Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym - polemika

Nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym nie zasługuje na totalną krytykę, w dodatku polegającą na odniesieniu proponowanych, nowych rozwiązań do czegoś, co można by nazwać „wirtualną rzeczywistością” – pisze profesor Politechniki Śląskiej i poseł PO

Aktualizacja: 21.02.2011 20:56 Publikacja: 21.02.2011 19:29

Jan Kaźmierczak

Jan Kaźmierczak

Foto: Archiwum

Red

Z dużym zainteresowaniem, ale także z rosnącym w trakcie lektury zdziwieniem, przeczytałem na łamach „Rzeczpospolitej” obszerną [link=http://www.rp.pl/artykul/606724.html]wypowiedź pana profesora Aleksandra Nalaskowskiego[/link], dziekana Wydziału Pedagogiki UMK w Toruniu, a także założyciela i dyrektora Szkoły Laboratorium oraz pracownika Wyższej Szkoły Informatyki i Ekonomii w Olsztynie („Nauka w stylu pop”, „Rz” 8 lutego 2011 r.). Wypowiedź ta dotyczy przyjętej na początku lutego przez Sejm i czekającej jeszcze na decyzje Senatu ustawy nowelizującej „Prawo o szkolnictwie wyższym” oraz ustawę o stopniach i tytułach naukowych.

[srodtytul]Krytyka totalna[/srodtytul]

Wypowiedź profesora Nalaskowskiego jest totalnie krytyczna, mnie jednak zdziwiła przede wszystkim przyjęta metoda krytyki. Po pierwsze, pan profesor programowo nie odnosi się do tych elementów ustawy, o których być może musiałby wypowiedzieć się pozytywnie (lub mniej krytycznie?). Po wtóre, zdziwiło mnie odniesienie totalnej krytyki do swoistego widzenia przez jej autora obecnego stanu polskiej nauki i środowiska akademickiego.

Postawię ze swej strony tezę, że pakiet ustaw reformujących naukę i szkolnictwo wyższe chyba nie jest jednak dobrym przykładem na fasadowość działań obecnego rządu, oraz – jak subtelnie pisze profesor Nalaskowski – „tego prezydenta” (przy okazji: może autor omawianej wypowiedzi dałby się namówić do rozwinięcia w kolejnym artykule tego wątku?).

Twierdzenie o „fasadowości” można oczywiście uprawdopodobnić przez pominięcie odniesienia się do wszystkiego, co budzi podejrzenie o wymiar pozytywny. Np. profesor Nalaskowski nie chce (nie potrafi?) zauważyć kluczowego elementu przyjętej przez Sejm nowelizacji, za jaki uważam upodmiotowienie szkół wyższych oraz potraktowanie studentów jako istotnego partnera w życiu i działaniach szkoły wyższej. Student w nowym systemie może liczyć na to, że uczelnia zapewni mu odpowiednie kwalifikacje, porównywalne z kwalifikacjami uzyskiwanymi w uczelniach zagranicznych w systemie europejskich i krajowych ram kwalifikacji. Uczelnie uzyskują ogromną autonomię w zakresie kształtowania programu studiów, dotychczas ujętego w ciasny gorset ministerialnych rozporządzeń.

[wyimek]Warto może zastanowić się, czy problem lekkich, łatwych i przyjemnych habilitacji w bliskiej zagranicy nie jest czasem wewnętrznym problemem naszego środowiska akademickiego.[/wyimek] Równocześnie jednak z jakości swych absolwentów uczelnia będzie rozliczana. Dlatego właśnie rektor uczelni uzyskuje w nowelizowanej ustawie znaczne możliwości realnego kształtowania jakości funkcjonowania tej uczelni we wszystkich istotnych wymiarach. W tym zwłaszcza w zakresie zarządzania kadrami. I tu jesteśmy w jednym z punktów, które szczególnie bulwersują profesora Nalaskowskiego.

