Wiele miejsca „Aca” poświęcał Stolicy Apostolskiej i Kościołowi katolickiemu. Interesował się przede wszystkim polityką wschodnią Watykanu i relacjami Jana Pawła II z polską hierarchią. Jednak przekazywał też informacje dotyczące stosunkowo wąskich zagadnień, jak np. reakcji niższego duchowieństwa na zdecydowane stanowisko kardynała Josepha Ratzingera w sprawie tzw. teologii wyzwolenia czy relacji katolicko-żydowskich (w tym kontekście wiele miejsca poświęcił np. kwestii sporu wokół klasztoru Sióstr Karmelitanek w Oświęcimiu).
„Aca” nawiązał m.in. kontakt z ks. Giuseppe Bertello z Nuncjatury Apostolskiej przy ONZ, od którego uzyskał m.in. negatywny stosunek niektórych rzymskich kurialistów do polskich księży zaangażowanych po stronie „Solidarności”, interwencji Jana Pawła II u prezydenta Reagana w sprawie zniesienia sankcji. „Bertello interesował się naszą oceną polityki Glempa – raportował w sierpniu 1984 r. „Aca”. – Podkreśliłem pozytywny element dialogu, zrozumienia złożoności sytuacji, choć zarazem niedostatek w konsekwencji realizacji wspólnych uzgodnień, co odczytywane jest jako nacisk Watykanu. Zaznaczył, żebyśmy brali pod uwagę, że dostęp do papieża mają przede wszystkim osoby nie zawsze rozumiejące złożoność sytuacji w Polsce, a przede wszystkim nieprzychylne gen. Jaruzelskiemu”.
Po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki i w trakcie trwania procesu toruńskiego „Aca” starał się uzyskać informacje na temat ewentualnych konsekwencji tej sprawy dla wizerunku PRL i relacji z Watykanem. Jednak już w lutym 1985 r., powołując się na rozmowę źródła „Wik” z kardynałem Silvestrinim, uspokajał centralę wywiadu, pisząc: „Obecna sytuacja na linii Kościół – państwo traktowana jest jako przejściowa, gdyż Watykan nie jest zainteresowany kursem konfrontacyjnym, który w dłuższym okresie musiałby się negatywnie odbić na pozycji Kościoła w Polsce. Stąd m.in. wypowiedź Łopatki [na temat „możliwości aresztowania księży za działalność niezgodną z prawem” – przyp. S.C.] Watykan odczytuje tylko jako konieczny gest rządu wobec aparatu MSW po procesie toruńskim”.
[srodtytul]Informacje o niskiej wartości[/srodtytul]
Mimo tak szerokiego wachlarza poruszanych przez Czempińskiego kwestii jego praca w Genewie nie zyskała aprobaty centrali Departamentu I MSW. Oceny pracy za lata 1983 – 1987 są dla niego miażdżące. Stosunkowo najwyżej oceniono pracę Czempińskiego „po zagadnieniu watykańskim” i „dywersji ideologicznej”. Najmniej wartościowe materiały i informacje dotyczyły spraw amerykańskich, niemieckich i służb specjalnych państw NATO.
„Żadna informacja nie została oceniona jako bardzo dobra, a oceny dobre otrzymało jedynie 7 proc. całości nadesłanych materiałów i informacji. (…) Powyższe dane wskazują, że rezydentura przekazywała na ogół informacje fragmentaryczne, niepogłębione, o niskiej wartości. Przeważały zasłyszane poglądy, opinie osób przypadkowych. Stąd też znikoma ich część kwalifikowała się do wykorzystania. Brak było informacji o charakterze ściśle wywiadowczym, w tym z zakresu polityki międzynarodowej” – czytamy w ocenie pracy oficera „Aca” z lipca 1985 r.
