Pochowajmy już tę tarczę

Czy poważny kraj bez mrugnięcia okiem może się godzić na to, by mocarstwo – nawet takie jak Ameryka – traktowało jego terytorium jak bojowy poligon?

Publikacja: 07.09.2009 00:42

Pochowajmy już tę tarczę

Foto: Fotorzepa

O tym, że Amerykanie nie zbudują w Polsce tarczy antyrakietowej, wiedzieliśmy już dokładnie 4 listopada 2008 r., czyli w dniu, kiedy Barack Obama w cuglach wygrał wybory prezydenckie.

Ale my, jak to mamy w zwyczaju, wolimy żyć złudnymi nadziejami, niż spojrzeć prawdzie w oczy. Przecież jeszcze jako kandydat Obama nie krył swojego sceptycyzmu wobec ostatniego wielkiego projektu militarnego, jaki w spadku chciała mu zostawić Bushowska administracja.

[srodtytul]Gra niewarta świeczki[/srodtytul]

Jednak decyzja o złożeniu tarczy do grobu nie jest dyktowana tym, że projekt przygotowała neokonserwatywna administracja. Obama już nieraz pokazał, że nie waha się kontynuować tych celów administracji republikańskiej – jak choćby zwiększenie kontyngentu wojskowego w Afganistanie – które uznaje za słuszne i pożądane. Co więcej, nie zawahał się zatrudnić w swej administracji takich ludzi, jak szef Pentagonu Robert Gates czy generał James Jones, bliski przyjaciel McCaina, związany z republikanami. Obama rezygnuje z budowy tarczy antyrakietowej, gdyż gra nie jest warta świeczki.

Tarcza w założeniu ma chronić Amerykę i jej sojuszników przed takimi państwami jak Iran. Tyle że Iran ma przed sobą co najmniej kilka lat intensywnej pracy, jeśli poważnie myśli o budowie międzykontynentalnej rakiety balistycznej. Jest to więc czas na ofensywę dyplomatyczną i na negocjacje, by powstrzymać wyścig zbrojeń, a nie podkręcać jego dynamikę, do czego przyczyniłaby się budowa tarczy w Polsce.

Pokoju nie buduje się przez wyścig zbrojeń, ale przez jego redukcję. I nie przez ataki wyprzedzające i jednostronne uderzenia, lecz przez negocjacje i dyplomację. A do tego celu Ameryka potrzebuje Rosji, która mówi tarczy „nie”. Nie to jednak wpływa na decyzję Obamy, ale to, że – w przeciwieństwie do Busha – wierzy on w „soft and smart power”. I chce jej używać. Jakie będą tego efekty, przekonamy się w ciągu kilkunastu najbliższych miesięcy. Bo jakie są skutki „hard power”, którą stosował Bush, przekonaliśmy się na własnej skórze.

Dalej: tarcza budzi poważne wątpliwości natury technologicznej. Jeśli nawet Ameryka nie zaniechałaby jej budowy, to nikt w zasadzie nie dawał gwarancji, że ostatecznie będzie ona działać jak szwajcarski zegarek. A tylko tak działająca tarcza mam sens. Negatywna ocena możliwości technicznych sprawności tarczy nie pada tylko z ust lewicowych polityków amerykańskich, ale i wojskowych ekspertów. Raport amerykańskich agencji wywiadowczych podważa sensowność całego projektu.

I ostatnia kwestia: projekt budowy tarczy jest astronomicznie kosztowny. A na wyrzucanie pieniędzy amerykańskiego podatnika w błoto Obama nie może sobie pozwolić, gdy USA pogrążone są w recesji i gdy jest już jasne, że bez kolejnych milionów dolarów nie będzie można mówić o sukcesie w Afganistanie czy Iraku. Lobby militarne, związane przede wszystkim z Partią Republikańską, rozdziera więc szaty, bo traci gigantyczne kontrakty, i będzie oskarżać demokratyczną administrację, że grzebie jedynie skuteczny system obrony przed teherańskim reżimem. Tego jednak można się było spodziewać.

[srodtytul]Czołgi USA pod Suwałkami[/srodtytul]

Czy jednak fiasko budowy tarczy antyrakietowej, co dla Polski jest najważniejsze, osłabi nasze bezpieczeństwo? A może przeciwnie – zasadniczo je wzmocni?

Trzeba być ślepym, by nie zauważyć, jak zmienił się świat, by sądzić, iż porzucenie przez Biały Dom projektu budowy tarczy jest daniem Rosji zielonego światła do agresywnych działań wobec krajów bałtyckich i wobec Polski. Ten argument wciąż się pojawia w ustach rodzimych zwolenników budowy tarczy. Co więcej, rozdzierają oni szaty i przekonują – gdy tylko pojawił się pomysł budowy tarczy – że powinniśmy jeszcze Ameryce dopłacić, aby zechciała na naszym terenie ustawić wyrzutnie. To absurd.

Miłośnicy tarczy nie widzą, że polityka sprowadza się dziś do twardej pragmatyki. I USA w jej imię potrzebują Moskwy do poskromienia militarnych zapędów Teheranu, zapewnienia stabilizacji w Afganistanie – stąd słynny waszyngtoński „reset” w relacjach z Rosją. Co więcej, dziś w ogóle nie dyskutowalibyśmy o tarczy, pomrukiwaniach „rosyjskiego niedźwiedzia” o rakietach w Królewcu, gdyby nie plany jej budowy. Jeśli projekt budowy tarczy wyląduje tam, gdzie jego miejsce, czyli na śmietniku historii, Waszyngton i Moskwa zajmą w końcu się innymi sprawami niż Polska i tarcza.

Zdumiewa jednak logika myślenia polskich polityków niemal wszystkich opcji. „Musimy mieć tarczę antyrakietową w Polsce – powtarzają – bo to sprawi, że na naszym terenie powstaną amerykańskie bazy i stacjonować będą amerykańscy żołnierze. I dopiero wtedy będziemy mieli pewność i gwarancję, że NATO funkcjonuje”. Jak powiedział mi przyjaciel Polski Timothy Snyder, profesor Yale University, logika takiego myślenia idzie w kierunku budowania NATO i zaraz potem NATO-bis. Dopiero jak będziemy należeć do NATO-bis, czyli mieć żołnierzy amerykańskich w Polsce, poczujemy się bezpieczni.

Ale ten sposób myślenia nie ma końca. Bo za rok możemy uznać, że potrzebujemy amerykańskich czołgów w okolicy Suwałk, a za dwa lata amerykańskich okrętów stacjonujących w Kołobrzegu itd. Gwarantem naszego bezpieczeństwa jest NATO. Im silniejszy i sprawniejszy sojusz, tym nasze bezpieczeństwo pewniejsze.

[srodtytul]Tęsknota za republikanami[/srodtytul]

W tej dyskusji nie brakuje też emocji, które odbierają jasność widzenia. „Ameryka jest niewdzięczna”, „To koniec polsko-amerykańskiej randki w historii” – słyszymy. Nie dość, że USA wykiwały nas z tarczą, to jeszcze na obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej nikt ważny zza oceanu się do nas nie pofatygował. I dopiero po protestach strony polskiej przyjechał szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego gen. James Jones.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że polscy komentatorzy tęsknią za rządem republikanów. To wynik przekonania, że Obama i demokraci nas nie rozumieją. Co innego republikanie, ci zawsze jak lwy bronili naszych interesów. Gdyby dziś w Białym Domu zamieszkiwał McCain, z pewnością osobiście pojawiłby się na Westerplatte.

Tyle że to nieprawda: historia pokazuje, że to demokraci rozszerzyli NATO, a nie republikanie, i że w czasie pierwszej „Solidarności” popierała ją zarówno amerykańska lewica, jak i konserwatyści. Myślenie według logiki: „republikanie są propolscy, a demokraci antypolscy”, nie ma sensu.

Prezydentura Obamy jest za to okazją, by Warszawa na trzeźwo przemyślała amerykańsko-polskie relacje. I własną politykę zagraniczną. Bo dziś jest ona pasywna. Rząd mówi: „My jesteśmy otwarci i jeśli Ameryka się zdecyduje, to może u nas tarczę budować”. Czy poważny kraj bez mrugnięcia okiem godzi się na to, by nawet takie mocarstwo jak Ameryka mogło traktować jego terytorium niczym bojowy poligon?

Podobnie zachowujemy się w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Prezydent Lech Kaczyński mówi: „Podpiszę traktat, gdy przyjmie go Irlandia”. Czy poważny kraj może swoje strategiczne i cywilizacyjne decyzje uzależniać od decyzji obywateli innego państwa?

Jeżeli chcemy, by inni nas szanowali i liczyli się z naszym stanowiskiem, musimy zacząć szanować samych siebie i prowadzić taką politykę, która będzie realizować przede wszystkim nasze cele. Bo jak na razie trudno się oprzeć wrażeniu, że tańczymy tak, jak nam inni zagrają.

[i]Autor jest filozofem i publicystą. Publikuje m.in. w „Newsweeku”, „Polityce” i „Tygodniku Powszechnym”[/i]

O tym, że Amerykanie nie zbudują w Polsce tarczy antyrakietowej, wiedzieliśmy już dokładnie 4 listopada 2008 r., czyli w dniu, kiedy Barack Obama w cuglach wygrał wybory prezydenckie.

Ale my, jak to mamy w zwyczaju, wolimy żyć złudnymi nadziejami, niż spojrzeć prawdzie w oczy. Przecież jeszcze jako kandydat Obama nie krył swojego sceptycyzmu wobec ostatniego wielkiego projektu militarnego, jaki w spadku chciała mu zostawić Bushowska administracja.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?