Gdy prawica popełnia harakiri

Prawica przekonana o swej absolutnej hegemonii na polskiej scenie politycznej przestała się kontrolować i zmierza ku samozagładzie. To najlepszy czas na zorganizowanie poważnej alternatywy politycznej – pisze publicysta

Aktualizacja: 27.10.2008 08:36 Publikacja: 27.10.2008 00:18

Oto trzy obrazy, które wryły się Polakom głęboko w pamięć. Obraz pierwszy: media dzień po dniu monitorują światowy kryzys finansowy, który niczym huragan przekracza granice kontynentów, pogrążając kolejne kraje w recesji, rujnując zaufanie obywateli do instytucji finansowych i banków, w których lokowali oszczędności. Europejscy przywódcy, widząc, jak w pył obraca się kapitał społecznego zaufania, zachodzą w głowę, jak zminimalizować skutki kryzysu uderzającego w europejskie rynki, a co za tym idzie, jak ochronić budżety zwykłych ludzi.

Obraz drugi: w tym samym czasie polski premier Donald Tusk z polskim prezydentem Lechem Kaczyńskim toczą zaciekłą wojnę. Wcale nie o to, jak uchronić Polskę i Polaków przed finansowym kryzysem, ale o to, kto ma pojechać na szczyt Unii Europejskiej. Obaj, nie zważając na zawirowania ekonomiczne i gospodarcze, które biją po kieszeni każdego z nas, spierają się o samolot, którym mają podróżować, krzesła, na których mają usiąść, i przepustki, dzięki którym można się dostać do gmachu obrad. Kryzys gospodarczy ani jednemu, ani drugiemu nie spędza snu z powiek.

Obraz trzeci: polskie media z niespotykaną skrupulatnością opisują, a przede wszystkim pokazują, jak Tusk kłóci się z Kaczyńskim. Dziennikarze w pocie czoła relacjonują, kto komu co przykrego powiedział, i ekscytują się, kto w tej prawicowej wojnie domowej będzie górą. Jeśli Polacy chcieli się dowiedzieć, jakie ważne tematy europejscy przywódcy poruszali na szczycie, musieli przełączać swoje telewizory na kanał BBC lub czytać zachodnie gazety.

Czy tak niewinne, zdawałoby się, spory polsko-polskie, do których trochę już przywykliśmy, to początek procesu pogrążania – silnej jak nigdy dotąd – rodzimej prawicy? Czy może raczej prezydent i premier triumfują, bo to wokół nich koncentruje się polityczny spór, a Polacy z konieczności muszą się opowiedzieć albo za Tuskiem, albo za Kaczyńskim?

[srodtytul]Absolutna deprawacja [/srodtytul]

Na spory o „krzesła” i „samoloty” premier z prezydentem mogliby sobie zapewne pozwolić, gdyby w kraju nie było bezrobocia, gdyby do domów zwykłych rodzin nie zaglądało widmo finansowego krachu i gdyby nasza waluta była silna.

Rzecz wygląda jednak inaczej, bo ludzie już zaczynają się obawiać, że mogą stracić swoje oszczędności (problemy ma grupa ING, którą rząd Holandii wsparł kwotą 10 mld euro – a to jeden z głównych ubezpieczycieli Polaków), widzą, że kolejne banki odmawiają im kredytu hipotecznego na zakup mieszkania, że firmy (fabryka Opla w Gliwicach, w której pracuje 2,8 tys. osób, wstrzymuje czasowo produkcję aut, bo nie ma ich kto kupować) zaczynają mówić o zmniejszaniu pensji i redukcji zatrudnienia. W takim klimacie gospodarczym i społecznym spory, jakie toczą politycy, są nie do wybaczenia.

Dlaczego zatem premier Donald Tusk, który ponoć z mlekiem matki wyssał lekturę społecznych nastrojów, tym razem okazał się na nie ślepy i głuchy? Dlaczego Lech Kaczyński budujący obraz prezydenta poważnego, by nie powiedzieć dostojnego, wdał się w urągającą powadze głowy państwa połajankę z rządem? Dlaczego obaj liderzy na szczycie w Brukseli całej Europie zafundowali darmową komedię, niszcząc wizerunek Polski jako kraju stabilnego i przewidywalnego? Dlaczego ośmieszyli markę „Polska”, na którą to nie oni, ale tysiące rodaków pracują w Londynie czy Dublinie? (To nie żart: sam byłem zaskoczony i dumny jednocześnie, kiedy spędzając ostatni miesiąc w Irlandii, słyszałem od mieszkańców Zielonej Wyspy tylko dobre opinie na temat mieszkających tam Polaków).

Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że źródło żenującego spektaklu, jaki zafundowali nam prawicowy premier z prawicowym prezydentem, leży w poczuciu ich absolutnej hegemonii. Jak doskonale wiemy, władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie.

To dlatego prawicowa PO i prawicowe PiS, którego liderem jest obecnie prezydent Lech, a nie prezes Jarosław, odkryły swoje prawdziwe oblicza. Przywódcom obu partii puściły wszelkie hamulce, gdyż żyją w błogim przekonaniu, że dla prawicy w Polsce – i tej rządzącej, i tej opozycyjnej – nie ma alternatywy. Po dwóch latach rządów prawicowego PiS mamy kolejny rok rządów prawicowej Platformy – i jeszcze przez jakiś czas jesteśmy na taki układ skazani.

Tyle że rządy prawicy, czy to mającej barwy PiS, czy PO, oznaczają stagnację i marazm. Polityka w ich wykonaniu przestaje być sztuką zawierania kompromisów w celu rozwiązywania problemów społecznych (tych w Polsce przecież nie brakuje: od konieczności zreformowania służby zdrowia po budowę dróg), a staje się brutalną walką o „nagą władzę”. Innymi słowy, ujmując rzecz w leninowskiej logice, idzie o to, kto kogo załatwi.

Paradoksalnie, podobny scenariusz już przerabialiśmy – i skończył się on katastrofą. Doskonale pamiętamy czasy, gdy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, guru oświeconej lewicy, a premierem Leszek Miller, guru eseldowskiego betonu. Także wtedy opinia publiczna musiała się interesować „szorstką przyjaźnią” liderów lewicy, tak jak dziś jesteśmy zmuszeni oglądać dramaty „szorstkiej przyjaźni” liderów prawicy.

[srodtytul]Wyborcy nabici w butelkę[/srodtytul]

Wniosek, jaki Polacy powinni wysnuć z tych doświadczeń, jest prosty: monowładza, czy prawicowa, czy lewicowa, hamuje rozwój kraju. Z drugiej jednak strony – co może stanowić rodzaj światełka w tunelu – władza przekonana o swej bezkarności i bezalternatywności popełnia samobójstwo. Taka jest historia żywego jeszcze „trupa”, czyli SLD, i do takiego finału zmierzają w Polsce rządy dwu formacji prawicowych: PO i PiS.

Nie widzą tego jeszcze zapatrzeni w siebie liderzy prawicy. Dlatego Jarosław Kaczyński i jego akolici bez mrugnięcia okiem wyrzucają z partii Ludwika Dorna, choć – wraz z Pawłem Zalewskim i Kazimierzem Ujazdowskim (cokolwiek by o nich sądzić), którzy wcześniej opuścili PiS – stanowił on o sile intelektualnej formacji Kaczyńskich. PiS przekonane o swej niezatapialności czeka, aż PO się wypali, a Polacy znów powierzą mu ster władzy. Choć to płonna nadzieja.

Z drugiej strony Platforma wciąż pozwala sobie na luksus nierządzenia, gdyż żyje w błogim przekonaniu, że – w ostatecznym rozrachunku – ludzie i tak zagłosują przeciw PiS, co da jej zwycięstwo. Zapomina jednak, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Tym bardziej że – o czym dziś przekonujemy się na własnej skórze – wyborcy zostali nabici przez PO w butelkę.

[srodtytul]Pozawarszawski ferment[/srodtytul]

To, że kończy się hegemonia prawicy, pokazują nie tylko sondaże, w których Polacy jasno wskazują, iż są zmęczeni obecnym układem i rozglądają się za alternatywą, ale przede wszystkim to, że pojawił się zdrowy ferment polityczny, jaki obserwujemy poza Warszawą. Może okazać się on zapowiedzią radykalnych zmian na polskiej scenie politycznej.Po pierwsze dla obecnej prawicy, która pokazała swą „paskudną twarz”, rodzi się poważny konkurent w postaci ruchu Polska XXI prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza i uciekinierów z PiS – na czele z Kazimierzem M. Ujazdowskim.

Warszawscy publicyści marudzą, że ruch ten jest prowincjonalny, zaściankowy, a Dutkiewicz to lider bez charyzmy. Tyle że Dutkiewiczowi i jego rzekomej bezbarwności dwukrotnie zaufali wrocławianie, wybierając go w wolnych wyborach na prezydenta miasta. I co najważniejsze – nie żałują tego. Mieszkańcy Wrocławia stawiają na niego, bo Dutkiewicz zdaje się być politykiem rzetelnym, dotrzymującym słowa i skutecznym w działaniu. A to, jak na polskie warunki, niemal obraz polityka idealnego.

