Polskę dzieli, a może nawet rozdziera ostry konflikt ustrojowy między liberalnymi konstytucjonalistami (opozycyjnym anty-PiS-em) a narodowo-demokratycznymi suwerenistami (to pisowski obóz władzy). Można patrzeć nań jak na wypadek przy pracy: gdyby Bronisław Komorowski nie prowadził antykampanii wyborczej i wygrał choćby minimalnie z Andrzejem Dudą; gdyby Ryszard Petru nie założył Nowoczesnej, dokonując rozłamu w elektoracie PO; gdyby SLD nie zawiązało formalnej koalicji i przekroczywszy próg pięcioprocentowy, weszło do Sejmu; gdyby, gdyby, gdyby… to PiS nie miałby większości bezwzględnej i nie mógłby zmieniać ustroju ustawami zwykłymi, na co dzień naginając, a od święta łamiąc obowiązującą konstytucję, a wtedy wszystko toczyłoby się może nie tak gładko jak przedtem, ale bez wywrotki: byłoby tak, jak było.