Nic o nas bez nas – tak brzmiała jedna z dewiz naszej dyplomacji. Nie zawsze skuteczna, jednak chętnie przez Polskę w różnych sytuacjach przypominana. I oto na naszych oczach zrywamy z tą tradycją, podobnie jak z wieloma innymi dobrymi standardami dyplomatycznymi. Na początek w odniesieniu do Iranu.
Otóż na zaproszenie Departamentu Stanu USA Warszawa organizuje (13–14 lutego), a może tylko gości, konferencję na temat Iranu, ale bez Iranu. Jak gdyby Iran nie był legalnym uczestnikiem stosunków międzynarodowych, jak gdyby nie istniał jako podmiot prawa międzynarodowego czy jako członek Narodów Zjednoczonych. To trochę tak, jak przedstawiciele Świętego Przymierza rozmawiali o sprawie polskiej w czasach zaborów.
Sojusznik to nie satelita
Trzeba powiedzieć otwarcie i z naciskiem, że nie ma żadnego dobrego uzasadnienia dla organizowania tego rodzaju konferencji w Warszawie. Biorąc pod uwagę jej format i cel, mogłaby się odbyć jako narada sztabowa w jednej z sal konferencyjnych Departamentu Stanu w Waszyngtonie, ale wtedy bez Polski, bo przecież Polska nie ma w sprawach irańskich niczego ważnego do powiedzenia. Nie jesteśmy żadnym istotnym graczem w tamtej części świata. Aby nim być, trzeba mieć tam jakieś poważniejsze wpływy i interesy, ale przecież tak nie jest.
Nie ma uzasadnienia, ale jest wyjaśnienie. Jest nim, niestety, klientelistyczna pozycja, jaką Polska PiS „wypracowała” sobie w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. Z jakichś powodów nie chcemy lub nie potrafimy być sojusznikiem – wolimy być klientem albo satelitą. Przypomnijmy: na początku poprzedniej dekady Zbigniew Brzeziński ostrzegał Warszawę: „sojusznik to nie satelita”. Nie chcieliśmy słuchać. Skończyło się katastrofą iracką, za którą cenę płaci nie tylko Irak i tamten region, ale Europa, w tym Unia Europejska. Chodzi między innymi o konsekwencje w postaci kryzysu migracyjno-uchodźczego.
Zapowiedzią tego nowego, niechlubnego statusu Polski wobec Stanów Zjednoczonych była wizyta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie. Z mowy ciała prezydenta RP wynikało, że Warszawa zrobi z entuzjazmem wszystko, o co prezydent Trump i jego otoczenie poproszą. Niestety, zlecenie z Waszyngtonu, którego wykonania podjął się „dumny rząd” PiS, nie jest niewinne. Wpisuje się w niedobrą tradycję działania w cudzych interesach.