Polacy, wychodząc z komunizmu, mieli jasne, choć dość ogólne wyobrażenie o tym, czego potrzeba do trwałego rozwoju Polski. Chcieliśmy demokracji i rynku oraz wejścia do NATO i UE. Te cele jednoczyły zdecydowaną większość narodu.
Dziś wszystkie je zrealizowaliśmy i żyje się nam nieporównywalnie lepiej niż w 1989 r., czujemy się zdecydowanie bardziej szczęśliwi. A mimo to mamy rosnące poczucie, że czegoś istotnego nam brakuje, że milionom naszych szczęść indywidualnych i sukcesów towarzyszy też wielka słabość i niezadowolenie w sferze działań zbiorowych, których symbolem są autostrady czy służba zdrowia.
Potrzebujemy odzyskania, jako naród, samosterowności oraz zdolności określania wspólnych celów. Brakuje nam bowiem zbiorowej myśli przewodniej wybiegającej w przyszłość. Rozwiązywanie problemów sprowadza się do chaotycznego pośredniczenia rządzących w grze krótkofalowych interesów partykularnych i reagowania na sytuacje kryzysowe.
Czy Polska ma tworzyć dumną wspólnotę polityczną, czy być wydmuszką wtapiającą się w otoczenie?
Czujemy np., że zestaw lektur szkolnych trzeba zmienić, ale nie wiemy jak, bo nie wiemy, w jakim celu chcemy wychowywać nasze dzieci i jaka ma być misja szkoły. W jakim stopniu chcemy edukacji ukierunkowanej na osobisty sukces materialny, w jakim na osiągnięcie osobistego szczęścia, a w jakim na sukces zbiorowy. Widzimy, że realizowany układ autostrad zaplanowany jeszcze w czasach Układu Warszawskiego i RWPG nie odpowiada obecnym potrzebom, ale boimy się podejść do tego tematu i siłą rozpędu realizujemy nie naszą strategię.