Homoseksualizm jako pogląd polityczny

Aktywiści gejowscy odnieśli sukces. Udało im się przekonać establishment, że jakiekolwiek krytykowanie ich grupy to obciach.

Publikacja: 18.07.2010 19:35

Mateusz Matyszkowicz

Mateusz Matyszkowicz

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Red

Jak za kilkadziesiąt lat będą opisywane nasze czasy? Czy będzie to historia o stopniowym wyzwalaniu się grup dotychczas uciskanych – przede wszystkim homoseksualistów? A może przeciwnie, przełom XX i XXI wieku historycy ocenią jako czas szczególnego ograniczania wolności słowa i świadomego procesu programowania kultury europejskiej na nowo?

Jedni mówią o istnieniu propagandy homoseksualnej, inni – o mowie nienawiści. Innymi słowy: jedna strona uważa mówienie o propagandzie homoseksualnej za przejaw mowy nienawiści, a druga używanie pojęcia "mowa nienawiści" uznaje za element propagandy homoseksualnej.Jednych i drugich łączy przekonanie o tym, że homoseksualizm stał się problemem politycznym, więcej, że homoseksualiści tworzą spójną i zorganizowaną grupę polityczną. Homoseksualizm w ten sposób przekształcił się w pogląd polityczny. Integruje go zabieganie o "prawa" i walka z krytykami – nawet umiarkowanymi – tych politycznych zabiegów.

[srodtytul]Starsi, z mniejszych miast, niewykształceni...[/srodtytul]

W Polsce wpływ tych politycznych postulatów na zmianę nastawienia obywateli jest niewielki. Polityczni homoseksualiści mogą natomiast mówić o sukcesie w przekonywaniu establishmentu. Do tego stopnia, że Jarosław Gowin, poseł PO, musi się w radiu gęsto tłumaczyć, dlaczego prezydent Warszawy nie otwiera EuroPride. Ma także swoje miejsce w raporcie o "mowie nienawiści" w Polsce – m.in. za słowa o tym, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny. Osoba o poglądach niezwykle umiarkowanych traktowana jest jak polityczna skrajność.Do popularnych seriali wprowadzane są postacie homoseksualistów, a wszelka aktywność publiczna politycznych homoseksualistów przyjmowana jest ciepło i z uznaniem.

Aktywiści gejowscy odnieśli znaczący sukces. Udało im się przekonać establishment, że jakiekolwiek krytykowanie ich grupy i ich postulatów zrównuje sceptyków z – jak to się mówi – elementem spod budki z piwem.

Cały ten zabieg składa się z dwóch czynników. Krytykowanie grupy aktywistów gejowskich uznawane jest za obciach, a tego w Polsce unika nie tylko młodzież, ale też świeżo ukształtowana elita medialna. Jak czytamy na portalu TVN 24: "Opinię, że homoseksualizmu nie powinno się tolerować, najczęściej wyrażają najstarsi respondenci, osoby z wykształceniem podstawowym, mieszkańcy wsi, rolnicy i badani intensywnie praktykujący religijnie. Postawa tolerancyjna jest najczęstsza wśród mieszkańców największych miast, osób z wyższym wykształceniem, ludzi młodych oraz wśród najlepiej zarabiających". Tradycyjna zbitka.

[srodtytul]Nowa moralność wiktoriańska[/srodtytul]

Trwa też praca nad tym, aby stanowisko w sporach politycznych było równoznaczne z pewną postawą etyczną w życiu. Chodzi o to, aby spór polityczny i dyskusję nad sensownością wprowadzania poszczególnych rozwiązań dusić w samym zarodku i zastępować go moralnym oburzeniem. Z jednej strony zarzuca się konserwatystom i grupom religijnym nieodpowiednie łączenie przekonań religijnych i moralnych z politycznymi, łącznie z brutalnym narzucaniem ich osobom nieprzekonanym. Z drugiej jednak strony ci sami krytycy forsują za wszelką cenę zbiór własnych przekonań moralnych i domagają się ich uznawania przez resztę społeczeństwa.

Ta nowa moralność, choć nie odwołuje się do tzw. mocnych wartości, używa dość popularnych w naszych czasach środków perswazji, jakimi są stygmatyzacja i tabuizacja. Nie mogąc oprzeć przekonań moralnych na twardej podstawie, którą inni znajdują w religii czy w przeświadczeniu o istnieniu mocnych wartości, pozostaje im wyłączanie wszelkiej dyskusji na temat trafności własnych przekonań poza nawias dopuszczonego dyskursu.

To jakaś nowa wersja wiktoriańskiej moralności, której zasadniczą cechą jest zewnętrzna poprawność, to powrót epoki, w której poziom umoralnienia jednostki uzależniany jest od sztywności noszonego gorsetu.

Przekonanie establishmentu jest tu kluczowe. To on ma się oburzać. To autorytety do znudzenia mają przekonywać, jak niedobrze X powiedział, jak bardzo jest zaściankowy, homofobiczny, ba, faszystowski.

Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że nowi moraliści przeistoczyli się w swoje własne wyobrażenie o konserwatystach. Konserwatyści zaś w tym sporze stają po stronie wolności słowa i utożsamiają się z poglądami, które wyznają osoby "starsze, mniej wykształcone, słabiej zarabiające, z mniejszych miejscowości" – paradoks historii. Uważający się za społecznie wykluczonych walczą tu z wykluczonymi ekonomicznie? Co na to klasycy marksizmu?

[srodtytul]Niewielu na "radosnej zabawie"[/srodtytul]

Ciągle jeszcze przed nami pytanie najważniejsze. W jakim stopniu można utożsamiać działania aktywistów z homoseksualistami jako takimi? Czy krytyka postulatów politycznych tych grup jest jednoznaczna z "homofobią", faszyzmem i innymi bzdurami? I wreszcie, jeśli delegacja, np. Kampanii przeciw Homofobii zwoła konferencję prasową i na niej zgłosi jakiś postulat, to powiemy, że jest to postulat homoseksualistów? Jak to się mówi: geje domagają się...Otóż nie. Wprawdzie jest tak przyjęte i jeśli grupka skrajnych feministek urządzi podobną konferencję, to w mediach znajdziemy informację, że domagają się czegoś kobiety. Niby prawda. Jedną konferencję zwołały osoby homoseksualne, a drugą kobiety. Ale czy przyszli na nie wszyscy homoseksualiści albo wszystkie kobiety? Albo chociaż większość? Albo przynajmniej 30 procent?

EuroPride zorganizowano w centrum europejskiej stolicy, w dzień wolny od pracy, w słoneczny letni dzień i nagłośniono to wszystko w entuzjastycznie nastawionych mediach. Liczba uczestników świadczy sama za siebie. Radio TOK FM mówiło o 8 tysiącach uczestników. Jeśli homoseksualizm jest rzeczywiście tak powszechny i jeśli działacze naprawdę reprezentują osoby homoseksualne, to dlaczego nie udało im się ich zwołać na tę "radosną zabawę"?

I dlaczego stanowisko KPH można utożsamiać z poglądami homoseksualistów, a już głos np. Fundacji Mamy i Taty nie jest uznawany za reprezentatywny dla rodziców?

[srodtytul]Orientacja seksualna jako zawód[/srodtytul]

Czy bycie homoseksualistą wiąże się z zapisaniem do partii politycznej? Czy orientacja seksualna determinuje poglądy polityczne? Nie. Z zaciekawieniem czytałem wypowiedzi Jacka Adlera, szefa portalu Gaylife.pl. Zaznaczał on, że homoseksualiści mają różne poglądy, różne cele, różne rodzaje aktywności. Błędem jest utożsamianie jednej grupy ich aktywistów ze wszystkimi osobami, które identyfikują się jako homoseksualiści. Mówi Adler: "Jest niewielka grupa, którą nazywam gejami zawodowymi. Chcą błyszczeć w mediach, są hałaśliwi, nachalni, często nawet demagogicznie chamscy. Żyją z tego, że – jak głoszą – walczą o prawa gejów. Dostają na ten cel pieniądze z różnych źródeł, więc zależy im nawet na polaryzacji i powiększaniu nieporozumień pomiędzy nami a resztą społeczeństwa" ("Rz", 11.01.2010).

Jednak celem sieci aktywistów homoseksualnych jest zdobycie mandatu politycznego reprezentowania wszystkich. Podobnie jak feministki chciałyby mieć mandat reprezentowania wszystkich kobiet. Takie zjawisko łatwo wytłumaczyć w kategoriach praktycznych. Trudniej już ideowych. Z jednej strony ich celem jest przełamanie kulturowych determinant. Z drugiej próbują ustanawiać je na nowo.

Adler zauważył ciekawe zjawisko – orientacji seksualnej, która staje się zawodem, być może jedyną przepustką do politycznego zaistnienia. Przy tym jest to sposób na biznes. Sprawa intymna, jaką jest seksualność, przeradza się w temat uliczny.

Aktywiści czynią z homoseksualizmu sprawę polityczną, a jednocześnie chcą wyłączyć go z pola dyskusji. Kiedy nie ma pola do spokojnej dyskusji, na przykład na temat moralnej oceny aktów homoseksualnych, pozostają już tylko ci, którzy paradują ulicami w czasie EuroPride, i ci, którzy rzucają w nich kuflami. Karnawał i hołota, której to się nie podoba. Ale może o to chodzi?

[i]Autor jest filozofem, publicystą "Teologii Politycznej"[/i]

Jak za kilkadziesiąt lat będą opisywane nasze czasy? Czy będzie to historia o stopniowym wyzwalaniu się grup dotychczas uciskanych – przede wszystkim homoseksualistów? A może przeciwnie, przełom XX i XXI wieku historycy ocenią jako czas szczególnego ograniczania wolności słowa i świadomego procesu programowania kultury europejskiej na nowo?

Jedni mówią o istnieniu propagandy homoseksualnej, inni – o mowie nienawiści. Innymi słowy: jedna strona uważa mówienie o propagandzie homoseksualnej za przejaw mowy nienawiści, a druga używanie pojęcia "mowa nienawiści" uznaje za element propagandy homoseksualnej.Jednych i drugich łączy przekonanie o tym, że homoseksualizm stał się problemem politycznym, więcej, że homoseksualiści tworzą spójną i zorganizowaną grupę polityczną. Homoseksualizm w ten sposób przekształcił się w pogląd polityczny. Integruje go zabieganie o "prawa" i walka z krytykami – nawet umiarkowanymi – tych politycznych zabiegów.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA