Bój o media publiczne stał się starciem Platformy Obywatelskiej z szefem TVP Andrzejem Urbańskim. Nie chodzi w nim o to, jaka ma być telewizja, tylko o to, kto kogo puknie. Obie strony prowadzą własne gry, które nie mają nic wspólnego z walką o silne i dobre media publiczne. Tymczasem problem nie polega na tym, żeby pozbyć się Urbańskiego, ani na tym, żeby telewizja przetrwała w obecnym kształcie. Telewizja publiczna wymaga wielkich zmian, ale na pewno nie można zabierać się do tego w taki sposób, jak próbuje to zrobić partia rządząca.
Przede wszystkim nie wiemy, do czego PO tak naprawdę zmierza. Rządowe prace nad ustawą medialną przebiegają w wielkiej tajemnicy. Pytałem kilka ważnych osób w państwie, kto je nadzoruje. Otrzymałem odpowiedzi, które świadczą, że przynajmniej niektórzy moi rozmówcy mówili nieprawdę.Podczas debaty, jaka na początku maja odbyła się w redakcji „Rzeczpospolitej”, pytałem o to panią poseł Iwonę Śledzińską-Katarasińską. Nie odpowiedziała. „Gazeta Wyborcza” donosiła, że pracami nad projektem kieruje Rafał Grupiński, który wcześniej mówił, że warto by częściowo sprywatyzować telewizję publiczną. Zapytany przeze mnie Zbigniew Chlebowski w Radiu TOK FM potwierdził, że to właściwy trop.Zwróciłem się więc do ministra Grupińskiego. Odpowiedział, że nie wie, kto pracuje nad ustawą. Zapewnił, że nie on. Zapytałem powtórnie, powtórzył, że nie pracuje. Oznajmił, że zajmują się tym jacyś eksperci, ale – jak twierdził – nie wie kto. Radził zapytać ministra kultury. Powracałem do kwestii kilkakrotnie, pytając, dlaczego ukrywa tę informację. Nie odpowiedział. Zapowiedział tylko, że będzie nad tym debata. Kiedy? Gdy powstanie projekt. Kto nad nim pracuje? Eksperci. Jacy? Nie odpowiedział.
Również ministra kultury pytałem o to, kto pracuje nad tą ustawą. Nie wiedział. Publicysta Michał Szułdrzyński w swoim programie w TVP 3 pytał o to samo Małgorzatę Kidawę-Błońską, posłankę PO z Komisji Kultury, która też podobno może zajmować się mediami. Nie uzyskał odpowiedzi. Na koniec rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka poinformowała mnie, że na razie trwają „prace koncepcyjne”, a „prace nad samą ustawą” jeszcze się nie rozpoczęły. Kto „pracuje koncepcyjnie”? Nie udzieliła odpowiedzi.
Dalibóg nie wiem, czym się różnią „prace koncepcyjne” od „pracy nad ustawą”. Zakładając, że to drugie jest domeną prawników, to pierwsza część, „praca koncepcyjna”, wydaje się najważniejsza i powinna toczyć się otwarcie. Tak czy inaczej ważne jest, by opinia publiczna mogła śledzić prace i by były one przejrzyste. Odmowa informacji na ten temat jest na granicy łamania prawa. Prawa dostępu do informacji publicznej.
Przeciwnicy partii rządzącej zarzucają jej, że chce zniszczyć telewizję publiczną, bo planuje, by na rynku dominowały sympatyzujące z nią stacje prywatne. Nie posuwam się tak daleko i nie chcę podejrzewać rządzących o takie intencje. Ale po aferze Rywina, po ujawnieniu wszystkich powiązań, półprywatnego trybu pracy nad ustawą medialną przez ekipę Leszka Millera, po ujawnieniu wszystkich e-maili, spotkań przy grillu, nieformalnych uzgodnień, musi odzywać się dzwonek alarmowy. Dziwię się, że politycy Platformy zapomnieli o tym doświadczeniu.