PO w zapomnienie poszło niegdysiejsze poparcie dla lustrowania kadry naukowej. A minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski pilnuje, by sędziowie i prokuratorzy stali się nietykalną kastą.

Z drugiej jednak strony Tusk nie ma najmniejszej ochoty być pouczany, jak rządzić Polską, i wsłuchiwać się z namaszczeniem w opinie szacownych gron. Faktycznie to Tusk wcielił w życie plan Adama Michnika z 1989 roku, aby stworzyć wielki front jedności narodu na rzecz reform. Tyle że obecny premier trafnie ocenia, iż społeczeństwo jest dziś bardziej konserwatywne niż 18 lat temu. Wie, że postulaty gejowskie czy pomysły na wojnę z Kościołem nie przysporzą mu popularności.

Zwolennicy zmian obyczajowych nie chcą jednak przyjąć tego do wiadomości. A im bardziej będzie blednąć przekonanie, że PiS jest zdolne wrócić do władzy, tym silniejsza będzie chętka liberalnych elit, by spychać PO na lewo. Właśnie pojawiła się nowa okazja.

Deklaracja posła Gowina o zarezerwowaniu usług in vitro jedynie dla małżeństw poderwała „Gazetę Wyborczą” jak kawaleryjska trąbka. Teza Piotra Pacewicza, że „Gowin lepiej nadaje się do obrony katolickiej etyki seksualnej niż do tworzenia prawa służącego ludziom zgodnie z prawami człowieka”, brzmi jak wyzwanie. „Polityka” już narzeka, że „Jarosław Gowin, katolicki konserwatysta z Krakowa, wyparł ideowo liberałów z Gdańska”. Stąd też jeremiady Tomasza Jastruna o jedzeniu konserwatywnej żaby. Nawet usunięty z PO Paweł Piskorski zdążył już ogłosić, że „Platforma mówi językiem ojca Rydzyka”.

Bo Platforma jest jak tajemnicze bóstwo – potężne, ale tonące w światopoglądowej mgle. Nie daje się przyłapać na spalonym na polu ideowych konfliktów. To optymalna taktyka dla partii, która z takim trudem skleiła różne ideowo elektoraty pod sztandarem modernizacji i cudu. Patrząca na taką wystudzoną Platformę lewicową inteligencję opanowuje lęk.

Najzabawniejsze jest to, że dzisiejsza wszechwładza Platformy nad umysłami środowiska „ludzi rozumnych” jest wynikiem demonizowania dwóch lat rządów PiS. Marek Bieńczyk na łamach „Tygodnika Powszechnego” ze śmiertelną powagą wspomina dramatyzm lat rządów PiS. Autor nie jest w stanie zapomnieć „TVN 24 włączonego w domach i redakcjach cały dzień, tego skakania po programach radiowych, tego rzucania się od świtu na gazety, by czytać równie nerwowe co my komentarze i felietony, tego wyczekiwania na kolejne skandaliczne słowo”. Publicysta krakowskiego tygodnika jest jak narkoman – wpierw bezrefleksyjnie wchłaniał histerię mediów, a teraz ekscytuje się wspomnieniami, jak straszne były jego przerysowane w pamięci przeżycia.

Raz jeszcze powtarza się stara prawda, że zwolennicy oświecenia lubią żyć w świecie lęków przed politycznymi demonami. A nic tak nie umacnia pozycji Platformy jak lęki wykształciuchów. Żonglerom z PO bardzo to odpowiada. Na razie potrafią sprawić, by piłeczki nie wymykały im się z rąk.

Obóz liberalnej inteligencji przypomina bajkową królewnę, która po uratowaniu jej przez dzielnego rycerza Donalda Tuska ze szponów pisowskiego smoka zaczyna przeżywać rozczarowanie. Dzielny rycerz okazuje się nudny, a na dodatek nieznośnie autorytarny. Królewna podejrzewa, że w dłuższym pożyciu może się stać nawet domowym tyranem.

Ponieważ pamięć o strasznym smoku każe rozczarowanie trzymać na uwięzi, słowa skargi brzmią cicho. Co gorsza, na horyzoncie nie widać żadnych innych dzielnych rycerzy. A wcześniejsze miłostki królewny – rycerze lewicy – stoczyli się na dno i schamieli. Żadna porządna panna nie traktuje ich serio. Czy dumnej królewnie przyjdzie spędzić resztę życia w złotej klatce z coraz pewniejszym siebie zwycięzcą?

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?