Król Murdas z jednej z bajek robotów Stanisława Lema uznał, że musi działać. Oto maszyna do wróżenia wyrecytowała mu tekst zakończony słowami: "Bo krewni, choć rzewni, tylko w ziemi pewni". Król uznał, że to przestroga przed spiskiem, i skazał rodzinę na śmierć. Wymknął się tylko stryj Cenander. Kiedy został schwytany, akurat jego Murdas mógł skazać z czystym sumieniem. Cenander brał się naprawdę do spiskowania.
Ta bajka przypomina się, kiedy obserwujemy kurację, jaką zafundował własnej partii Jarosław Kaczyński. Gdy zarządził rozprawę z ludźmi, którzy niedawno robili mu z przekonaniem kampanię, a dziś są podejrzewani o najgorsze. Próbuje im się zakazać publicznych występów, niektórzy są blokowani w pracy sejmowej (groteskowa historia z przymiarkami do pozbawienia Elżbiety Jakubiak przewodnictwa komisji). Czy konspirują? W ich sytuacji każdy normalny człowiek zastanawiałby się nad przyszłością.
[srodtytul]Stan wyjątkowy w knajpie[/srodtytul]
Oczywiście jak zwykle można szukać dla Kaczyńskiego usprawiedliwień. Że boi się partii o wielu twarzach, pamiętając, jak PC wymykało mu się z ręki na początku lat 90. Że jest przekonany, iż w oblężonej twierdzy liczy się nie dyskusja, lecz spójność przekazu, więc takie gesty "gołębi", jak wstrzymanie się od głosu przy wyborze Schetyny na marszałka, to powody do niepokoju.
Nie zmienia to faktu, że w PiS mamy do czynienia ze stanem wyjątkowym zwróconym przeciw własnym członkom, skądinąd lojalnym, nawet jeśli inaczej widzącym strategię czy taktykę. W sejmowych knajpach posłowie PiS, i to nie tylko ci z grupy "liberałów", przypłacają stresem każdą konwersację przy stoliku z ludźmi z zewnątrz. Bo zaraz gorliwiec typu Marka Suskiego złoży raport Prezesowi.