Przecież każda jego wypowiedź jest z natury rzeczy niedopuszczalna, a fakt, że występuje publicznie jest skandaliczny sam przez się. Kiedy Kaczyński się nie odzywał, jego wrogie milczenie gorszące było w dwójnasób. Henryka Krzywonos wiedziała więc, co powinno ją rozsierdzić. Właściwie z dokładnie takim samym tekstem (”proszę nie buntować ludzi przeciwko sobie”) wystąpić mogłaby po przemowie Donalda Tuska. No, ale do premiera takie słowa są niedopuszczalne. Rozmawiając wcześniej z nim i prezydentem Krzywonos z pewnością utwierdziła się w wiedzy o tym, co powinno ją oburzać. Przypominam o tym, nie abym kwestionował prawo Krzywonos do rozmowy z kimkolwiek, ale dlatego, że gdyby zaatakowała Tuska po rozmowie z Kaczyńskim wszystkie telewizje pełne byłby przebitek zestawiających te wydarzenia. Ponieważ jest odwrotnie, nikt żadnego związku nie dostrzega. “Wyborcza” informująca o tym, w którym kierunku patrzył Kaczyński w konkretnych momentach swojego wystąpienia też tego nie zauważyła. Tylko, że to co piszę to właściwie banały, a chciałbym przyjrzeć się czemu innemu.

Otóż fakt, że dominująca grupa doradców w stoczni miała odmienne, dużo bardziej umiarkowane stanowisko niż przywódcy strajku, był powszechnie znany i opisany. Było to przyczyną wycofania się z ich grona Jadwigi Staniszkis. Doradcy m.in. naciskali z wszystkich sił, aby nie domagać się wypuszczenia więźniów politycznych uznając ten postulat za, w żadnej mierze, nie do przyjęcia przez władze. Do ich zdania przychylił się zresztą Lech Wałęsa, a stanowisko zmienił dopiero pod presją innych członków komitetu strajkowego. Waldemar Kuczyński w swoich pamiętnikach opisuje, że doradcy przygotowali również jako alternatywny plan propozycję rezygnacji z wolnych związków zawodowych (czyli późniejszej Solidarności) na rzecz reformy związków oficjalnych. Na marginesie Kuczyński wspomina także o poważnej roli jaką w strajku 1980 roku odegrał Lech Kaczyński. Dziś dziwnie o tym zapomniał.

Wróćmy jednak do doradców. Czy ich postawa oznacza, że byli zdrajcami i należy ich odsądzić od czci i wiary? Oczywiście, nie. Po prostu źle oceniali rzeczywistość polityczną nie doceniając dynamiki przemian i historycznej szansy. Sęk w tym, że nie zmienią swojego stanowiska i wynikającego zeń błędnej strategii w czasie późniejszym tzn. w okresie “karnawału” Solidarności w latach 1980-81 i potem. Ostatnim akordem tego będzie kunktatorstwo i zaniechania rządu Mazowieckiego, który jeszcze w 1990 roku potrafi obawiać się buntu “komunistycznych sektorów siłowych”. O szczególnej postawie doradców i ich antydemokratycznym nastawieniu mówił w wywiadzie-rzece pierwszy przewodniczący NZS-u Jarosław Guzy.

Dziś, w 30-stą rocznicę wydarzeń sierpniowych przypomnienie faktów okazuje się skandalem. Mamy adorować pomniki żywych i martwych w rodzaju Tadeusza Mazowieckiego, Lecha Wałęsy czy Bronisława Geremka. Nie wolno zastanawiać się nad ich wyborami. Możemy je wyłącznie czcić. No, chyba, że chodzi o Lecha Kaczyńskiego.