Kryzys może naprawić państwo

Naczytałem się ostatnio o tym, jak lewica i PiS chcą cynicznie wykorzystać kryzys do wzmocnienia swojej pozycji. A dlaczego niby to rząd nie może wykorzystać kryzysu? Stworzyć program naprawy państwa zgodny z liberalnymi wartościami – pisze Tomasz Wróblewski.

Aktualizacja: 03.02.2009 07:23 Publikacja: 03.02.2009 01:09

Kryzys może naprawić państwo

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/03/tomasz-wroblewski-kryzys-moze-naprawic-panstwo/]na blogu[/link][/b]

Spektakularne przesłuchania ministrów, marsowe miny wojewodów – milion tu, milion tam. I cała ta nowomowa o utrzymaniu „prorozwojowych” inwestycji, redukcjach, które nie dotkną „zwykłych ludzi”.

Rząd stanął do wyścigu o najpopularniejszy program antykryzysowy. Przeciwko związkom zawodowym, które podwyżkami chcą nakręcać sztuczny popyt. SLD szukającemu ratunku w drukowaniu pustych pieniędzy, PiS ze swoją wiarą we wszechobecne państwo.

Premier nie podchwycił modnego na Zachodzie wykupywania złych długów za pieniądze podatników. Nie poddał się histerii topienia kryzysu kredytowego w nowych kredytach. Zamiast o powiększaniu deficytu mówi o zaciskaniu pasa. Zamiast o dotowaniu podupadających firm – o gwarancjach dla tych, które się rozwijają. Stary dobry liberalizm wygrał z lewicowym populizmem.

Trudno oceniać program rządu, abstrahując od roszczeniowego otoczenia. Ganić za zaniechania w sytuacji, gdy alternatywą ma być amerykański czy europejski skrajny interwencjonizm. Program oszczędnościowy Donalda Tuska to dużo lepsze wyjście – ale i to wciąż dużo za mało.

Wszystkim zapatrzonym w ekipę amerykańskiego prezydenta Obamy dedykuję słowa szefa jego kancelarii Rahma Emanuela: „Nie pozwól, żeby taki kryzys się zmarnował. Nie trać okazji do zrobienia tego wszystkiego, czego nie dało się zrobić wcześniej”. I tak bardzo, jak odradzam polskiemu rządowi robienie tego, co chce zrobić Obama ze swoim państwem, tak bardzo życzę Tuskowi podobnej odwagi. To czas, żeby te wszystkie wielkie idee wolnego rynku stały się ciałem. Rzadka okazja, żeby zresetować państwo.

[srodtytul]Oczyszczająca recesja[/srodtytul]

To, co Marks mówił o oczyszczających właściwościach kryzysu, który wykańcza słabsze firmy, a otwiera drzwi przed dobrymi, możemy dziś powiedzieć o państwach. Thomas Friedman, autor książki „Świat jest płaski”, człowiek, który pierwszy opisał globalizację, teraz mówi o nowym porządku – o świecie wielu biegunów: Zachodu, Azji, petrodyktatur.

To będzie okres wielkich tektonicznych przesunięć – tak jak krach tulipanowy w XVII wieku, kryzys w 1873 roku, wielka depresja w 1929 roku czy kryzys azjatycki w 1997 roku. Każdy na swój sposób zmienił układ sił na światowych rynkach. Scenariusz się powtórzy. Tyle że skala przesunięć będzie większa. Bliższa wielkiej depresji niż załamaniom z początku tego wieku.

Pierwszymi ofiarami krachu są petrodyktatury: Rosja, Iran, Wenezuela, które obnosiły się z pogardą dla wolnorynkowych zasad i kapitalizmu. Nie widziały potrzeby ochrony własności prywatnej i wolnej konkurencji, o prawach człowieka nawet nie wspominając.

Najmocniej dotknięci zostają ci, którzy usiłują przechytrzyć system, przytapiając kryzys pożyczonymi pieniędzmi. Na skraju bankructwa są już gospodarki Hiszpanii, Grecji, Portugalii, które zaufały socjalistycznym programom swoich przywódców. Amerykański i brytyjski przemysł ratowany zapomogami będzie następny w kolejce. Jeszcze gorzej zniesie azjatycką konkurencję. Wielkie centra finansowe w Londynie czy Nowym Jorku pozostaną wielkie, ale w dużym stopniu uzależnione od chińskiego i arabskiego kapitału.

Kto zyska? Dużo napisano o Chinach, Indiach, ale są i pomniejsi gracze. Zaradni, oszczędni. Ci, którym wystarczy odwagi. Przeciwstawią się antykapitalistycznej histerii, oprą się nacjonalizacjom, interwencjonizmom i eskalacji deficytu. Tak jak wszyscy wyjdą poturbowani z kryzysu, ale ich pozycja w świecie będzie mocniejsza.

[srodtytul]Budżet zadaniowy[/srodtytul]

Oszczędności budżetowe są koniecznie. Ale nie robione tak, jak to sugeruje przewodniczący Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski – solidarnie, ciąć równo wszystkim. To żaden solidaryzm, to panika.

Od rządu oczekujemy wizji wychodzenia z kryzysu. Nowego podejścia do budżetu. Trzeba go stworzyć od nowa. W miejsce tygla, w którym topią się publiczne pieniądze, a potem rozlewają po urzędach, potrzebujemy budżetu zadaniowego.

Oszczędności same się pojawią, jeżeli przeprowadzona zostanie dogłębna analiza wszystkiego, czym rząd naprawdę musi się zajmować. Określenia niezbędnego minimum. Nie – co państwo jeszcze może pod siebie zagarnąć, nie – co powinno robić, ale tylko to, co musi zrobić. A reszta może lepiej i taniej będzie funkcjonowała w sektorze prywatnym lub na szczeblu samorządowym.

Oszczędności, zamrażanie pensji – to wszystko są spektakularne, ale krótkotrwałe działania. W miejsce ściętych kosztów pojawią się nowe w innym miejscu. Zmienią się formy zatrudnienia, zamiast podwyżek będą premie. Zawieszone programy zostaną ochrzczone „prorozwojowymi” i wrócą do budżetu. Tak jak wrócą zamówienia dla firm zbrojeniowych.

[srodtytul]Po co te ministerstwa[/srodtytul]

Ministrowie przed kamerami wyglądają na zmartwionych, że muszą rezygnować z zagranicznych placówek, biurek i programów, o których większość z nas nawet nigdy nie słyszała. Ale czy ktoś zadał sobie pytanie o sens istnienia tych wszystkich ministerstw? Skoro bogatsze państwa mogą funkcjonować bez ministerstw kultury, sportu, środowiska, instytutów filmowych, krajowych rad telewizji, to czy nie możemy pójść za przykładem najsprawniejszych?

To rzadka okazja, żeby postawić się wpływowym salonom żyjącym z dotacji kulturalnych. Oddać muzea radom powierniczym, finansowanie sztuki fundacjom rozdającym budżetowe granty, a pieniądze na sport niech idą za zawodnikami i konkretnymi projektami edukacji fizycznej. Jeżeli trzeba, to wróćmy do odpisów podatkowych na wspieranie organizacji pożytku społecznego.

Większość centralnych inicjatyw – jak choćby Orliki – może powstać bez urzędników w Warszawie. Wystarczy poszerzyć zasady i kompetencje partnerstwa publiczno-prywatnego. Obecne przepisy zostały fatalnie sformułowane. Tak jakby ktoś chciał się upewnić, że żaden urzędnik nigdy nie odważy się podpisać takiej umowy. Tony papierów, zastrzeżeń, zabezpieczeń, ewidencji, kontroli każdego samorządowca upewniają w jednym – odważ się wejść w takie partnerstwo, a służby kontrolne z prokuraturą na czele będą jeszcze twoim wnukom siedziały na karku.

Rok minął od zapowiedzi, że ustawa zostanie poprawiona. Widać Sejm nie miał na to czasu.

17 miliardów, jakich przez cały weekend szukali ministrowie, to 5,3 proc. budżetu. Realne, ale umiarkowane oszczędności. Nie spodziewajmy się, że dadzą nam zawrotne korzyści.

Rząd zakłada, że wzrost gospodarczy spadnie do 1,7 proc. i w takiej sytuacji oszczędności powinny pokryć różnicę. Arytmetyka się zgadza. Ale recesja to proces społeczny. Spotęgowany efekt strachu przed wydawaniem pieniędzy, uciekania przed bezrobociem na chorobowe i urlopy macierzyńskie.

W czasach, kiedy brakowało ludzi do pracy, system pomocy społecznej kosztował 8 mld złotych. Dziś już się dławi z braku pieniędzy. Zmarnowano dobre lata. Nie zreformowano systemu świadczeń, teraz spodziewajmy się zwielokrotnionych kosztów ociężałej biurokracji.

Jak na ironię właśnie urzędy pracy potrzebują szybkich zmian. Może warto pochylić się nad projektem PiS zakładającym sprywatyzowanie urzędów pracy i nagradzanie ich za wydajność. W końcu premier obiecywał sięgać po wszystkie dobre propozycje.

[srodtytul]Unijna komisarz bije na alarm[/srodtytul]

Głównym źródłem wzrostu gospodarczego w ostatnich latach był napływ kapitału z zewnątrz. Dziś z szacunków Instytutu Międzynarodowych Finansów (IFF) wiemy, że inwestycje na rynkach wschodzących Europy Środkowej spadną co najmniej o 65 proc. W tym roku to będzie zaledwie 30 mld dolarów w całym regionie, wobec 254 mld dolarów w roku 2008 i 393 mld dolarów w 2007. Polska odczuje to dotkliwie.

Rząd wiąże wielkie nadzieje z pomocą z UE. Pieniądze faktycznie są, ale czy jest odpowiednia infrastruktura do konsumowania tych środków. Komisja Europejska, dotąd chwaląca Polskę za dobre wykorzystanie unijnej kasy, teraz zaklina rząd, by przyspieszył przekazywanie eurodotacji beneficjentom. Ba, nawet nasza komisarz w UE Danuta Hübner bije na alarm w sprawie zaliczek na unijne projekty, które lądują na kontach bankowych, zamiast wspomagać projekty.

Ale nawet tam, gdzie pieniądze leżą na tacy, nie udaje nam się przewalczyć urzędniczej inercji. Umowy w sprawie autostrad na 2012 rok podpisano w 2007 roku. W 2008 roku PO przejęło władzę i zaczęło się klasyczne przesuwanie biurek. Zwalniano ludzi PiS. Pieniądze czekały na „wdrożenie się” kolejnych szefów Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Jak się wdrożyli, to oznajmili, że na mistrzostwa autostrad nie będzie.

Dotychczas żadna administracja nie poradziła sobie z wykorzystaniem unijnych funduszy. Wbrew buńczucznym deklaracjom PiS dwa lata rządów minister Grażyny Gęsickiej zapóźniły nas w procesie. Może czas pomyśleć o systemie, w którym płace urzędników będą uzależnione od tempa wpuszczania unijnych pieniędzy w gospodarkę?

[srodtytul]Obniżać podatki[/srodtytul]

Od nowa skonstruowany budżet pozwoli na redukcję podatków. Na redukcję, a nie zwiększanie, jak sugeruje rząd, przebąkując o antykryzysowym podnoszeniu składek zdrowotnych czy akcyzy. W pierwszej kolejności powinny być ograniczone obciążenia pracownicze sięgające 80 proc. płacy.

Związki zawodowe nie lubią rozmawiać o emeryturach. Wykorzystując strach przed zwolnieniami, rząd powinien dać związkom wybór: albo wczesne emerytury dla górników, mundurowych i całej reszty objętej ochroną, albo pieniądze na nowe miejsca pracy.

Obniżenie obciążeń dla pracodawców o połowę pozwoliłoby uratować miejsca pracy w małych i średnich firmach – w sumie w jednej trzeciej polskich zakładów. Tu często nie ma miejsca na redukcję zatrudnienia. Wybór jest między pracować a zamknąć drzwi.

Reforma musi też objąć KRUS. Wieś trzeba przyłączyć do Polski. Nie da się zaoszczędzić mitycznych 16 mld złotych, ale 3 miliardy są całkiem realne. Jeżeli jest coś, co powinniśmy przejąć z antykryzysowego programu Obamy, to obniżenie podatków dla gorzej uposażonych.

[wyimek]Tak, jak bardzo odradzam polskiemu rządowi robienie tego, co chce zrobić Obama ze swoim państwem, tak bardzo życzę Tuskowi podobnej odwagi[/wyimek]

Ostatnia PiS-owska redukcja podatków bardzo pomogła najlepiej zarabiającym. To dobrze. Obama ma jednak rację, że w czasach kryzysu nie ma lepszego sposobu na wpuszczenie pieniędzy na rynek niż zmniejszenie podatków dla uboższych. Pieniądze, dzięki obniżeniu pierwszego progu do 15 proc., natychmiast trafią z powrotem na rynek.

Wszystkim, którzy jak mantrę powtarzają, że nie stać nas na rewolucyjne zmiany, przypominam o wcześniejszych deklaracjach premiera Tuska dotyczących szybkiej ścieżki prywatyzacyjnej. Tam wciąż marnują się potrzebne miliardy. Mieliśmy nie tylko prywatyzować na potęgę, ale też stworzyć nowe, sprawne procedury. Gdzie one są?

[srodtytul]Brakuje odważnych[/srodtytul]

Minister skarbu Aleksander Grad zasłania się kryzysem. Podobno nie jesteśmy w stanie uzyskać teraz właściwej ceny. OK. Załóżmy, że nie było pierwszego roku rządzenia PO i świat zaczyna się dopiero od wybuchu kryzysu. Może warto w takim razie przyjrzeć się firmom notorycznie deficytowym. Sprzedanie ich za symboliczną złotówkę byłoby już niezłą ceną w dzisiejszych czasach.

Problem tylko w tym, że nie ma komu podjąć politycznie odważnej decyzji. Nie powstał nowy system wyceny własności publicznych. Urzędnicy przedstawiają sztucznie zawyżone wartości. Ceny nieruchomości, które były zawyżone w okresie prosperity, teraz są już kosmiczne. Nikt w ministerstwie nie odpowiada za to, że nie sprzedano jakiejś firmy, każdy musi się dalej tłumaczyć, dlaczego nie sprzedał drożej. Nie ma kar za zaniechanie prywatyzacji, są kary za działanie.

Przy okazji stoczni powiedzieliśmy sobie, że zaniechanie prywatyzacji było jak sabotaż. Dobrze brzmi, ale czy w związku z tym coś się zmieniło w systemie, który doprowadził do tej katastrofy?

Przeciwnie. Za chwilę okaże się, że mamy podobne problemy z portami. Też pozostają w państwowych rękach, a z nimi firmy ochroniarskie, kontenerowe, eksploatacja nabrzeża. Miliardowy dobytek. Pierwsze próby uporządkowania i prywatyzowania zapoczątkowano za rządów PiS (o dziwo). Nowy prezes z ramienia PO zaczął od zatrzymania procesu prywatyzacji (zanim jeszcze zadrżało na Wall Street) – po co się śpieszyć? Jeszcze go o coś oskarżą.

Politycy i urzędnicy kochają przemawiać o strategicznych gałęziach gospodarki, których nie sposób sprywatyzować.

[srodtytul]Strach przed prywatyzacją[/srodtytul]

Załóżmy na chwilę, że kraje, które w pełni sprywatyzowały swój przemysł energetyczny, gazowy, kolejowy i lotniczy, nie wiedzą, co robią. Ale czy faktycznie strategicznym interesem państwa polskiego jest budynek LOT w centrum Warszawy, którego nie chciano sprzedać, bo – jak twierdzi kierownictwo – to nasze srebra rodowe? Czy srebrem rodowym jest też państwowy sklep meblowy Emilia w środku Warszawy? Wielkie deficytowe instytucje, takie jak Poczta Polska czy PKP, to w rzeczywistości konglomeraty obrośnięte najrozmaitszymi spółkami, niemające nic wspólnego z bezpieczeństwem państwa.

Czy dalej wydaje nam się, że możemy wyjść z zapaści samymi oszczędnościami, bez głębokich zmian strukturalnych? Naczytałem się ostatnio o tym, jak lewica i PiS chcą cynicznie wykorzystać kryzys do wzmocnienia swojej pozycji. A dlaczego niby to rząd nie może wykorzystać kryzysu? Stworzyć nowy program naprawy państwa zgodny z ideałami i liberalnymi wartościami. Tego oczekuję od rządzącej partii. Nie chaotycznych cięć i szybko zawieranych kompromisów, ale wizji – gdzie ma być Polska, kiedy kurz recesji opadnie.

Kryzys tulipanowy, który tak chętnie jest dziś przywoływany jako matka wszystkich kryzysów spekulacyjnych, też miał swoją dalszą historię. Europejskie fortuny, gdy prysła bańka tulipanowa, znalazły nowe miejsce do parkowania pieniędzy: dzieła sztuki. Pieniądze mogły powędrować za hiszpańskimi czy włoskimi malarzami, ale wróciły do Holandii. Akonto tych inwestycji powstała cała nowa holenderska szkoła malarstwa. Stworzono pierwszy w świecie system masowej produkcji dzieł na zapotrzebowanie rynku. Holandia wyszła z kryzysu, bo umiała szybko przebudować i stworzyć nową mekkę dla światowego kapitału.

Autor jest publicystą, był m.in.

redaktorem naczelnym tygodnika „Newsweek Polska” oraz wiceprezesem wydawnictwa Polskapresse

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/03/tomasz-wroblewski-kryzys-moze-naprawic-panstwo/]na blogu[/link][/b]

Spektakularne przesłuchania ministrów, marsowe miny wojewodów – milion tu, milion tam. I cała ta nowomowa o utrzymaniu „prorozwojowych” inwestycji, redukcjach, które nie dotkną „zwykłych ludzi”.

Pozostało 98% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?