Komorowski – jeszcze większa niemożność

Po wygranej kandydata Platformy Polska będzie krajem jeszcze bardziej niż dziś pogrążonym w wewnętrznym konflikcie – przewiduje publicysta

Publikacja: 02.07.2010 01:18

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Ewentualne zwycięstwo Bronisława Komorowskiego rozpocznie epokę szczególną. Epokę władzy niemal niepodzielonej, ograniczonej jedynie wolą koalicjanta. Koalicjanta, który po wyborach mocno osłabł i którego będzie można w każdej chwili obejść poprzez porozumienie z SLD. To sytuacja precedensowa. Choć formalnie mieliśmy już podobną – w okresie rządów PiS, a także gdy w Dużym Pałacu zasiadał Aleksander Kwaśniewski, a w Małym Pałacu premierzy z SLD.

Ale podobieństwo formalne nie zawsze znaczy rzeczywiste. Monopol Platformy będzie bowiem monopolem ugrupowania wspieranego przez większość środowisk znaczących, a także przez zdecydowaną większość mediów i darzonego sympatią przez większość aparatu państwowego. Monopol PiS był zaś sprawowany w sytuacji, w której większość środowisk znaczących zwalczała tę partię, wspierana w tym przez zdecydowaną większość mediów. A zdecydowana większość aparatu państwowego po cichu kontestowała rządy tego ugrupowania i nie życzyła im sukcesu.

[srodtytul]Komisje, ABW, prokuratury[/srodtytul]

Monopol Kwaśniewskiego i SLD to lata 90., kiedy dawni pezetpeerowcy byli jeszcze onieśmieleni, a media – choć nie zwalczały ich tak jak potem PiS – były od Sojuszu mentalnie niezależne i nie rezygnowały z realizowania wobec nich funkcji kontrolnej.

Platforma zaś będzie mogła sobie pozwolić na wiele. Sytuacja byłaby zapewne inna, gdyby wybory wyglądały inaczej. Czyli gdyby nie było tragedii smoleńskiej i Komorowski łatwo wyeliminowałby Lecha Kaczyńskiego. Albo gdyby – po katastrofie tupolewa – Jarosław Kaczyński realnie nie zagroził Platformie. Ale zagroził. I nawet jeżeli w niedzielę przegra, to polityczny efekt kampanii prezydenckiej dopiero się zaczyna. PiS odzyskało dynamizm i zdolność koalicyjną. Może liczyć na fenomen śniegowej kuli.

Ale co ważniejsze – tego fenomenu będą się bać platformersi. Dlatego zrobią wszystko, żeby to zagrożenie zlikwidować. Wsparcie zaś zdecydowanej większości mediów oraz wpływowych środowisk będzie kusić do jazdy po bandzie.

Można się więc spodziewać, że okres do wyborów parlamentarnych przebiegnie pod znakiem prowokowania PiS. Stratedzy PO dobrze wiedzą, że ich najpotężniejszą bronią jest antypisowski resentyment. A ten narasta w sytuacji konfliktu. Przebieg kampanii prezydenckiej wbił im to do głowy jeszcze mocniej – bo to antykaczyńska mobilizacja wielkich miast pozwoliła Komorowskiemu osiągnąć wynik, który osiągnął.

Możemy więc się spodziewać intensyfikowania zamierających prac sejmowych komisji, badających – jak dotąd z umiarkowanym efektem – zbrodnie kaczystowskiego reżimu. Można się spodziewać, że służby otrzymają polecenie, żeby coś na kaczystów znaleźć. Można też przypuszczać, że rządzący będą starali się wywierać nacisk na prokuraturę (teraz niezależną, ale przecież PiS niechętną), aby te nieliczne sprawy domniemanego łamania prawa w okresie rządów PiS doprowadzić – najlepiej w czasie jak najmniej odległym od wyborów parlamentarnych – do rozpoczęcia procesu.

Co radykalniejsi wrogowie PiS, od Jacka Żakowskiego do Romana Giertycha, sugerowali już dawno Donaldowi Tuskowi, że jeśli prominentnych ludzi PiS nie doprowadzi się na ławy oskarżonych, nie będzie można być pewnym, iż recydywa IV RP nie nastąpi. Platforma tych podpowiedzi nie posłuchała, brak materiału dowodowego był zbyt oczywisty, a polityczna bezsilność PiS – zwodniczo uspokajająca.

[srodtytul]Świeży ogień[/srodtytul]

Można się też spodziewać festiwalu prowokacji werbalnych mających skłonić PiS, a zwłaszcza Jarosława Kaczyńskiego, do ostrych reakcji. Tego wszystkiego można się spodziewać, ale wydaje się, że polityczne powodzenie tego rodzaju zabiegów tym razem może być umiarkowane.

Po pierwsze, Kaczyński dowiódł, że potrafi realizować konflikt w sposób bardziej wyrafinowany i oszczędny w środki wyrazu, niż czynił to w ciągu ostatnich lat. A po drugie – to może ważniejsze – Polacy są narodem zmiennym. I wydaje się, że narracja pt. „my bronimy cywilizowanej Polski przed hordami pisowskich barbarzyńców” zaczęła się im nudzić. Dlatego można przypuszczać, że strategia rozżarzania nowej edycji konfliktu z lat 2005 – 2007 będzie musiała być uzupełniona poprzez działania mające na celu dodanie do tego konfliktu innego niż dotąd paliwa, a także pozbawienie PiS świeżo pozyskanej zdolności koalicyjnej.

Sądzę, że Platforma rozważy manewr podobny do przeprowadzonego po drugiej stronie barykady przez Kaczyńskiego. Kaczyński zrezygnował z rozgrywania „historycznego” konfliktu z postkomunistyczną lewicą i podjął działania mające na celu zbliżenie się do jej socjalnego elektoratu. Odpowiedzią PO musi być kontrolowane opuszczenie wygodnego stanowiska partii obyczajowego centrum, by podjąć próbę zbliżenia z siłami dążącymi do kulturowej zmiany. A to z trzech powodów.

Po pierwsze, żeby reanimować swój obraz jako partii Polski młodej i progresywistycznej, zagubiony w okresie rządzenia, a zwłaszcza poprzez wybranie przaśnego kandydata i jego przaśną kampanię. Po drugie dlatego, żeby do konfliktu z PiS dodać paliwo nowego rodzaju, które może sprawić, że konflikt ten opuści wyeksploatowaną już nieco płaszczyznę walki z barbarzyńcami i rozgorzeje z nową siłą. Wyborczy rezultat Napieralskiego można uznać za dowód, że potencjał chęci zmian obyczajowych może być takim paliwem i taką płaszczyzną.

Podniesienie przez PO pochodni umiarkowanego zapateryzmu musi oznaczać, że PiS zintensyfikuje sprzeciw wobec kulturowych zmian. Co zwiększy poczucie niechęci i obcości pomiędzy PiS a SLD (i między elektoratami tych partii), zdecydowanie utrudniając im myślenie o ewentualnej koalicji.

Z podobnych powodów można się spodziewać, że w polityce nominacyjnej prezydent Komorowski (a także rząd) będzie pamiętać o ludziach szeroko pojętej formacji SLD. Przede wszystkim o tych, którzy – jak np. Ryszard Kalisz – przed pierwszą turą wyborów skłaniali się do poparcia kandydata PO.

Po zwycięstwie Komorowskiego prawdopodobnie nastąpią bardziej zdecydowane działania PO na froncie medialnym. Próby przejęcia lub zduszenia nielicznych mediów prywatnych, nieuczestniczących w antypisowskim chórku, a także odbicia mediów publicznych były podejmowane parokrotnie. Grzęzły jednak w ogólnej niemożności. Ta polityczno-psychologiczna sytuacja jednak się zmieniła. Teraz ludziom PO naprawdę zajrzała w oczy wizja przegranej. A szeroko rozpowszechnione jest wśród nich przeświadczenie, że stało się tak na skutek opanowania przez „pisowskich dziennikarzy” mediów publicznych.

Można się więc spodziewać szeroko zakrojonej akcji skierowanej przeciw niepokornym mediom i niepokornym dziennikarzom.

[srodtytul]Święte status quo[/srodtytul]

Czego natomiast NIE należy się spodziewać w Polsce Bronisława Komorowskiego? Po pierwsze – znaczących reform. Platforma nigdy nie była do nich skłonna, a mając za pasem wybory z perspektywą możliwej utraty władzy, nie zaryzykuje ich na pewno.

Po drugie – nie należy też się spodziewać radykalnych eksperymentów wolnorynkowych, którymi straszy wyborców PiS. PO pozostaje partią teoretycznie liberalną, ale de facto jest ugrupowaniem status quo, więc status quo leży w jej interesie i Platforma będzie się starać je utrzymać.

Po trzecie – nie należy się spodziewać, aby Platforma podniosła realnie plan konstytucyjnej reformy zmniejszającej rolę prezydenta. Prezydent będzie przecież swój, nie będzie można wykluczyć oddania za rok władzy, a zatem perspektywy, że to pałac przy Krakowskim Przedmieściu stanie się bastionem PO w pisowskim państwie.

Z podobnych powodów nie należy się spodziewać otwartego konfliktu między Tuskiem a prezydentem Komorowskim. Konfliktu, na który mieli nadzieję jedni, a obawiali się go drudzy. I nie dlatego, aby Komorowski był – jak przekonuje pisowska propaganda – politykiem niesamodzielnym, skazanym na bycie wiecznym cieniem premiera. Choć wyraźnie nie jest liderem, to widać, że ma duże ambicje, w innych okolicznościach po wyborczym zwycięstwie takie starcie byłoby prawdopodobne. Ale nie w sytuacji zagrożenia całego obozu. Ta sytuacja wymusi i na Tusku, i na Komorowskim schowanie do kieszeni przesadnych ambicji.

Polska Bronisława Komorowskiego nie będzie zatem państwem otwartych rządów diabolicznej agentury Sił Ciemności. Będzie natomiast krajem jeszcze bardziej niż Polska obecna pogrążonym w wewnętrznym konflikcie. Państwem, w którym logice tego konfliktu będzie podporządkowana każda inna sprawa w jeszcze większym niż obecnie stopniu. Krajem, który – rządzony przez jednolitą już władzę – w jeszcze większym niż dotąd stopniu pogrążać się będzie w przygnębiającej niemożności.

[i]Autor jest publicystą, współpracownikiem „Rz”. Był m.in. prezesem PAP[/i]

Ewentualne zwycięstwo Bronisława Komorowskiego rozpocznie epokę szczególną. Epokę władzy niemal niepodzielonej, ograniczonej jedynie wolą koalicjanta. Koalicjanta, który po wyborach mocno osłabł i którego będzie można w każdej chwili obejść poprzez porozumienie z SLD. To sytuacja precedensowa. Choć formalnie mieliśmy już podobną – w okresie rządów PiS, a także gdy w Dużym Pałacu zasiadał Aleksander Kwaśniewski, a w Małym Pałacu premierzy z SLD.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę