Raz mały Kazio w klozecie
Usłyszał dziwne szmery,
Co to się dzieje – wyszeptał,
Co jest, do jasnej cholery.
Opukał dokładnie spłuczkę,
Aktualizacja: 26.05.2008 03:27 Publikacja: 25.05.2008 20:07
Rysunek Andrzej Krauze
Foto: Rzeczpospolita
Raz mały Kazio w klozecie
Usłyszał dziwne szmery,
Co to się dzieje – wyszeptał,
Co jest, do jasnej cholery.
Opukał dokładnie spłuczkę,
Włożył do muszli ucho,
Prezydent mnie podsłuchuje,
Nie ujdzie mu to na sucho.
Podciągnął Kazio gacie
I złożył doniesienie,
Bo z wszystkich rzeczy na świecie
Najsłodsze jest czyste sumienie.
Oto zawarta w pieśni dziadowskiej największa aktualnie sensacja polityczna III Rzeczypospolitej, którą zajmują się media, a wkrótce – prokuratura, komisje sejmowe do spraw służb specjalnych i nacisków i Bóg wie, kto jeszcze.
Najbardziej przenikliwi analitycy sceny politycznej przepowiadają już największy skandal polityczny wszystkich czasów od wykastrowania Mieszka II albo przynajmniej od zamachu majowego, detronizacji prezydenta Wojciechowskiego i wypędzenia go na emigrację. Przy okazji będzie można odbudować Berezę albo wynająć od Łukaszenki twierdzę brzeską, żeby raz na zawsze położyć kres nieprawościom.
Wszystko układa się bardzo pięknie, ale chciałbym przestrzec Donalda Tuska i Platformę Obywatelską słowami Wergiliusza: Timeo Danaos et dona ferentes - Obawiam się Danajów, nawet gdy składają dary. Powiedział to (w „Eneidzie”) Laokoon na widok konia trojańskiego. Nie posłuchano jego ostrzeżeń i skończyło się zburzeniem Troi.
Oczywiście, trzeba patrzeć na Kazimierza Marcinkiewicza zgodnie z zasadami proporcji. Nie, żeby zaraz koń pełnokrwisty. Najwyżej koń Kaliguli, który miał na imię Prosiaczek, a w tym wypadku koń Kaczyńskiego zrobiony w senatora. Ale analogie są wyraźne. Niebezpieczeństwo też.
Kto się raz zachował nielojalnie, ten widocznie ma takie skłonności. Lojalny jest tylko wobec siebie. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, że były premier i dyrektor europejskiego banku w stanie spoczynku na laurach Kazimierz Marcinkiewicz nie otrzyma posady, na jaką liczy. A na mieście mówią, że przed wyborami prezydenckimi ma zostać premierem w miejsce prezydenckiego kandydata Tuska. I osobą, która w to najbardziej wierzy, jest sam Marcinkiewicz. A co będzie, jak go wyślizgają? Jak premierem zostanie Grzegorz Schetyna? Czarno widzę.
Któregoś dnia Donald Tusk otworzy gazetę i znajdzie zwierzenia zawiedzionego kandydata, że to on osobiście kazał śledzić i podsłuchiwać Marcinkiewicza. A ponieważ jakaś eskalacja napięcia musi być – jak w dobrym kryminale – niewykluczone, że Tusk dowie się, iż Marcinkiewicz na własne oczy widział notatkę służbową o zleceniu służbom zamachu na jego życie. To wszystko będzie na pierwszych stronach gazet, a w audycjach telewizyjnych Marcinkiewicz będzie rzecz całą potwierdzał co godzinę nienaganną angielszczyzną – Yes, yes, yes. I znowu cały aparat państwowy będzie zaangażowany w wyjaśnianie działań odwetowych i marketingowych byłego premiera.
Aby zapobiec na przyszłość wstrząsom w państwie, należałoby wysłać Marcinkiewicza na jakąś odległą placówkę, ale koniecznie w miejsce, gdzie wszyscy mówią po polsku. Na przykład do Gorzowa. Z Londynu bowiem doszły mnie słuchy, że dyrektor w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju głosował wbrew zaleceniom Rady Gubernatorów. Nie ze złej woli, po prostu – nie rozumiał, o czym jest mowa. Ale może to tylko złośliwe plotki rozpuszczane nad Tamizą przez służby specjalne na polecenie prezydenta, a Marcinkiewicz głosował, jak zawsze, zgodnie ze swoim sumieniem.
Gdyby się jednak okazało, że ekspremiera rzeczywiście podsłuchiwano, i gdyby zachowały się nagrania, to warto by odtworzyć moją rozmowę z Marcinkiewiczem na temat powodów, dla których nie doszło do oczekiwanej przez społeczeństwo koalicji PO – PiS. Zwłaszcza opis rokowań Marcinkiewicz – Rokita z udziałem telefonu do Donalda Tuska unieważniającego wszystkie ustalenia oraz opinie Marcinkiewicza o Tusku byłby interesujący dla wszystkich. Muszę przyznać, że uwierzyłem wtedy premierowi na słowo, że PO to cieniasy, i tkwiłem w tym mylnym błędzie do niedawna.
