Niech się święci 4 czerwca

Kłopoty z organizacją narodowego święta pokazały, że trudno jest się cieszyć na siłę. Można tylko poudawać. Z tym powinniśmy sobie jednak poradzić, bo na udawaniu znamy się najbardziej – pisze filozof społeczny

Aktualizacja: 26.05.2009 02:41 Publikacja: 26.05.2009 02:30

Niech się święci 4 czerwca

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Rosną obawy, że znowu przegramy. Nie, nie chodzi o wojnę, na przykład w Afganistanie, ani – co ważniejsze – o mecz piłki nożnej z Niemcami, ani nawet o walkę o prestiżowe stanowisko dla jakiegoś polskiego męża stanu w jakiejś niezmiernie ważnej instytucji międzynarodowej, które znowu mógłby nam sprzątnąć sprzed nosa niewydarzony Duńczyk czy Włoch. Tym razem chodzi o mur i „Solidarność”.

Choć – jak wie każde polskie dziecko – Lech Wałęsa przeskoczył mur, czym osobiście rozpoczął wyzwalanie nas z komunizmu, Europejczykom utkwił w pamięci inny mur – ten zburzony przez berlińczyków. I upierają się, by uznawać to za wydarzenie symbolizujące upadek komunizmu.

[srodtytul]Jak wznosić toasty[/srodtytul]

Rząd postanowił więc przypomnieć, jak było naprawdę, i na 4 czerwca zarządzone zostały centralne uroczystości w celu godnego upamiętnienia odzyskania niepodległości i upadku komunizmu. Miało to być święto dumy, jedności i radości. Niestety, pewna część polskiego społeczeństwa nie chce się cieszyć wystarczająco spontanicznie i gorąco, przedkładając swój partykularny interes – na przykład troskę o miejsce pracy, co tym bardziej jest niezrozumiałe, że dzięki ministrowi Rostowskiemu kryzysu w Polsce nie ma – nad dobro ogólne.

Powstało nawet uzasadnione podejrzenie, że elementy nieodpowiedzialne pod kryptonimem „NSZZ Solidarność” zamierzają zakłócić atmosferę ogólnonarodowego święta. I to w sytuacji, kiedy najlepsze siły narodu od Mariana Krzaklewskiego po Danutę Hübner skupiają się wokół partii rządzącej. Nawet Jerzy Urban przyznaje, że najchętniej głosowałby na PO.

Zaniepokojona stanem ducha społeczeństwa „Gazeta Wyborcza” publikuje instrukcje, jak powinniśmy manifestować radość, jak i kiedy mamy wznieść toasty. Być może wkrótce „Polityka” zaproponuje wzór właściwych transparentów. Jak inni mają zaakceptować naszą opowieść, skoro sami Polacy nie potrafią należycie w duchu jedności i radości uczcić swoich dokonań? – pytają zmartwieni politycy, publicyści i intelektualiści, którzy jeszcze do niedawna zwalczali wszelką politykę historyczną.

Na domiar złego Lech Wałęsa, nasze dobro narodowe, jedyna polska marka rozpoznawalna na świecie, nie wytrwał na postumencie wybudowanym mu przez rząd, partię i światłą część narodu. Zdezorientowany nieoczekiwanym wzrostem swej popularności oraz globalizacją błędnie zrozumiał hasło Platformy Obywatelskiej o drugiej Irlandii i sprzymierzył się z Declanem Ganleyem.

Kto wie, co się stanie, jeśli się nie pohamuje. Może UJ dostanie specjalną nagrodę od minister Barbary Kudryckiej za zachęcanie młodych naukowców do podejmowania kontrowersyjnych tematów, a „Gazeta Wyborcza” będzie drukowała w odcinkach fragmenty rozprawy Pawła Zyzaka?

[srodtytul]Marna opowieść rządowych wajdelotów[/srodtytul]

Powiedzmy jednak szczerze – w walce o mur od początku staliśmy na straconej pozycji. Przekonanie, że także inni – w tym samym stopniu jak Polacy – mogą podlegać sile perswazji rządowych specjalistów od wizerunku, jest dość komicznym przecenianiem własnych sił. Nie wszędzie liczą się tylko opowieści.

Czasami – choć trudno w to uwierzyć – do głosu dochodzi rzeczywistość. I to rzeczywistość sprawia, że przygotowana na 4 czerwca opowieść rządowych wajdelotów nie brzmi do końca przekonująco i nie wywołuje powszechnego entuzjazmu mas.

Polska przeszła do wolności drogą powolnej ewolucji, co – jak jeszcze do niedawna wbijano nam do głowy – miało być szczególnym powodem do dumy. Po wyborach 4 czerwca nastąpiła przecież jeszcze dogrywka, by zapewnić Sejmowi odpowiednie proporcje.

Tadeusz Mazowiecki, pierwszy premier III RP, był także ostatnim premierem PRL, a w jego rządzie zasiedli ludzie honoru z PZPR, w tym także główny policmajster ancien régime’u generał Czesław Kiszczak. Dopiero w grudniu zmieniono konstytucję i dopiero wtedy PRL oficjalnie zeszła do grobu. Ale na pierwsze wolne wybory czekaliśmy do jesieni 1990 r., a pierwsze wolne wybory parlamentarne jeszcze rok dłużej.

Generał Jaruzelski był pierwszym prezydentem III RP, a Aleksander Kwaśniewski, działacz komunistyczny – trzecim, i to jakże cenionym. Wprawdzie dzięki historycznemu porozumieniu ocaliliśmy dla demokracji ludzi takich jak Jerzy Jaskiernia, kandydat SLD do Parlamentu Europejskiego, ale ma to swą cenę – ewolucję trudniej jest fetować niż rewolucję.

[srodtytul]Niemiecki sukces[/srodtytul]

Ale jeszcze ważniejsze jest coś innego. Kanclerz Angela Merkel nie będzie musiała uciekać z Berlina do Ratyzbony lub w góry Harz, gdyż w ciągu 20 lat zjednoczone Niemcy osiągnęły niezaprzeczalny sukces.

Gdy Niemcy podpisywały układ zjednoczeniowy w 1990 roku, nie było wielkiego wybuchu radości, a w landach zachodnich przeważał wręcz chłodny sceptycyzm. Po 20 latach obywatele Republiki Federalnej ze spokojem i z zadowoleniem mogą jednak, mimo obecnego gospodarczego kryzysu, patrzeć na swe dokonania. Niemcy nie tylko odzyskały suwerenność, ale stały się potęgą europejską, a historię zawsze piszą zwycięzcy.

Oczywiście nie od razu powstały „kwitnące krajobrazy” zapowiadane przez Helmuta Kohla. Wielu dawnych obywateli NRD miało i ma kłopoty z dostosowaniem się do nowej sytuacji. Jednak w Niemczech wschodnich naprawdę zbudowano autostrady – i wcale nie uchodzi to za najważniejsze osiągnięcie tysiąclecia. Powstała nowa infrastruktura, odbudowano miasta, zbudowano nowe centrum Berlina.

Niemcy zdobyli się na ogromny wysiłek solidarności. Bogate regiony płaciły na biedne, Niemcy na zachodzie na Niemców na wschodzie. Współpracownicy Stasi zostali usunięci z administracji państwowej i uniwersytetów, postkomunistyczne sieci biznesowe nie miały nawet szans zaistnieć.

Mimo skandali, które ostatnio trapią Republikę (korupcja w Siemensie, ludyczne zwyczaje w Volkswagenie, inwigilacja dziennikarzy, współpraca z służbami specjalnymi Libii itd.), ogół obywateli uznaje swój kraj za sprawiedliwy i dobrze urządzony. Mimo kryzysu gospodarczego przemysł niemiecki pozostał wyjątkowo niemiecki.

Były kanclerz dzielnie reprezentuje interesy europejskie w Gazpromie. Podobnie jak w Polsce w Republice Federalnej nie wszyscy politycy są tytanami intelektu, ale w prezydium Bundestagu nie ma ludzi cierpiących na koprolalię (niedająca się opanować potrzeba wypowiadania przekleństw lub obelg – przyp. red.), żaden z parlamentarzystów nie urządza co tydzień żenujących przedstawień, prezydent jest powszechnie szanowany, a kanclerz Merkel nie uchodzi za osobę, którą można byłoby lekceważyć.

Politycy niemieccy nie biegają od rana do wieczora od studia do studia, by poddawać się upokarzającej procedurze, niemającej nic wspólnego z tym, co w świecie cywilizowanym nazywane jest wywiadem lub dyskusją.

[srodtytul]Rzeczpospolita Pozorów i Pozerów[/srodtytul]

Bilans dwudziestolecia w Polsce jest o wiele mniej jednoznaczny niż bilans niemiecki. Przestaliśmy być kolonią sowieckiego imperium, ale bieda i brak równości – równości wobec prawa i równości szans – pozostały. Nie daj Boże być w Polsce starym, chorym, niedołężnym i biednym.

Państwo polskie nie spełnia wielu podstawowych funkcji i już nawet się do tego przyzwyczailiśmy. Jesteśmy niemal całkowicie uzależnieni od kapitału zagranicznego. Nasi ekonomiczni stratedzy twierdzą, że na tym polega nasza wolność i rozwój gospodarczy.

Po krótkim okresie, w którym wydawało się, że możliwa będzie gruntowna reforma państwa, nie tyle wróciła III RP, ile nastała RPiP – Rzeczpospolita Pozorów i Pozerów. Mamy pozorny budżet, pozorny brak kryzysu, pozorne sukcesy w polityce międzynarodowej itd. I bardzo dobry wizerunek. Słowianie lubią, jak wiadomo, sielanki, więc i tę chętnie zaakceptowali.

Trudności z organizacją narodowego święta pokazały jednak, że trudno jest, niestety, cieszyć się na siłę. Można tylko trochę poudawać. Z tym powinniśmy jednak sobie poradzić, bo na udawaniu znamy się najbardziej.

I tylko nieprzyjemnym zbiegiem okoliczności właśnie na dwudziestolecie sprzedano pod naciskiem UE polskie stocznie nieznanej firmie zarejestrowanej na Antylach Holenderskich. Powiedziano nam, że powinniśmy być bardzo zadowoleni, gdyż może będzie się tam jeszcze produkować statki i nie wszyscy zostaną zwolnieni. Rzeczywiście rozbudowanie korzystnych kontaktów handlowych z Antylami może się okazać jednym z najważniejszych osiągnięć rządu PO, skoro także JP Family Foundation ma swą siedzibę w Curacao.

Gorsze przecież rzeczy mogą spotkać przemysł motoryzacyjny – szef Fiata po serii politycznych konsultacji w Niemczech (bez udziału UE) zapowiada, że po ewentualnym przejęciu Opla zamknięta zostanie fabryka w Tychach. Miejmy jednak nadzieję, że ambicja nie pozwoli Niemcom oddać Opla w ręce Włochów.

Ale nic lepiej nie oddaje ambiwalencji ostatniego dwudziestolecia jak owo zadowolenie narodu – który wybudował Gdynię, gotowy był umierać za Gdańsk i odzyskał Szczecin – z tej antylskiej transakcji.

Autor jest socjologiem i filozofem społecznym, profesorem Uniwersytetu w Bremie i UKSW w Warszawie. Współpracuje z „Rzeczpospolitą”

Rosną obawy, że znowu przegramy. Nie, nie chodzi o wojnę, na przykład w Afganistanie, ani – co ważniejsze – o mecz piłki nożnej z Niemcami, ani nawet o walkę o prestiżowe stanowisko dla jakiegoś polskiego męża stanu w jakiejś niezmiernie ważnej instytucji międzynarodowej, które znowu mógłby nam sprzątnąć sprzed nosa niewydarzony Duńczyk czy Włoch. Tym razem chodzi o mur i „Solidarność”.

Choć – jak wie każde polskie dziecko – Lech Wałęsa przeskoczył mur, czym osobiście rozpoczął wyzwalanie nas z komunizmu, Europejczykom utkwił w pamięci inny mur – ten zburzony przez berlińczyków. I upierają się, by uznawać to za wydarzenie symbolizujące upadek komunizmu.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?