Krzysztof Janik: Co po wygranej zrobić z PiS?

Rozliczyć, posadzić, czy może jednak rozmawiać? Ja nawołuję do nowego okrągłego stołu – pisze Krzysztof Janik, były przewodniczący SLD i były minister spraw wewnętrznych i administracji.

Aktualizacja: 08.02.2019 14:36 Publikacja: 07.02.2019 00:01

Krzysztof Janik: Co po wygranej zrobić z PiS?

Foto: Fotorzepa, Leszek Łożyński

Przygnębiające wydarzenia w Gdańsku wcale nie obniżyły temperatury sporu politycznego. Po ewidentnym błędzie TVP (prostacki felieton o mowie nienawiści) prezes Kaczyński nie miał wyjścia – musiał zadeklarować jako pierwszy rezygnację z wystawienia  kandydata PiS w wyborach prezydenta Gdańska i nakazać milczenie swoim podwładnym. Nie wszyscy się do niego zastosowali, a internet zanotował kolejną porcję wzajemnej niechęci. Z drugiej strony (dużo bardziej zróżnicowanej) także pojawiły się postulaty o charakterze odwetowym. Kilku polityków (w tym profesorowie o temperamencie politycznym) ujawniło swoje pomysły na przyszłe represje wobec obecnie rządzących, a kandydaci na liderów politycznych zgłosiło inicjatywy, które – ich zdaniem – służyć by miały  odbudowie wspólnoty. Niestety, nie całkiem rozsądne.

Przegrana i odwet

Problem jest ważny. Wysoce prawdopodobny jest scenariusz, w którym rządząca obecnie formacja przegra wybory parlamentarne. Nie wolno jednak zapomnieć, że nie będzie to klęska, a co najwyżej przegrana.  PiS po wyborach zachowa w nienaruszonym stanie swoje elity i kadrę polityczną, struktury organizacyjne i zasoby finansowe. A przede wszystkim zachowa sympatię i poparcie ok. 5 mln Polaków, którzy raczej na pewno  z kraju nie wyjadą, bo to nie ten elektorat. Po wyborach nie pójdzie on w rozsypkę, wręcz przeciwnie – a Jarosław Kaczyński  ma tu spore doświadczenie – będziemy świadkami polityki cementowania spójności tego elektoratu wokół Prezesa i planu powrotu do władzy. Pojawią się opinię, że przegrana jest skutkiem nie dość konsekwentnego zwalczania „drugiego sortu” i rozprawy z elitami. Polityka ta, w kontraście do dość różnorodnego obozu ewentualnych zwycięzców i jego niekonsekwencji programowej, może za cztery lata okazać się skuteczna. Będziemy wtedy z sentymentem wspominać lata 2015-2019.

Trzeba zatem myśleć, jak do tego nie dopuścić. Wszystkie pomysły realizacji polityki podobnej do tej, której spodziewamy się po PiS, będą w istocie sprzyjać scenariuszowi, który zarysowałem wyżej. A w dodatku polityka odwetu, której zarysy pojawiają się w mediach, będzie nieskuteczna. Przede wszystkim dlatego, że pomysły typu „specustawy” lub „nadzwyczajna procedura” rozliczeniowa są sprzeczne z racją prawną i moralną obozu przeciwników PiS. Jeśli uważamy, że należy rozliczyć obecną władzę za podejmowane działania, to musimy udowodnić, że są one ewidentnie sprzeczne z prawem i muszą się trzymać ustawowych zapisów dotyczących sankcji i procedur.

Drogi donikąd

Nie będzie to  łatwe. Dlatego część z zabierających głos w tej sprawie rozwiązanie widzi w zastosowaniu odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Ten nieużywany od lat organ ma jednak charakter polityczny, wybierany jest przez Sejm na wniosek klubów parlamentarnych. Trudno założyć, że nowa większość sejmowa wykorzysta casus wyboru Krajowej Rady Sądownictwa i uczyni ten organ jednopartyjnym (koalicji rządzącej). To od razu  pozbawi go wszak legitymacji wywodzącej się z konstytucyjnej zasady reprezentacji. To droga donikąd. Rezygnacja z niej oznacza jednak, że w Trybunale zasiądą także ludzie rekomendowani przez PiS i każdy proces polityka tej partii będzie politycznym i medialnym spektaklem, o rozmaitych konsekwencjach z punktu widzenia atmosfery społecznej i podziałów politycznych.

Ponadto, droga do Trybunału Stanu także nie jest prosta. Decyzję o postawieniu polityka przed Trybunałem Stanu podejmuje Sejm RP większością 276 głosów. Jest dobre pytanie, czy przyszła koalicja rządząca będzie miała tyle głosów. Nawiasem mówiąc, tyle głosów w Sejmie jest także niezbędne do odrzucenia weta prezydenta. Aby z kolei jego postawić przed Trybunałem (czym straszą niektórzy), potrzebne jest 375 głosów w Zgromadzeniu Narodowym.  Możliwe? Dlatego nie ma co straszyć, bo nic tak polityka (i polityki) nie kompromituje, jak zapowiedzi, których nie może wprowadzić w życie.