Znowu trzeba się rewidować samemu, bo na służby nie można liczyć – są zajęte rewidowaniem Marcinkiewicza, choć się do tego nie przyznają. Ale to nic dziwnego – polityk tej klasy stanowi stałe zagrożenie i trzeba go stale albo śledzić, albo pilnować, mając na uwadze to, co stało się z Maratem w wannie. Na miejscu Marcinkiewicza chodziłbym do łazienki z rewolwerem.
Drugim zagrożeniem, tym razem dla ładu moralnego w Polsce, są historycy z IPN nazywani także przez co wykwintniejszych intelektualistów hołotą. Nie wiadomo jeszcze, co zawiera przygotowywana książka o Lechu Wałęsie, zwłaszcza nie wiadomo, czy jest prawdziwa, ale jedno już wiadomo na pewno – jest niesłuszna. To dziś podstawowa kategoria oceny publikacji historycznych, także tych nieobecnych jeszcze w powszechnym obiegu.
Trudno, jak książka Cenckiewicza i Gontarczyka wreszcie się ukaże, znów przeczytam książkę niesłuszną. Taka ci u nas tradycja i epokowa fluktuacja. Mój Ojciec czytał przed wojną „Od białego caratu do czerwonego” Kucharzewskiego albo „Lenina” Ossendowskiego jako książki słuszne. Ja przeczytałem je w młodości, za czasów Gomułki, kiedy były nie tylko niesłuszne, ale wrogie i sprzeczne z polską racją stanu. Teraz znowu są słuszne, choć nie dla środowiska „Krytyki Politycznej”, ale nawet ono nie domaga się spalenia ich na stosie pod Pałacem Kultury i Nauki imienia Stalina. Niewykluczone, że moje wnuki będą czytać Cenckiewicza i Gontarczyka w atmosferze słuszności, bo już nie będzie przy życiu nikogo, komu ta książka będzie zagrażała.
Poza tymi skromnymi uwagami historyczno-futurystycznymi nie mam na temat książki o Wałęsie nic do powiedzenia z prostego powodu – nie znam jej. Natomiast moją uwagę zwrócił język, jakim posługują się autorzy protestów. Aż żal serce ściska, że nie są związani ze środowiskiem księdza Rydzyka, Radia Maryja i „Naszego Dziennika”, bo wtedy dowiedzielibyśmy się jeszcze o spisku żydowsko-masońskim, intrydze odwetowców niemieckich czyhających na Gdańsk albo o poleceniu z Komisji Europejskiej rozprawy z Wałęsą w celu pozbawienia Polski suwerenności i ducha narodowego. Ale właściwie dlaczego ograniczać się do własnej sfery i zawężać zakres argumentów? Co przeszkadza oskarżyć Cenckiewicza z Gontarczykiem dodatkowo o syjonizm? W walce słusznego z niesłusznym wszystkie chwyty są etycznie dozwolone.
Wzorujcie się na Marcinkiewiczu. Nowe czasy wymagają nowych metod walki. Kaziorodztwo twórczo rozwinięte ma przyszłość. Oczywiście, tylko tę słuszną.
Autor jest felietonistą i publicystą dziennika „Fakt”
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Raz mały Kazio w klozecie
Usłyszał dziwne szmery,
Wieść gminna niosła, że amerykański Warner Bros Discovery zamierza sprzedać TVN Węgrom lub Czechom. Ale ja się z decyzji premiera cieszę. Dopisuję ją do mojej prywatnej listy „kamieni milowych” na drodze do przywrócenia praworządności w Polsce.
Donald Trump jeszcze niedawno mówił, że Robert F. Kennedy Jr. to „lewicowy wariat” z radykalnego skrzydła demokratów. Teraz zapowiada, że jako sekretarz zdrowia w jego administracji RFK będzie badał związek szczepionek z autyzmem. Jak się może skończyć to podlizywanie się antyszczepionkowcom?
Prezydent Andrzej Duda nie mógł ułaskawić Kamińskiego i Wąsika, choć Joe Biden przed prawomocnym wyrokiem ułaskawił swojego syna, ale według szefa MSZ ma załatwić, by Amerykanie nie wycofali się z NATO. A jeszcze niedawno minister Radosław Sikorski dowodził, że to rząd prowadzi politykę zagraniczną, a prezydent jedynie wykonuje jego instrukcje.
Wybory wygrywa ten, kto lepiej odczyta wibracje społeczne i uchwyci ton, w jakim rezonują problemy, o których mówi się przy stole. Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki muszą więc się wsłuchać nie tylko w głosy poparcia, ale przede wszystkim w pomruki niezadowolenia.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Być może noszenie lodówki, bieganie po parku czy wyciskanie sztangi to nie są kluczowe kompetencje prezydenta, ale kpiący z kampanii wyborczej prezesa IPN muszą pamiętać, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. I to naprawdę nie musi być Rafał Trzaskowski.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas