Rozczarowany most Donalda Tuska

Dyskrecjonalny" nie oznacza "dyskretny", "ludyczny" to nie "ludowy", "spolegliwy" nie jest tym samym co "pokorny", a "kostyczny" jest przymiotnikiem niemającym nic wspólnego ze "sztywnym". Większość ludzi pojawiających się w polskich mediach używa błędnie tych sformułowań. Podobnie jest ze zdaniem: "rządy Platformy może i nie są najlepsze, ale przynajmniej przyniosły spokój społeczny i uspokojenie nastrojów".

Aktualizacja: 19.11.2008 18:46 Publikacja: 19.11.2008 18:43

[ul][li][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/19/marek-migalski-rozczarowany-most-donalda-tuska/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/li][/ul]

[srodtytul]Sopockie molo[/srodtytul]

Znacząca część osób nawet sympatyzujących z PO zdążyła już zauważyć, że jej rządy są stosunkowo mało ambitne, zwłaszcza w porównaniu z zapowiedziami z czasów kampanii wyborczej. Większość obietnic wówczas poczynionych daleka jest od realizacji, i nie widać nawet na horyzoncie fundamentów drugiej Irlandii, cudu gospodarczego, ostrej walki z korupcją, poprawy stosunków z Rosją czy z Niemcami, reformy służby zdrowia czy systemu edukacji. Wciąż się o tym mówi i niewiele się w tej materii robi. Na okoliczność roku funkcjonowania rządu zaserwowano nam "rewolucję październikową", zasypując Sejm projektami ustaw. Ale warto sobie zadać pytanie, pozostając w poetyce historycznej, dlaczego nie przeprowadzono "rewolucji lutowej" lub nawet "powstania dekabrystów" jeszcze w 2007 roku. Dlaczego czekano, i zmarnowano, okrąglutki rok na to, by dać wreszcie parlamentowi materiał do pracy?

Nie trzeba zresztą specjalnie wnikliwie badać tej atrofii woli w reformowaniu kraju, bo sami liderzy PO deklarują, że tym się właśnie różnią od swych poprzedników, że nie chcą wielkich reform, radykalnych korekt i głębokich zmian. Obecny gabinet ma być raczej administratorem, małym poprawiaczem, niewidocznym korektorem. I dlatego – tłumaczą premier i jego koledzy – niewiele się dzieje i niewiele zrobiono.

To może rozczarowywać i na własny użytek do opisania tego roku rządów PO i PSL używam pewnej metafory zaczerpniętej z "Ulissesa" Jamesa Joyce'a. Opisywał on tam molo jako "rozczarowany most" – takim właśnie sopockim molo są dla mnie roczne rządy Donalda Tuska.

Zauważa to zresztą coraz więcej wyborców i komentatorów, ale jedno wydaje się działać na korzyść tego rządu – spokój, jaki – rzekomo – wprowadził do polityki. Zwolennik PO, jeśli już brakuje mu argumentów na rzecz obrony swojej ulubionej partii, podejmuje właśnie ten argument i czyni go ostatecznym w wykazaniu wyższości obecnej ekipy nad poprzednią. Czy słusznie? Tylko po części.

[srodtytul]Wojna polsko-polska[/srodtytul]

Bo czyż naprawdę w ciągu ostatnich 12 miesięcy brakowało nam ostrych sporów, zajadłych walk i mocnych słów? Czy ostatni szczyt Rady Europejskiej w Brukseli nie był szczytem także w sensie natężenia konfliktu? Czy "wojna polskopolska", między PO i PiS, osłabła w minionym roku? Nic z tych rzeczy! Wciąż mamy eskalację tego konfliktu i nic nie zapowiada, by miał się on skończyć przed 2010 rokiem. Każda okazja jest dobra, by politycy obrzucali się epitetami, obrażali się wzajemnie, parli do konfliktów. Nawet gala z okazji rocznicy odzyskania niepodległości była pretekstem do brutalnej nawalanki.

Od wyborów mamy do czynienia z niesłabnącą wojną prowadzoną na linii rząd – opozycja, czyli dokładnie z tym samym, co było naszym doświadczeniem w latach 2005 –2007. Słowa "dureń", "głupek", "debil", "osioł", "matoł", "cham", "pijak", "paranoik" padają gęsto między politykami. Ilość protestów społecznych, demonstracji i strajków nie osłabła, a nawet się nasiliła. Działają komisje śledcze mające dorżnąć opozycję. Przeprowadzono próbę brutalnego przejęcia nie tylko mediów publicznych, co było udziałem także ekip poprzednich, ale także ubezwłasnowolnienia nadawców prywatnych.

Pedofilom premier odbierał prawo bycia ludźmi, min. Ewa Kopacz chciała ewidencjonować kobiety w ciąży, by zapobiegać nielegalnym aborcjom, a na działaczy PZPN nasyłano podporządkowane politykom urzędy skarbowe i prokuraturę. Trwa nieustanna wojna na linii prezydent – premier. A jednak tabuny komentatorów powtarzają jak mantrę, że "rok rządów PO przyniósł spokój, poprawę klimatu i języka debaty publicznej". Skąd to poczucie spokoju i wyciszenia, jakie – rzekomo – ma nam towarzyszyć w ostatnim czasie?

Pierwszym powodem powszechności tego sądu jest to, że wypowiadają go zwolennicy obecnej ekipy. Dla nich rzeczywiście ten rok jest spokojniejszy niż poprzednie dwa, bo rządzą ich ulubieńcy. I od razu świat wydaje się lepszy, ludzie życzliwsi i wiosna bardziej kolorowa. Wystarczyło jedynie, by Tusk zastąpił Kaczyńskiego i od razu błogość zapanowała w sercu, a łagodność w umyśle. Wszak kraj jest rządzony na powrót przez ludzi rozumnych – jak w starych, dobrych czasach rządów UW lub osobiście Aleksandra Kwaśniewskiego.

[srodtytul]Pod puchowym dywanem[/srodtytul]

Po drugie, o ile konflikty na linii rząd – opozycja są wciąż na wysokim diapazonie emocji, a nawet histerii, o tyle stosunki wewnątrz koalicji są prawie wzorowe. To – jak kiedyś pisałem na łamach "Wprost" – niespotykanie spokojna koalicja. Zwłaszcza w porównaniu z poprzednią, ale także z koalicjami SLD – PSL czy AWS – UW, o solidarnościowych koalicjach początku lat 90. nie wspominając. Konflikty wewnątrz rządu są załatwiane cicho i dyskretnie, walka toczy się pod dywanem, i to puchowym. Od czasu do czasu złośliwi żurnaliści wyciągną to i owo, ale szybko zwalnia się pechowego delikwenta, który był na tyle głupi, że dał się złapać, i kooperacja koalicyjna trwa w najlepsze. O ile w koalicji PiS – LPR – Samoobrona iskrzyło co tydzień, o tyle obecny rząd jest oazą spokoju i cichej współpracy. Pyskówka w stylu Julia Pitera – Eugeniusz Kłopotek zdarza się rzadko i – czego jakoś nikt nie zauważył – pozostaje bez konsekwencji.

Trzecim elementem tłumaczącym ten święty spokój – a raczej powszechne o nim przekonanie – jest reakcja świata dziennikarskiego na poczynania obecnego rządu. Owszem, łapie się go na paru lapsusach, potknięciach, a nawet nieprawościach, ale jakoś tak bez przekonania, bez tego szaleństwa w oku, które towarzyszyło walce z poprzednią ekipą.

Nikt dziś nie opowiada głupot, które jeszcze przed rokiem były oczywistością, że media muszą być w opozycji wobec władzy. Czasami ma się nawet wrażenie, jakby część z nich była trzecim koalicjantem – współpracującym, ale także dzielącym państwowe łupy wespół z działaczami PSL i PO. O ile w poprzednim rządzie każda wpadka lub błąd były rozdymane do rozmiarów apokalipsy i świadczyły o końcu demokracji, o tyle brzydkie sprawki obecnego gabinetu są kwitowane jedynie uśmieszkiem i wzruszeniem ramion.

Za samobójczą śmierć Barbary Blidy oskarżano "reżim kaczystowski" i powołano komisję śledczą. Ale samobójczej śmierci sędziego z Garwolina, także oskarżanego o udział w przestępstwie, nie poświęcano tzw. jedynek w gazetach i serwisach telewizyjnych. Okupację Kancelarii Premiera przez pielęgniarki przed półtora rokiem nazywano uzasadnionym protestem i wzywano Jarosława Kaczyńskiego do jak najszybszego podjęcia z nimi rozmów. Okupujących biuro poselskie Donalda Tuska związkowców z Sierpnia ,80 określa się jako podejrzanych radykałów łamiących prawo i zaleca się wysłanie przeciwko tym warchołom policji i prokuratury.

[srodtytul]Zarządzać czy rządzić[/srodtytul]

Ostatnim powodem powszechności mniemania o tym, że oto nastał nam czas spokoju, za który to spokój winniśmy wdzięczność Platformie, jest fakt, iż politykom tej formacji – o czym była już mowa – nie bardzo pali się do zaprowadzania jakichś radykalnych i znaczących reform. Wolą oni raczej zarządzać i administrować krajem, niźli rządzić i reformować go. O przyczynach tego stanu rzeczy pisałem wielokrotnie (do najważniejszych z nich należą prezydenckie ambicje Donalda Tuska, brak przygotowania do tak szybkiego przejęcia władzy, niechęć do wchodzenia w konflikty z wpływowymi i silnymi grupami interesu itp.). Ten dryf oznacza więc, że – w istocie – mniej jest konfliktów i sporów społecznych oraz politycznych, bo jak o nic nie chodzi, to nie ma też powodu do szarpaniny.

Rząd PiS chciał budować nową rzeczywistość polityczną, ustrojową i gospodarczą – miała się nazywać IV RP. I w celu ufundowania jej podstaw partia Kaczyńskiego wchodziła co rusz w spory i wojny z przeciwnikami politycznymi i społecznymi. By utworzyć CBA, rozwiązać WSI, dokonać (nieudanej zresztą) lustracji, zmuszona była do stałego wchodzenia w zwarcia i kolejne wojny (także ze swymi koalicjantami). To powodowało wrażenie – realne skądinąd – ciągłego konfliktu i napięcia. Ale było ono związane właśnie z tym, że PiS o coś chodziło, choć z tym "czymś" można się było nie zgadzać.

Na tym tle widać mizerię programową i brak ambicji PO w rządzeniu. O ile gabinet Jarosława Kaczyńskiego przypominał lodołamacz, który – robiąc strasznie dużo hałasu i z rzężącym silnikiem– powoli poruszał się do przodu, o tyle gabinet Donalda Tuska przypomina tratwę leniwie kołyszącą się na łagodnych falach tropiku. A rozpruwanie lodu przy maksymalnie eksploatowanym silniku czyni więcej hałasu niż plusk fali delikatnie rozbijającej się o nieruchomą tratwę.

[ul][li][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/19/marek-migalski-rozczarowany-most-donalda-tuska/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/li][/ul]

[srodtytul]Sopockie molo[/srodtytul]

Pozostało 99% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska