Jak za kilkadziesiąt lat będą opisywane nasze czasy? Czy będzie to historia o stopniowym wyzwalaniu się grup dotychczas uciskanych – przede wszystkim homoseksualistów? A może przeciwnie, przełom XX i XXI wieku historycy ocenią jako czas szczególnego ograniczania wolności słowa i świadomego procesu programowania kultury europejskiej na nowo?
Jedni mówią o istnieniu propagandy homoseksualnej, inni – o mowie nienawiści. Innymi słowy: jedna strona uważa mówienie o propagandzie homoseksualnej za przejaw mowy nienawiści, a druga używanie pojęcia "mowa nienawiści" uznaje za element propagandy homoseksualnej.Jednych i drugich łączy przekonanie o tym, że homoseksualizm stał się problemem politycznym, więcej, że homoseksualiści tworzą spójną i zorganizowaną grupę polityczną. Homoseksualizm w ten sposób przekształcił się w pogląd polityczny. Integruje go zabieganie o "prawa" i walka z krytykami – nawet umiarkowanymi – tych politycznych zabiegów.
[srodtytul]Starsi, z mniejszych miast, niewykształceni...[/srodtytul]
W Polsce wpływ tych politycznych postulatów na zmianę nastawienia obywateli jest niewielki. Polityczni homoseksualiści mogą natomiast mówić o sukcesie w przekonywaniu establishmentu. Do tego stopnia, że Jarosław Gowin, poseł PO, musi się w radiu gęsto tłumaczyć, dlaczego prezydent Warszawy nie otwiera EuroPride. Ma także swoje miejsce w raporcie o "mowie nienawiści" w Polsce – m.in. za słowa o tym, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny. Osoba o poglądach niezwykle umiarkowanych traktowana jest jak polityczna skrajność.Do popularnych seriali wprowadzane są postacie homoseksualistów, a wszelka aktywność publiczna politycznych homoseksualistów przyjmowana jest ciepło i z uznaniem.
Aktywiści gejowscy odnieśli znaczący sukces. Udało im się przekonać establishment, że jakiekolwiek krytykowanie ich grupy i ich postulatów zrównuje sceptyków z – jak to się mówi – elementem spod budki z piwem.