Rakietowy gambit Obamy

Barack Obama poświęcił Polskę w obliczu realnego zagrożenia pierwszym, zaczepnym atakiem nuklearnym współczesnego świata planowanym na Izrael – pisze publicysta

Aktualizacja: 24.09.2009 09:55 Publikacja: 24.09.2009 01:56

Rakietowy gambit Obamy

Foto: Fotorzepa

Red

Jeden z największych szachistów świata Garri Kasparow w książce „Jak życie imituje szachy” pisze, że pierwszym stopniem do opanowania gry politycznej jest rozpoznanie wrogów i przyjaciół – „zadanie łatwe na czarno-białej szachownicy, ale znacznie trudniejsze w szarej materii polityki”. Teorię Kasparowa potwierdza zagubienie, z jakim polska dyplomacja porusza się po czarnych i białych polach amerykańskiej polityki, czego efekty co pewien czas boleśnie dają o sobie znać.

Choć bardzo ta prawda nas, Polaków, boli, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: Polska jest w tej grze pionkiem, nie królową – i w dodatku pionkiem poświęconym w celu uzyskania przewagi w gambicie Obamy, który można było przewidzieć.

[srodtytul]Ruchy wstępne[/srodtytul]

Kandydat na prezydenta USA Barack Obama zapewniał, że gdy zostanie prezydentem, pozostawi tarczę antyrakietową jako koncepcję obronną USA, pod warunkiem, że system ten będzie sprawny. Czy Obama kłamał? Nie. W języku polityki jego wypowiedź zawierała dwa elementy: tarcza antyrakietowa pozostanie głównym elementem obronnym Stanów Zjednoczonych. Fakt. Drugi człon oświadczenia był warunkowy – kontynuacja systemu w zależności od jego efektywności – co zostawiało przyszłemu prezydentowi niezbędne pole manewru.

[wyimek]Za rok będzie inny Kongres, a za trzy lata być może nie będzie Obamy. Tarcza antyrakietowa jest i pozostanie, podobnie jak podpisy na dokumentach sprzed roku[/wyimek]

Taką samą furtkę zostawił sobie zresztą George Bush w pakcie Sikorski – Rice o budowie komponentów tarczy w Polsce. Umowę opatrzono bowiem klauzulą „przesuwającą rakiety Patriot z Niemiec do Polski ze 100-osobową obsługą amerykańskich żołnierzy w razie problemów z wdrażaniem koncepcji tarczy rakietowej w Polsce”.

Sekretarz obrony USA Robert Gates podczas spotkania ministrów obrony NATO w Krakowie 20 lutego 2009 r. przypomniał polskim sojusznikom, że „już rok temu (za prezydentury Busha) sygnalizował Rosjanom, że jeśli nie będzie irańskiego programu rakietowego, nie będzie też potrzeby budowy silosów dla rakiet przechwytujących w Polsce”.

11 lutego 2009 r. podsekretarz Stanu ds. politycznych William J. Burns przekazał poufny list Baracka Obamy do Dmitrija Miedwiediewa. Polski MSZ musiał znać tę notatkę choćby dlatego, że treść listu przeciekła do dziennika „New York Times”. „Jeśli Rosja pomoże zlikwidować zagrożenie ze strony Iranu, nie będzie potrzeby budowania systemu obrony rakietowej w Europie Wschodniej” – napisano w nim. Dwa miesiące później do tak przygotowanej szachownicy zasiedli w Londynie prezydenci USA i Rosji, dogrywając los polskich instalacji tarczy w kolejnym spotkaniu w Moskwie.

Wydaje się mało prawdopodobne, by polski MSZ nie śledził tego dialogu mocarstw toczącego się ponad naszymi głowami. Dlaczego więc nasuwa się nieodparte wrażenie, że polskie władze są gambitem Obamy zaskoczone? A może zaskoczenie rządzących jest elementem populistycznej gry z narodem, który tarczy antyrakietowej nie chce, ale zamiast się cieszyć, krzyczy za polskimi mediami: „zdrada!”. Może lepiej grać w rankingi popularności, a po przegranej szachowej partii zwalić wszystko na amerykańskich cwaniaków? Może cena za etykietę wykiwanych nie jest taka wysoka? Może jest niższa niż cena, którą trzeba by zapłacić, próbując uświadamiać Polakom, że droga do uznania świata nie musi polegać na utrzymywaniu mitu Polski jako kraju z misją? Może czas na polski pragmatyzm?

[srodtytul]Poświęcenie polskiego pionka[/srodtytul]

Gambit Obamy poświęcił Polskę w obliczu realnego zagrożenia pierwszym, zaczepnym atakiem nuklearnym współczesnego świata planowanym na Izrael. W Jerozolimie nikt nie ma wątpliwości, gdzie poleci pierwsza rakieta z głowicą nuklearną irańskiego „programu energetycznego” i dla Izraela jest to walka o byt, w której pozostaje mało miejsca na kompromisy.

Wystarczyło spojrzeć na miny polityków w czasie „przyjacielskiego” spotkania Baracka Obamy i Beniamina Netanjahu w Białym Domu. W półtoragodzinnej rozmowie w cztery oczy premier Izraela miał uświadomić amerykańskiemu prezydentowi, kto jest kto i co jest czym na szachownicy Bliskiego Wschodu.