Ponadto Polska XXI nie liczy chyba na szybki sukces, co należy policzyć jej na plus. Przeciwnie, przyciągając do swoich szeregów prezydentów miast i burmistrzów, ruchy samorządowe i stowarzyszenia, zaczyna budować partię „od dołu”, co w Polsce wydaje się kuriozalne, gdyż u nas partie zakłada się w świetle jupiterów, gdy zbierze się kilku tzw. znanych polityków i to najczęściej tuż przed wyborami. Jeśli jednak Dutkiewicz myśli o zbudowaniu poważnej i mocnej formacji politycznej, to długi marsz Polski XXI, do jakiego ta formacja zdaje się być gotowa, jest słusznym posunięciem. I może okazać się skuteczny.

[srodtytul]Lewica z kanapy [/srodtytul]

Podobny ruch zaczął się po lewej stronie. Jest bowiem jasne, że to najlepszy moment na stworzenie nowoczesnej centrolewicy. Tyle że organizatorzy krakowskiej konferencji „Otwarta Polska”, która miałaby być aktem założycielskim nowej centrolewicy, popełnili grzechy charakterystyczne dla każdej formacji kanapowej.

[wyimek]Źródło żenującego spektaklu, jaki zafundowali nam prawicowy premier z prawicowym prezydentem, leży w poczuciu ich absolutnej hegemonii[/wyimek]

Otóż do Krakowa zaproszono znane twarze – od Włodzimierza Cimoszewicza po Ryszarda Kalisza – po to, by zostały pokazane w telewizji. Trudno jednak oczekiwać, że elektorat uwierzy, iż w Krakowie mieliśmy do czynienia z nową jakością. Obserwując migawki ze zjazdu, człowiek nabierał przekonania, że konferencja była przedsięwzięciem spontanicznym. Utwierdził się zaś w tym przekonaniu, gdy przeczytał to, co czołowi politycy lewicy mieli w Krakowie do powiedzenia. Prócz banałów, że „Otwarta Polska” chce być proeuropejska i dla rządzącej prawicy chce być alternatywą, nie padło żadne zdanie, które zwolennik lewicy mógłby wziąć sobie do serca.

Przy takich okazjach kanapowi liderzy lewicy zachowują się jak stary ksiądz proboszcz, któremu nie chce się przygotowywać niedzielnego kazania, bo – jak wychodzi ze słusznego założenia – o Jezusie, jako ksiądz, coś zawsze wiernym powie. Mało tego, jeden z moich znajomych, starszy już dziś lewicowiec z krwi i kości, powiedział mi wprost: „Policzyłem ich na konferencji. Było ich za stołem prezydialnym akurat tylu, by dzięki naszym głosom dostali się do Parlamentu Europejskiego”. W Polsce nie powstanie żadna autentyczna lewica, jeśli będzie – jak zrobiła to „Otwarta Polska” – zakładać partię wyborczo-kanapową, mając w jawnej pogardzie lokalnych liderów i działaczy.

Lepszym wyczuciem nastrojów społecznych wykazał się lewicowy prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, który zainicjował współdziałanie lewicowych organizacji samorządowych i lokalnych przywódców pod hasłem „Rzeczpospolita Obywatelska”. Jeśli siły lewicy w ogóle marzą o powrocie do władzy, to nie tylko muszą połączyć działania, ale przede wszystkim zacząć mozolną pracę w terenie. Innej drogi nie ma.

Prawica – zarówno rządząca, jak i opozycyjna – jeszcze przez jakiś czas, nim się zorientuje, że zmierza ku samozagładzie, będzie zajęta prowadzeniem wojenek prawicowo-prawicowych. A to idealny czas, by zorganizowała się poważna alternatywa polityczna. Tylko czy potencjalni nowi gracze zdołają ten czas efektywnie wykorzystać?

[i]Autor jest filozofem i publicystą[/i]

Oto trzy obrazy, które wryły się Polakom głęboko w pamięć. Obraz pierwszy: media dzień po dniu monitorują światowy kryzys finansowy, który niczym huragan przekracza granice kontynentów, pogrążając kolejne kraje w recesji, rujnując zaufanie obywateli do instytucji finansowych i banków, w których lokowali oszczędności. Europejscy przywódcy, widząc, jak w pył obraca się kapitał społecznego zaufania, zachodzą w głowę, jak zminimalizować skutki kryzysu uderzającego w europejskie rynki, a co za tym idzie, jak ochronić budżety zwykłych ludzi.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?