Wyrzucenie posłów opozycji z komisji śledczej to nie tylko jej realna likwidacja. To także kolejny krok w kierunku niszczenia standardów cywilizowanej demokracji. Komisje śledcze tworzone są głównie po to, aby opozycja mogła odsłonić naganne praktyki rządzących.
Rządzący potrzebują ich mniej. Mają przecież w rękach niepomiernie więcej narzędzi niż ich przeciwnicy. W zdrowej demokracji powinno im jednak zależeć, aby nie sprawiać wrażenia, że chcą coś ukryć lub zmanipulować. Dbają o to nie tylko dlatego, że powinni kierować się zasadami, ale także, by nie tracić zaufania obywateli, swoich potencjalnych wyborców.
[srodtytul]Ściąganie podejrzeń[/srodtytul]
Nawet nie aspirując do standardów USA, gdzie członkowie komisji śledczych potrafią w dążeniu do prawdy przekroczyć swój partyjny interes, należy uznać te ciała za istotny element cywilizowanej demokracji. Komisje takie działają na rzecz przestrzegania norm. Jeśli czołowi politycy partii rządzącej, tacy jak Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki, łamią je, to w interesie ich ugrupowania powinno leżeć wyjaśnienie wszelkich wątpliwości. Inaczej ściąga ono na siebie dużo poważniejsze podejrzenia.
Sabotowanie pracy komisji, a tym jest usunięcie z niej przedstawicieli opozycji, uniemożliwia wyjaśnienia afery. Jeśli więc PO w świetle reflektorów decyduje się na to, demonstruje, że ma dużo więcej do ukrycia niż sprawę skorumpowanych jednostek, które mogą trafić się wszędzie.