Jeden z największych szachistów świata Garri Kasparow w książce „Jak życie imituje szachy” pisze, że pierwszym stopniem do opanowania gry politycznej jest rozpoznanie wrogów i przyjaciół – „zadanie łatwe na czarno-białej szachownicy, ale znacznie trudniejsze w szarej materii polityki”. Teorię Kasparowa potwierdza zagubienie, z jakim polska dyplomacja porusza się po czarnych i białych polach amerykańskiej polityki, czego efekty co pewien czas boleśnie dają o sobie znać.
Choć bardzo ta prawda nas, Polaków, boli, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: Polska jest w tej grze pionkiem, nie królową – i w dodatku pionkiem poświęconym w celu uzyskania przewagi w gambicie Obamy, który można było przewidzieć.
[srodtytul]Ruchy wstępne[/srodtytul]
Kandydat na prezydenta USA Barack Obama zapewniał, że gdy zostanie prezydentem, pozostawi tarczę antyrakietową jako koncepcję obronną USA, pod warunkiem, że system ten będzie sprawny. Czy Obama kłamał? Nie. W języku polityki jego wypowiedź zawierała dwa elementy: tarcza antyrakietowa pozostanie głównym elementem obronnym Stanów Zjednoczonych. Fakt. Drugi człon oświadczenia był warunkowy – kontynuacja systemu w zależności od jego efektywności – co zostawiało przyszłemu prezydentowi niezbędne pole manewru.
[wyimek]Za rok będzie inny Kongres, a za trzy lata być może nie będzie Obamy. Tarcza antyrakietowa jest i pozostanie, podobnie jak podpisy na dokumentach sprzed roku[/wyimek]