Inny pomysł, nie sięgający do tak radykalnych środków, najpełniej wyraził Robert Biedroń w jednym z wywiadów. Odwołał się do instytucji Komisji Prawdy i Pojednania, którą powołano w RPA w ramach rozliczeń z apartheidem. To spore nieporozumienia. Relacje między białymi i czarnymi w RPA trudno porównywać z relacjami pomiędzy zwaśnionymi plemionami w Polsce. Tu się nie rozliczamy z krwawych krzywd, zadawnionych ran (bez przenośni) i wielowiekowego upokorzenia. Komisja ta w RPA dała szansę nękanej przez lata większości do wypłakania swoich krzywd, do uzyskania satysfakcji moralnej, do potępienia prześladowców. Ale przyszłości im nie otworzyła, przeciwnie – sytuacja w tym kraju nie napawa optymizmem.

Nowy okrągły stół

Chciałbym w tym miejscu zaproponować zupełnie inną filozofię. Opiera się ona na próbie porozumienia się ze sporą grupą elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, w tym z elitami tej partii. Nie ulega wątpliwości, że niektóre grupy zwolenników PiS i jego aktywu (w tym radni i parlamentarzyści) nie podzielają stylu i treści uprawianej od 2015 roku polityki. Są tacy, którzy nawet kosztem posiadanej władzy, są gotowi uprawiać politykę w zgodzie z Konstytucją i dobrymi obyczajami.

To do nich, z należytą dobrą wolą, należałoby skierować propozycję wspólnej pracy nad niedomaganiami III Rzeczypospolitej i wspólnego wypracowania kształtu niezbędnych reform. Z całą świadomością, że mówimy także o błędach popełnionych przez siebie, że tak naprawdę likwidujemy powody, dla których społeczeństwo tak względnie masowo poparło niektóre idee lansowane przez ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego.

Tak więc nawołuję do swoistego okrągłego stołu, skądinąd w 30. rocznicę jego obrad. Głównymi obszarami debaty mogłyby stać się cztery problemy, które były i są zapalnymi nie tylko podczas ostatnich trzech lat. Przy założeniu, że układające się strony byłoby gotowe przedstawić w tych sprawach własne całościowe stanowisko i zadeklarowałyby gotowość do kompromisu (a trudno byłoby odmówić), to obszarami takiej dyskusji  mogłyby się stać:

– problemy wymiaru sprawiedliwości, a zwłaszcza jego organizacji i uproszczenia procedur sądowych, granice jego autonomii i sposoby społecznej kontroli nad nim;

– media publiczne, ich zasady funkcjonowania i finansowania, prowadzenia polityki kadrowej i społecznego nadzoru nad tymi mediami;

– cele i sposoby prowadzenia polityki gospodarczej państwa, kwestia własności państwowej i zasady prowadzenia polityki kadrowej w obszarze Skarbu Państwa;

– dialog społeczny, niezbędne kroki w celu podniesienia jego efektywności.

Uważam, ze w powyższych obszarach rozpatrzone powinny być wnioski z dotychczasowej praktyki politycznej i państwowej. One także pozwalają na szeroki udział w tej dyskusji ludzi spoza bieżącej polityki, w tym autorytetów z rozmaitych dziedzin życia społecznego. Dałoby to szansę, że naprawa Rzeczypospolitej znowu byłaby rezultatem porozumienia się, a nie nawalanki. Dałoby szansę na przełamanie głębokich podziałów społecznych. Ale tylko szansę.

Przygnębiające wydarzenia w Gdańsku wcale nie obniżyły temperatury sporu politycznego. Po ewidentnym błędzie TVP (prostacki felieton o mowie nienawiści) prezes Kaczyński nie miał wyjścia – musiał zadeklarować jako pierwszy rezygnację z wystawienia  kandydata PiS w wyborach prezydenta Gdańska i nakazać milczenie swoim podwładnym. Nie wszyscy się do niego zastosowali, a internet zanotował kolejną porcję wzajemnej niechęci. Z drugiej strony (dużo bardziej zróżnicowanej) także pojawiły się postulaty o charakterze odwetowym. Kilku polityków (w tym profesorowie o temperamencie politycznym) ujawniło swoje pomysły na przyszłe represje wobec obecnie rządzących, a kandydaci na liderów politycznych zgłosiło inicjatywy, które – ich zdaniem – służyć by miały  odbudowie wspólnoty. Niestety, nie całkiem rozsądne.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?