Politycy Platformy Obywatelskiej wystąpili w ostatnich dniach z dwoma pomysłami, które wymagają analizy i oceny w kategoriach prawnych. Pierwszym jest sugestia, aby osoby dopuszczające się czynów pedofilskich poddawać chemicznej kastracji, drugim, by kobiety w ciąży umieszczać obowiązkowo w urzędowym rejestrze po to między innymi, żeby można było ustalić, czy ostatecznie urodziły dziecko, a jeśli nie, to czy powodem było poddanie się przez nie nielegalnej aborcji.
Prawną ocenę pierwszej z tych propozycji poprzedzić by należało ustaleniem, czy kastracja miałaby być zabiegiem leczniczym, czy represyjnym. Ze słów premiera Donalda Tuska, który – według doniesień prasowych – powiedział, że pedofile nie są w istocie ludźmi i nie zasługują na ludzkie potraktowanie, wynikałoby, że chodzi o ich ukaranie i to jak najdotkliwsze, a nie o działanie terapeutyczne podjęte z nadzieją skutecznego wyleczenia.
Liczę, że premier słowa swe wypowiedział pod wpływem uzasadnionych skądinąd emocji, bo nieludzkie traktowanie kogokolwiek odczłowiecza raczej tego, kto stosuje wobec innych nieludzkie metody postępowania, niż tego, wobec kogo są one stosowane.
Jednakże o wiele ważniejsze dla sprawy jest ustalenie, jakie skutki w stosunku do fizycznych i psychicznych funkcji organizmu wywołuje lub wywołać może kastracja chemiczna stosowana jako – podkreślam – środek karny.
Czy jest zabiegiem, którego przeprowadzenie wpływa nie tylko tonizująco na przestępcze zachowania seksualne osób, czy także na inne ich czynności somatyczne i psychiczne? Czy wpływ ten może okazać się szkodliwy z punktu widzenia prawidłowego działania organizmu w dziedzinach odległych od zachowań, które miały zostać wyeliminowane? Czy zastosowanie środków chemicznych przynosi w każdej z tych dziedzin efekty nieodwracalne, czy jedynie przejściowe, a więc takie, które po jakimś czasie ustąpią, pozostawiając ślad w postaci eliminacji u danych osób skłonności o charakterze pedofilskim?