Izrael od dwóch lat przygotowuje się do siłowej opcji jednostronnego zlikwidowania instalacji w Iranie, ćwicząc nocne loty pilotów do Gibraltaru i z powrotem. Parokrotnie za prezydentury George’a W. Busha Izrael starał się o prawo przelotu dla swoich bombowców nad kontrolowanymi przez USA strefami bezprzelotowymi w Iraku. Bush zgody nie dał, bo: po pierwsze, izraelsko-irańska pukawka na osi Eurazji może mieć nieprzewidywalne skutki międzynarodowe, po drugie, gdyby nie irańskie zagrożenie, nie byłoby potrzeby stawiania radaru w Czechach do podsłuchiwania rosyjskich oligarchów – a temu „tarcza” Busha miała służyć przede wszystkim.

Izraelski wywiad, powszechnie uważany za jeden z najlepszych w świecie, sygnalizuje, że Iran jest bliżej broni nuklearnej, niż donoszą raporty CIA. Widać to choćby po niepokoju, jaki panuje w takich państwach, jak Turcja. Oto Turcja ogłasza chęć zakupu systemu obronnego SM3 (ponad miliard dolarów), mając gotową umowę na Patriot Pac-3. O system antyrakietowy pukają do producenta (Raytheon) także kraje arabskie.

Izrael od 10 lat pracuje nad własnym systemem rakietowym po doświadczeniach z dziurawym systemem Patriot, który skutecznie nie przechwytywał irackich rakiet Scud w 1992 r. Aby uśmierzyć jego zapędy, Amerykanie w ubiegłym roku wyposażyli izraelską bazę Negew w FBX-T, ruchomy system radarowy firmy Raytheon zdolny wykrywać szybkość i trajektorię lotu każdego obiektu wielkości piłki bejsbolowej, lecącego w powietrzu z odległości 4700 km. Ale dla Izraela to mało.

Mało, ponieważ Rosja, która tak naciskała na rezygnację z tarczy antyrakietowej, sama od dwóch lat buduje dla irańskiego prezydenta szczelny system antyrakietowy S-300, który na długi czas odsunie groźbę izraelskiego chirurgicznego ataku na Iran. To w tej sprawie właśnie, na tydzień przed gambitem Obamy, premier Izraela pojechał prywatnym jetem milionera Yosefa Maimana do Moskwy z tajną misją. Jej celem było wstrzymanie gotowej już transakcji groźbą rozwiązania siłowego, co wymusiło gambit Obamy.

Rosjanie nie życzą sobie siłowej rozprawy Izraela z Iranem m.in. dlatego, że oprócz możliwości (jak widać skutecznego) targu z Ameryką w sprawie eliminacji podsłuchu radarowego w Czechach mają nadzieję, iż zaostrzenie sankcji wobec Iranu (czwarty eksporter ropy na świecie) podniesie ceny ropy i podwoi zyski rosyjskich oligarchów.

[srodtytul]Gra środkowa[/srodtytul]

Do obrony Europy wystarczą trzy systemy SM3. Kto je dostanie? Obama obiecuje Rosjanom zbliżenie z systemem zbiorowego bezpieczeństwa Europy więc, jak podają źródła, wybór padnie na rosyjską bazę w Azerbejdżanie. Drugi otrzyma Turcja, a trzeci – Izrael, który deklaruje porzucenie opcji siłowej.

Stacja radarowa FBX-T w Izraelu jest już obsługiwana wyłącznie przez Amerykanów, a SM3 broniłby także przed rakietami Syrii oraz tymi instalowanymi do ochrony baz rosyjskiej floty budowanych w syryjskich portach Tartous i Latakia. Czy, jak zapewniał Robert Gates, system SM3 otrzyma Polska, stojąc na straży bezpieczeństwa Europy? Czy polski pionek ma jakiś ruch na rysującej się szachownicy?

Gambit Obamy jest wariantem taktycznym. Za rok będzie inny Kongres, a za trzy lata, być może, nie będzie Obamy. Tarcza antyrakietowa jest i pozostanie, podobnie jak podpisy na dokumentach sprzed roku.

Jeśli natomiast Polska chciałaby zrezygnować ze swojej obecności w Afganistanie, to chyba jest na to dobry czas. Ameryka rozumie logiczne posunięcia. Polski pionek ma jeszcze kilka ruchów, na pewno lepszych, niż wizyty w Białym Domu z kolorowymi folderami Mazur i narodowe szarże nad Potomac po wizy.

[i]Autor jest dziennikarzem, byłym korespondentem TVP i TVN w USA. Publicysta, prezenter i producent telewizyjny.W Stanach Zjednoczonych od 1988 roku.[/i]

[ramka][b][link=http://www.maxkolonkoblog.com]www.maxkolonkoblog.com[/link][/b][/ramka]

Jeden z największych szachistów świata Garri Kasparow w książce „Jak życie imituje szachy” pisze, że pierwszym stopniem do opanowania gry politycznej jest rozpoznanie wrogów i przyjaciół – „zadanie łatwe na czarno-białej szachownicy, ale znacznie trudniejsze w szarej materii polityki”. Teorię Kasparowa potwierdza zagubienie, z jakim polska dyplomacja porusza się po czarnych i białych polach amerykańskiej polityki, czego efekty co pewien czas boleśnie dają o sobie znać.

Choć bardzo ta prawda nas, Polaków, boli, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: Polska jest w tej grze pionkiem, nie królową – i w dodatku pionkiem poświęconym w celu uzyskania przewagi w gambicie Obamy, który można było przewidzieć.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?