[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/02/bohdan-cywinski-laicka-europa-wierzacych-europejczykow/" "target=_blank]blog.rp.pl[/link][/b]
Artykuł księdza kardynała Stanisława Dziwisza w "Rzeczpospolitej" ([link=http://www.rp.pl/artykul/267121.html" "target=_blank]"Europo, kim jesteś i dokąd zmierzasz?"[/link]) ucieszył mnie samym faktem pojawienia się i dał do myślenia swoją treścią. Wystąpienie jednego z najwyższych polskich hierarchów na forum prasowym jest rzeczą rzadką i musi pobudzać publiczną debatę, zwłaszcza gdy dotyczy spraw tak niepokojących, jak dalsze historyczne perspektywy współczesnej Europy.
[srodtytul]Zmora kryzysu[/srodtytul]
W punkcie wyjścia artykułu dominuje troska o duchową tożsamość kontynentu dystansującego się od swych chrześcijańskich korzeni, dalej określone są wymogi uczciwej i przekonującej ewangelizacji – a więc zadania współczesnego Kościoła, przede wszystkim naszego, polskiego. Autor idzie tu – oczywiście – za myślą Jana Pawła II i Benedykta XVI. Wbrew dzisiejszej modzie komentatorskiej, lubującej się w szukaniu różnic między nimi, wskazuje na to, co w nauczaniu ich obu jest wspólne i najważniejsze. Artykuł jest krótki, poszczególne wątki raczej sygnalizuje, niż rozwija – jest swoistym spisem rzeczy do przemyślenia i rozmowy. Chcę w tym uczestniczyć. Kondycja współczesnej Europy budzi niepokój: mówią o tym ekonomiści, socjologowie, politycy, ale także filozofowie i teologowie: brak nam energii. I nie tej nawet, do której kurki pozostają na Kremlu, ale tej wewnętrznej, która podpowiada nam nasze decyzje. Kontynent od dawna posuwa się po linii najmniejszego oporu. Przyjemny konsumpcjonizm i idol wszystko ogarniającej łatwizny życia do wczoraj napełniały Europejczyka radosną beztroską.
Dziś nagle ujawniający się kryzys okazuje się zmorą, która najdotkliwiej uderzy w biednych, ale teraz najbardziej przeraża bogatych: luksus był już ich standardem, a teraz – ratuj się, kto może! Gospodarki poszczególnych krajów zaczynają zerkać w kierunku protekcjonizmu – mit UE jako lekarstwa na wszystko, jeśli się jeszcze nie chwieje, to w każdym razie w zbiorowej wyobraźni szarzeje.