Podobną opinię uzyskał Czempiński za okres 1985 – 1987, choć ppłk Krzysztof Siwek z Departamentu I MSW odnotował pewną poprawę jakościową przesyłanych materiałów. Jednak ogólnie „wyniki pracy informacyjnej rezydentury w Genewie” uznano jedynie za „zadowalające (dostateczne)”. Czempiński polemizował z opiniami centrali MSW. Przypominał, że całość pracy musi realizować w pojedynkę. – Dochodzi do tego izolacjonizm ze strony dyplomatów NATO wobec polskich przedstawicieli. Okoliczności te poważnie ograniczają możliwości pracy operacyjnej – tłumaczył podczas narady w lipcu 1985 r.
Niewykluczone, że nikłe efekty pracy Czempińskiego w Genewie wynikały również z faktu, że został ponowne zdekonspirowany. W sierpniu 1983 r., czyli niemal na początku pracy Czempińskiego w rezydenturze genewskiej, ppłk. Jerzy Koryciński przekazał Amerykanom wiele bezcennych tajemnic wywiadu PRL (m.in. informacje dotyczące oficerów, agentury i spraw związanych z działalnością Mariana Zacharskiego).
W lipcu 1987 r. odwołano mjr. Gromosława Czempińskiego z placówki w Genewie. Został najpierw zastępcą, a później naczelnikiem Wydziału X Departamentu I MSW. Funkcję tę pełnił do lipca 1990 r.
[srodtytul]Wiarygodny sojusznik[/srodtytul]
Cytowany już na początku Milton Bearden w „The Main Enemy” pod datą 20 lipca 1990 r. opisał nie najlepsze nastroje panujące wśród byłych funkcjonariuszy wywiadu PRL. „Ich przekonanie o przerażającej sile CIA osłabiało ich pewność siebie i ułatwiało dojście do wniosku, że upadek reżimu jest nieuchronny” – pisze Bearden, który przebywał wówczas w Warszawie i być może prowadził jakieś rozmowy z elitą Departamentu I MSW.
Jego zdaniem również Czempiński nie miał pewności co do własnej przyszłości w nowych służbach. „Był zawsze chwalony za odwagę i wyobraźnię, ale teraz jego kariera była w rękach stoczniowców, przywódców związkowych i byłych prawników, którzy spędzili czas w podziemiu bądź w więzieniu za swoje nieposłuszeństwo wobec reżimu, któremu on służył” – napisał. Tym też oficer CIA tłumaczy zorganizowaną akcję niszczenia akt Departamentu I, której celem miało być ukrycie „dobrze ulokowanych szpiegów” w szeregach „Solidarności”.
Bearden przywołuje słowa płk. Aleksandra Makowskiego, byłego naczelnika elitarnego i „zasłużonego” w walce z solidarnościowym podziemiem Wydziału XI Departamentu I MSW, który w obliczu przejęcia władzy przez ludzi „Solidarności” mógł powiedzieć, że „dokumenty faktycznie zniknęły”.
Warto się zastanowić, dlaczego wspomina o tym wszystkim Milton Bearden – legendarny oficer CIA mający za sobą operacje wywiadowcze w Niemczech, Pakistanie i Afganistanie. Być może sugeruje on w ten sposób, że zaprawieni w bojach przeciwko Stanom Zjednoczonym byli wywiadowcy Departamentu I MSW w warunkach niepewności zaoferowali Amerykanom swoje doświadczenie i pomoc, licząc, że ich dawne przewinienia zostaną zapomniane.
Do tej hipotezy skłania mnie lektura innego fragmentu książki Beardena. Pod datą 25 października 1990 r. opisał on wydarzenia, które z udziałem Czempińskiego rozegrały się w Bagdadzie: „Czempiński zdecydował się sam przeprowadzić operację ratunkową. Wślizgnął się do Iraku z grupą funkcjonariuszy polskiego wywiadu i opracowywał plan naprędce, tuż pod nosem szpiegowskiej aparatury Saddama Husajna. Początkowo prawie stracił nadzieję na znalezienie sposobu przechytrzenia irackiej inwigilacji. Lecz ostatecznie, 25 października – dwa miesiące po tym, jak CIA zwróciło się do niego o pomoc – Czempińskiemu i jego grupie, posługującym się fałszywymi dokumentami, udało się po cichu wywieźć Amerykanów z Iraku, zanim Irakijczycy zdążyli ich namierzyć”.
Dalej pisał Bearden: „Sukces tej operacji przyniósł ogromną ulgę ministrowi spraw wewnętrznych Andrzejowi Milczanowskiemu. Podjął on duże, osobiste ryzyko, trzymając ją w tajemnicy przed swoim premierem, z tym większym zadowoleniem i wyraźną dumą przywitał oficerów CIA, którzy w swojej drodze powrotnej do Stanów Zjednoczonych zatrzymali się w Warszawie. Decyzja Milczanowskiego o niewtajemniczaniu swoich przełożonych szybko poszła w niepamięć na fali euforii, jaka nastąpiła w Warszawie z powodu niesamowitego wpływu operacji irackiej na stosunki polsko-amerykańskie. Nagle negocjacje w sprawie umorzenia długu zaczęły przebiegać pozytywnie, a Polskę postrzegano teraz jako partnera i wiarygodnego sojusznika”.
[srodtytul]Przeszłość procentuje [/srodtytul]
Wydaje się, że wciąż wyjątkowe wpływy polityczno-biznesowe Gromosława Czempińskiego wynikają z dwóch powodów: wieloletniej pracy w tajnych służbach PRL – zarówno w centrali Departamentu I MSW, jak i na placówkach w Stanach Zjednoczonych i Szwajcarii oraz udziału w operacji ewakuacyjnej sześciu agentów CIA z Iraku w przededniu tzw. pierwszej wojny irackiej (1990 r.).
W III RP przeszłość Czempińskiego zaczęła procentować. Umiejętnie połączył on swoje doświadczenia i wiedzę z okresu pracy w tajnych służbach PRL (kontakty, działanie w sytuacji ryzyka, znajomość mechanizmów gry rynkowej, kontakty z zachodnim światem biznesu, polityki i służb) z wygodnym alibi „najlepszego przyjaciela Amerykanów”, puszczających w niepamięć jego komunistyczną przeszłość.
Jest faktem, że dzięki operacji irackiej życie płk. Gromosława Czempińskiego rozpoczęło się jakby od nowa. Przeszedł szkolenie antyterrorystyczne w Stanach Zjednoczonych. W latach 1990 – 1992 był zastępcą dyrektora zarządu I UOP ds. operacyjnych. Z rąk prezydenta Wałęsy, któremu pomógł „skompletować” akta „Bolka” (miał w tej sprawie zarzuty prokuratorskie), otrzymał awans na generała brygady.
Był najpierw wiceszefem (1993 r.) a później szefem UOP (1993 – 1996). We wrześniu 1994 r. ostrzegł ówczesnego marszałka Sejmu Józefa Oleksego przed kontynuowaniem kontaktów z Władimirem Ałganowem. Będąc odpowiedzialnym za wywiad i kontrwywiad, nadzorował sprawę „Olina” i słynną operację „Majorka”, którą realizował jego kolega Marian Zacharski.
Tłumaczył później, że nie traktował Oleksego jako agenta rosyjskich służb specjalnych. Według niego Oleksy „mógł być natomiast źródłem informacji, informatorem, kontaktem służbowym lub czymś innym, np. towarzyskim kontaktem wykorzystywanym kapturowo”.
Skonfliktowany z SLD (sprawa „Olina”) i ekipą prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego odszedł z tajnych służb. Ku zaskoczeniu wielu wystąpił niedawno na konferencji prasowej SLD, protestując przeciwko ustawie deubekizacyjnej przygotowanej przez PO, która pozbawia byłych funkcjonariuszy SB części świadczeń emerytalnych.
W dalszym ciągu zapewnia, że jest zwykłym obywatelem i mocno zapracowanym biznesmenem. Okazuje się, że nie tylko biznesmenem… [i]
[i]Autor jest historykiem, byłym pracownikiem IPN. Wydał m.in. (wspólnie z Piotrem Gontarczykiem) książkę pt. „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” [/i]