Kilka dni temu „Rzeczpospolita” użyczyła swoich łamów panu Januszowi Kochanowskiemu, rzecznikowi praw obywatelskich, który dzięki temu jeszcze przed rozpoczęciem procesu mógł wygłosić mowę obrończą we własnej sprawie karnej z oskarżenia prywatnego adwokatów Jacka Brydaka i Macieja Ziembińskiego.
„Czarne owce adwokatury”, tekst opublikowany przez Janusza Kochanowskiego w tygodniku „Wprost” w marcu 2005 roku, był artykułem niewartym uwagi, ale ważnym w karierze autora. W tamtym czasie nadchodziło nowe i dokopywanie adwokatom było mile widziane. Po tej publikacji pan Kochanowski wysforował się na czoło stawki kandydatów ubiegających się o urząd rzecznika praw obywatelskich.
Obserwując skutki niektórych publikacji prasowych zauważam, że adwokaci, choć często publicznie obrażani przez publicystów i dziennikarzy, niezmiernie rzadko sięgają po środek, jaki przysługuje każdemu zniesławionemu – oskarżenie prywatne. Trzeba naprawdę solidnie zniesławić adwokata, by trafić na ławę oskarżonych. Tak jest w przypadku Janusza Kochanowskiego.
Sprawę Jacka Brydaka i Macieja Ziembińskiego władze adwokatury potraktowały bardzo poważnie. W tym czasie pełniłem funkcję rzecznika dyscyplinarnego Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. Jacka Brydaka znam 50 lat. Pomimo to 21 lutego 2005 roku wszcząłem w tej sprawie z urzędu postępowanie wyjaśniające, w zasadzie na podstawie publikacji prasowych i przekazu telewizyjnego (akta postępowania RD/OG 6/05 do wglądu dla zainteresowanych!). Wydałem obszerne zarządzenie stanowiące podstawę pozyskania wszystkich ważnych dowodów, które należało ocenić przed wszczęciem postępowania dyscyplinarnego.
Rzecznik praw obywatelskich „stoi na straży wolności i praw człowieka i obywatela”. Zatem jego rolą nie jest oskarżanie swojego przeciwnika procesowego, bo to trąci prywatą