Dawno, dawno temu, gdy Polska była we władzy krwawych Kaczorów, młodziutki książę Radosław, zwany przez przyjaciół Radkiem, wyraził się mało pochlebnie o gazowych więzach przyjaźni między naszymi największymi sąsiadami. Ich głównym od wieku problemem jest to, iż nasz kraj odgradza ich (dosłownie) od trwałego padnięcia sobie w ramiona.
Gdyby nie my, Niemcy i Rosja stworzyłyby wzorcowy dla świata model przyjaźni między sąsiadami. No, a tu ten Radek palnął, jakby go Kaczory szalejem nakarmiły. Na szczęście wróżka Tefałena ujawniła mu w kryształowej kuli, że dni Kaczorów są policzone, a miłościwie nam panujący Kaszuba Słońce Peru uświadomił, że lepiej z możnymi tego świata iść przez życie w zgodzie. Książę Radek nie zmarnował okazji, żeby na zabój zakochać się w Moskwie. Nie można zresztą wykluczyć, że w tej miłości po cichu sekunduje mu Wielki Wódz Obama.
Czy tak było, czy nie było, kto wie…? Zostawmy zatem bajkę na boku.
[srodtytul]Hojny dar[/srodtytul]
Faktem jednak jest, że w 2008 r. polska polityka zagraniczna zrobiła zwrot przez rufę, odrzucając wszystko, co nowego i dobrego wypracował Lech Kaczyński wraz z Jarosławem. Odrzuciła nawet to dobre, czego jeszcze wcześniej dokonał Aleksander Kwaśniewski. Świadczą o tym co najmniej trzy charakterystyczne – ale i o kluczowym znaczeniu – posunięcia rządu Donalda Tuska: ścisłe współdziałanie z tą grupą polityków amerykańskich, którzy postanowili wycofać Polskę z systemu tarczy antyrakietowej, przyjęcie koncepcji stosunków wyłącznie dwustronnych z Rosją w miejsce tych via Unia Europejska, wycofanie Polski z gry o pozycję lidera Europy Środkowej oraz z aktywności na południu byłego ZSRR i oczekiwanie w zamian wdzięczności Berlina, Paryża i Moskwy.