[srodtytul]Dydaktyka wycieczkowa[/srodtytul]

Ograniczenie zjawiska wieloetatowości wśród pracowników akademickich to zło, które zdaniem pana profesora uniemożliwi zwłaszcza profesorom niesienie kaganka oświaty w bardzo wiele miejsc. Dziwi mnie, że profesor uniwersytetu i dziekan wydziału nie wie, iż obowiązki zwłaszcza samodzielnego pracownika naukowego to – obok prowadzenia zajęć dydaktycznych – także opieka nad młodą kadrą oraz prowadzenie badań naukowych. Pracuję na wyższej uczelni już bardzo długo i w pełni zgadzam się ze stwierdzeniem, że „praca wykładowcy to nie rozładowywanie wagonów z węglem”. Szkoda, że w zapale krytyki rozwiązań „nadętej rewolucji” profesor Nalaskowski zapomina, że oprócz dydaktyki także wykonywanie pozostałych obowiązków – podkreślam słowo „obowiązki” – składa się na jakość pracownika wyższej uczelni.

Obecna praktyka pokazuje, że pracownicy uczelni potrafią (co przyznaje autor wypowiedzi, do której się odnoszę) organizować sobie luz czasowy w dydaktyce. To bardzo dobrze, że taką umiejętność pracownicy polskich uczelni posiedli, pod warunkiem, że nie wykorzystują jej tylko do umożliwienia sobie prowadzenia „dydaktyki wycieczkowej”. Natomiast umiejętna organizacja czasu na pewno służyć może efektywnemu realizowaniu zadań w zakresie działalności badawczej i opiece nad młodą kadrą.

Podsumowując: zapisy dotyczące w nowej ustawie wieloetatowości mają na celu przede wszystkim urealnienie poprawy jakości funkcjonowania polskich uczelni. Wszystkich: zarówno państwowych, jak i prywatnych. Z pełnym przekonaniem twierdzę, że przyszłość uczelni niepublicznych leży w ich zdolności do wykształcenia lub pozyskania własnej kadry akademickiej. Podobnie jak jestem głęboko przekonany, iż tylko pracownicy traktujący uczelnię nie jako miejsce krótkich wycieczek, ale jako własne środowisko, mogą i będą odczuwali rzeczywistą i pełną współodpowiedzialność za jej funkcjonowanie we wszystkich wymiarach (dydaktyka, badania naukowe, kształcenie młodej kadry). Z tego właśnie punktu widzenia twierdzę, że obecna nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym przyczyni się, poprzez zmianę obecnych podstaw funkcjonowania większości szkół niepublicznych z niezwykle kruchych na potencjalnie solidne, do poprawy jakości tych szkół. W tym przede wszystkim do poprawy jakości kształcenia oferowanego studentom.

[srodtytul]Problem środowiska[/srodtytul]

Profesor Nalaskowski uważa także, że za problem uzyskiwania przez polskich naukowców stopnia naukowego doktora habilitowanego w zagranicznych „rajach promocyjnych” odpowiada bezpośrednio pani minister Kudrycka. Jest to rzeczywisty, choć moim zdaniem marginalny, problem polskiego środowiska naukowego. Według pana profesora minister powinien tu „coś zrobić”, w szczególności – jak rozumiem – powinien zabronić i wypowiedzieć obowiązujące umowy o wzajemnej uznawalności stopni naukowych z niektórymi krajami. W mojej rzeczywistości polskiej nauki, w Polsce Anno Domini 2011, przedstawiciel administracji rządowej nie może zabronić i nie zabrania, a także nie wypowiada tego rodzaju umów. Rolą ministra jest działanie na rzecz rozwoju nauki i szkolnictwa wyższego, ale technika zakazów jest ostatnią z możliwych do wykorzystania. Warto może zastanowić się, czy problem lekkich, łatwych i przyjemnych habilitacji w bliskiej zagranicy nie jest czasem wewnętrznym problemem naszego środowiska akademickiego. Sądzę, iż takie przypuszczenie potwierdza np. historia nowego, niepublicznego uniwersytetu w słowackim Rużomberoku.

Dziwi mnie także, że – zdaniem profesora Nalaskowskiego – problem nepotyzmu jest problemem wydumanym i zupełnie nieobecnym w polskim środowisku akademickim. Jak rozumiem, środowisko to jest samotną wyspą nieskazitelności tak w wymiarze historycznym (warto wspomnieć chociażby historię papiestwa w czasach Borgiów) jak i geograficznym. W Polsce nie mamy nepotyzmu, tylko szacowne dynastie. Przy okazji zwracam uwagę, że krytykowana ustawa wprowadza jedynie ograniczenie dla bezpośredniej podległości służbowej członków najbliższej rodziny w strukturze uczelni, nie zaś dla możliwości zatrudniania członków rodziny w tej uczelni w ogóle.

