Dzieli, a nie łączy

Jeśli krzyż jest wyróżniony wśród symboli historycznych, to dzieje się tak z powodów czysto religijnych – twierdzi filozof Jan Woleński

Publikacja: 15.11.2009 23:57

Dzieli, a nie łączy

Foto: Fotorzepa

Red

Negatywne komentarze do orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 4 listopada 2009 r. w sprawie krzyży są nader różnorodne. Jedne uznają stanowisko Trybunału za przejaw palmy postępu i utrzymują, że skoro krzyże zostały zdelegalizowane, równie dobrze można by to samo uczynić z kuku na muniu. Znajdujemy też niemal proroczą wizję, że jeśli dzisiaj zdejmujemy krzyże ze szkół, to jutro wyprosimy biskupów z obchodów Święta Niepodległości.

Pojawiły się też głosy wysokich hierarchów kościelnych, że rzeczone orzeczenie (dalej będę mówił po prostu o orzeczeniu) stanowi zbrodnię na historii i tradycji. Nie będę odnosił się do tego rodzaju enuncjacji, bo nie warto. Dalej zajmę się wyłącznie argumentami formułowanymi jako rzeczowe, z góry zaznaczając, że jest to tylko szkic – z uwagi na ramy objętościowe dane mi przez redakcję „Rz”. Wcześniej jednak sprecyzuję własne stanowisko.

[srodtytul]Zdrowy rozsądek[/srodtytul]

Otóż jestem zwolennikiem sekularnego charakteru państwa i przeciwnikiem umieszczania symboli religijnych w instytucjach publicznych, w szczególności szkołach i urzędach. Zwrócę uwagę na to, że napisałem „instytucjach”, a nie „miejscach”. Symbolem religijnym jest np. przydrożny krzyż i byłoby absurdem domaganie się jego likwidacji. Obecność krzyża w urzędzie czy szkole bywa na ogół deklaracją wyznaniową w miejscu pracy (por. niżej).

Są też pewne przypadki nie tyle sporne, ile wymagające ograniczenia postulatu sekularyzacji instytucji publicznych. Dotyczy to np. symboli religijnych w szpitalach i domach opieki społecznej. Wszelka kazuistyka w katalogowaniu sytuacji wyjątkowych w rozważanej kwestii jest niemożliwa, a ewentualne rozstrzygnięcia należy pozostawić zdrowemu rozsądkowi zainteresowanych, a nie ideologom.

Na świecie żyje około 800 milionów ludzi, którzy nie deklarują przynależności do żadnego wyznania, a liczba ta będzie raczej wzrastać, niż maleć. Grupa ta jest nader zróżnicowana, ponieważ znajdują się w niej ludzie zarówno całkowicie indyferentni, jak i traktujący swoje przekonania w kwestiach religijnych jako wyraz postawy światopoglądowej, równie uprawnionej jak postawa wyznaniowa. Jest tedy rzeczą oczywistą, że dochodzi, a jest to nieuniknione, do konfliktu wolności od czegoś (negatywnej) osób niewierzących i wolności do czegoś (pozytywnej) osób wierzących.

Orzeczenie niewątpliwie broni wolności negatywnej niewierzących, ale powstaje problem, czy w ten sposób nie narusza wolności pozytywnej wierzących. Na razie to tylko sygnalizuję, dalej zaś do tej kwestii wrócę . Od końca XVIII w. notujemy wyraźną sekularyzację nie tylko społeczeństwa, ale i państw. Orzeczenie stanowi kolejny przejaw tej tendencji, kwestionowanej, a nawet zwalczanej przez instytucje religijne, zwłaszcza Kościół katolicki.

[srodtytul]Lepiej ustawowo[/srodtytul]

Moim zdaniem byłoby lepiej, gdyby kwestia obecności symboli religijnych w instytucjach publicznych była rozstrzygana ustawowo, a nie orzeczeniami sądowymi. Na to jednak trudno liczyć w sporej ilości krajów. Stąd należy się liczyć z kolejnymi protestami niewierzących i kolejnymi orzeczeniami podobnymi do tego, jaki wydał Trybunał w Strasburgu 4 listopada 2009 r.

Dodam, że jestem też przekonany do niektórych elementów orzeczenia. Chociaż Trybunał był związany konkretnym żądaniem, generalnie nie widzę powodu, dla którego nieobecność krzyża w szkole miałaby pomagać w należytym wychowywaniu dzieci przez niewierzących, a obecność tego symbolu ułatwiać to w przypadku wierzących. Ktoś trafnie zwrócił uwagę na to, że chociaż krzyże wiszą w polskich szkołach, nie przynosi to zbyt budujących skutków wychowawczych. I wreszcie, zasądzenie kwoty pieniężnej jako zadośćuczynienia za straty moralne powodów wydaje się rzeczą całkowicie niewłaściwą.

Podchodzę do niektórych (nie pretenduję do kompletności) argumentów obrońców krzyża, powtarzam rzeczowych, w tym sensie, że odwołują się do faktów, a nie sprowadzają się do kuku na muniu lub czystych kondemnacji. Argument pierwszy, że obecność symboli religijnych jest uzasadniona historią i tradycją. Włoska minister spraw zagranicznych Mariastella Gelmini uznała, że orzeczenie jest zamachem na symbol włoskiej tożsamości i tradycji narodowej, a Andrzej Zoll („Tygodnik Powszechny” z 15.11.2009) stwierdził, że jest to zaprzeczanie chrześcijańskich korzeni Europy.

[srodtytul]Kwestia wolności[/srodtytul]

Otóż, chrześcijańskie korzenie Europy są faktem historycznym. Zaprzecza temu ten, kto twierdzi, że jest inaczej. Orzeczenie nic takiego nie stwierdza ani w sentencji, ani w uzasadnieniu. Tak więc nie neguje chrześcijańskich korzeni Europy w sposób bezpośredni. A może czyni to pośrednio? Byłoby tak, gdyby zawieszanie krzyży w szkołach było rozumiane jako potwierdzenie religijnej genezy Europy. A tak nie było i nie jest.

[wyimek]Chociaż krzyże wiszą w polskich szkołach, nie przynosi to zbyt budujących skutków wychowawczych[/wyimek]

Gdy zawieszano krzyże w polskich szkołach i w gmachu Sejmu, motywowano to religią, a nie historią. Europa ma rozmaite korzenie, w szczególności grecką filozofię czy prawo rzymskie (Zoll to podkreśla), ale nikomu nie przychodzi jednak do głowy wieszanie na ścianach szkolnych symboli nawiązujących do tych wyznaczników europejskiej tożsamości. Wniosek z tego taki, że jeśli krzyż jest wyróżniony wśród symboli historycznych, dzieje się tak z powodów religijnych, a nie czysto historycznych.

Trudno wypowiadać się cudzoziemcowi o tożsamości Włochów. Niemniej jednak każdy znający historię tego kraju nawet w sposób powierzchowny dobrze wie, iż różnie bywało i nadal bywa z uznaniem krzyża jako symbolu tożsamości włoskiej. Coraz bardziej puste kościoły, zwłaszcza w miastach, ustawodawstwo włoskie czy opinia liczących się środowisk politycznych i intelektualnych nie potwierdzają poglądu pani Gelmini. W sumie argumenty historyczne nie mają większej wartości dla prawnej oceny orzeczenia.

Drugi argument zwraca uwagę na kwestię wolności. Załóżmy, że niewierzący powołuje się na swoją wolność negatywną dla żądania usunięcia symbolu religijnego. W ten sposób jednak ogranicza wolność pozytywną wierzącego. Kontynuując tę linię rozumowania, można całkowicie, jak powiada ks. Paul Zulehner („TP” z 15.11.2009), usunąć religię z przestrzeni publicznej. Ponadto, jak zauważają rozmaici komentatorzy, niewierzący narzucają swe przekonania wierzącym, a w pewnych przypadkach, np. w Polsce, miałoby to oznaczać podporządkowanie większości postulatom mniejszości.

[srodtytul]Symbol otwartości[/srodtytul]

Jest tutaj cały szereg nieporozumień. Orzeczenie dotyczy szkół, a nie przestrzeni publicznej. Wyjąwszy fanatycznych ateistów, którzy chcieliby w ogóle wyplenić religię z życia publicznego, nikt nie podziela takowych postulatów, nawet władze laickiej Francji. Podobnie trudno oczekiwać, aby większość katolików zgadzała się z tym, że należy totalnie zsakralizować przestrzeń publiczną.

Skrajne postawy mogą być (bywały) narzucone siłą, a nie drogą konsensusu w demokratycznym państwie. Uzgodnienia wolności pozytywnej i negatywnej, wierzących i niewierzących nie da się ustalić w sposób ogólny. Zawsze można powiedzieć, że ani większość, ani mniejszość nie może narzucać swoich racji drugiej stronie. Wszelako trzeba zauważyć, że zasady religii nie wymagają nieokazywania religijności przed symbolami religijnymi zawieszonymi w miejscach publicznych.

Zwolennicy obecności symboli religijnych w instytucjach publicznych podkreślają (np. ks. Andrzej Luter, „Gazeta Wyborcza” z 6.11.2009), że krzyż ma łączyć, a nie dzielić, i być symbolem otwartości. Problem jednak w tym, że jak na razie dzieli, a nie tylko łączy, a także często symbolizuje postawy zamknięte niż przeciwne. Nic nie wskazuje, aby to miało zmienić się w najbliższej przyszłości, np. przez zawieszanie symboli religijnych w miejscach publicznych.

Pomysł Jerzego Stępnia („GW” z 8.11.2009), aby wieszać znaki wielu religii w szkołach, uważam za niefortunny, chociaż dobry w intencjach. Prawo powinno ograniczać konflikty światopoglądowe, a nie przeciwnie. Kiedyś wielce się zdziwiłem, gdy usłyszałem, że w niektórych amerykańskich szkołach publicznych nie wolno żegnać się przed posiłkiem. Zauważyłem, że jest to przecież gest całkowicie osobisty. Mój rozmówca zgodził się z tym, ale dodał, że w społeczeństwie pluralistycznym religijnie nie należy prowokować scysji w tym zakresie.

[srodtytul]Prawo do demonstrowania[/srodtytul]

Reasumując, rozważone argumenty nie wykazują, że krzyże w instytucjach publicznych mają charakter ponadreligijny, np. historyczny czy narodowy, a nie konfesyjny. Wszystkie przytoczone racje de facto zakładają, że jest to symbol religijny.

Tedy tylko neutralny wyznaniowo charakter pewnego sektora przestrzeni publicznej realizuje i godzi postulaty wszystkich, zarówno wierzących, jak i niewierzących, bo jedni i drudzy mają inne miejsca do demonstrowania swoich przekonań.

O. Józef Maria Bocheński opowiadał mi, że gdy był rektorem katolickiego, ale państwowego uniwersytetu we Fryburgu, został poproszony, jako rektor właśnie, o powitanie na dworcu kolejowym pewnego kardynała. Bocheński odmówił, powiadając, że jest urzędnikiem republiki szwajcarskiej i jako taki nie może swoim postępowaniem sugerować, że jest podległy hierarchii kościelnej. Historyjkę tę dedykuję polskim politykom i publicystom.

[i]Autor jest filozofem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego[/i]

[ramka][srodtytul]Pisali w „Rzeczpospolitej”[/srodtytul]

[b]Paweł Lisicki[/b]

[link=http://www.rp.pl/artykul/391665.html]Państwo, krzyż, tradycja[/link]

Skąd bowiem pochodzą takie wartości jak godność człowieka czy szacunek dla innych przekonań?

14 listopada 2009

[b]Marek Magierowski[/b]

[link=http://www.rp.pl/artykul/388878.html]Plan wojny z Bogiem[/link]

Na szkolnym krzyżu się nie skończy. Inne postulaty włoskich ateistów są jeszcze bardziej absurdalne.

7 listopada 2009

[b]Robert Mazurek [/b]

[link=http://www.rp.pl/artykul/388190.html]Palma postępu[/link]

W sukurs progresu idą instytucje, jak strasburski Trybunał delegalizujący krzyże w szkołach. Pora jeszcze, by zdelegalizował kuku na muniu.

6 listopada 2009[/ramka]

Negatywne komentarze do orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 4 listopada 2009 r. w sprawie krzyży są nader różnorodne. Jedne uznają stanowisko Trybunału za przejaw palmy postępu i utrzymują, że skoro krzyże zostały zdelegalizowane, równie dobrze można by to samo uczynić z kuku na muniu. Znajdujemy też niemal proroczą wizję, że jeśli dzisiaj zdejmujemy krzyże ze szkół, to jutro wyprosimy biskupów z obchodów Święta Niepodległości.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?