Dziwi mnie też twierdzenie, że ustawa ogranicza dostęp młodych ludzi do wiedzy. Jak zrozumiałem, w świecie akademickim profesora Nalaskowskiego nie funkcjonują „wieczni studenci”, nadużywający prawa do bezpłatnych studiów na dowolnie wielu kolejnych kierunkach (oraz związanych z tym możliwości uzyskiwania wsparcia socjalnego). Przecież, na co wskazują przeprowadzone symulacje, zapisy nowej ustawy nie ograniczą liczby młodych ludzi, studiujących bezpłatnie drugi kierunek, w stosunku do stanu obecnego. Studentów takich może być nawet więcej, natomiast dofinansowanie budżetowe będzie przeznaczane dla najlepszych studentów, a więc tych, którzy – przez uzyskiwane wyniki – wykażą, że drugi kierunek studiów na koszt podatnika to dla nich sposób poszerzenia wiedzy i kompetencji, a nie „sposób na życie”.

Równocześnie warto przypomnieć, że budżet państwa to nie bajkowy worek o nieograniczonej pojemności, z którego bez żadnej dyskusji i analizy ekonomicznej (vide stwierdzenie „trywialna ekonomia”) należy po prostu finansować wszystko, co obecnie ma miejsce w szkołach wyższych.

[srodtytul]Manowce nauki[/srodtytul]

Można odnieść się jeszcze do wielu innych fragmentów omawianej wypowiedzi, ale – ceniąc cierpliwość czytelników tego tekstu – przejdę do podsumowania swej wypowiedzi.

Nowe rozwiązania ustawowe nie są na pewno idealne, gdyż idealnego prawa jeszcze nie wymyślono. Wyjątkiem potwierdzającym tą regułę jest Dekalog, ale to nie prawo stanowione przez człowieka. Uważam jednak, że nowa ustawa nie zasługuje na totalną krytykę, w dodatku polegającą na odniesieniu proponowanych, nowych rozwiązań do czegoś, co można by nazwać „wirtualną rzeczywistością”. Oczywiście, przy niedoborze realnych argumentów zawsze można posłużyć się wymyślonymi odniesieniami, inwektywami czy też – mówiąc delikatnie – stwierdzeniami o znaczeniu niedookreślonym, ale nośnym w dyskusji (typu „tłumowi trzeba dać igrzyska” czy – z drugiego bieguna — „…zmiany niszczą istotne struktury warunkujące faktyczny rozwój kadry naukowej (sic!)… ”). Brzmi interesująco i – zdaniem profesora Nalaskowskiego – nie wymaga rozwinięcia i dowodu prawdy. W efekcie to właśnie autor tych stwierdzeń próbuje organizować igrzyska. Chętnie dowiem się jednak, kto w polskim środowisku akademickim tworzy – zdaniem pana profesora – wzmiankowany „tłum”?

Zdążyłem się już (zwłaszcza w pracy sejmowej) przyzwyczaić do nowej metody debaty publicznej, kultywowanej przez część opozycji parlamentarnej. Podstawą tej metody jest wyprowadzanie stanowczych stwierdzeń nie z uważnej lektury dokumentów źródłowych (np. projektów ustaw), ale bądź to z wyrwanych z kontekstu fragmentów, bądź wręcz ze swojego głębokiego przekonania na temat tego, co dany tekst zawiera lub czego nie zawiera. Mam nieodparte wrażenie, że tę samą metodę przyjął profesor Nalaskowski, przygotowując swoją wypowiedź (co zresztą przyznaje w jej końcowej części). Utwierdza mnie to w przekonaniu, iż zmiany w polskim szkolnictwie wyższym są potrzebne chociażby po to, aby studentów polskich uczelni uchronić przed uczeniem ich takich właśnie ułomnych metod dyskusji. Zgodnie z intencją ustawodawcy nowa ustawa ma między innymi zapewnić studentom polskich uczelni opiekę dydaktyczną, nieprowadzącą na manowce metodologii nauki.

I jeszcze jedna sprawa: panie profesorze, rozumiem, że termin „styl pop” użyty w tytule jest, w pańskim zamierzeniu, stwierdzeniem deprecjonującym. Jednak to, że panu styl pop się nie podoba, wcale nie znaczy, iż styl taki nie jest obecny w naszej rzeczywistości, w tym – w gustach nie tylko młodego pokolenia – w sensie jak najbardziej pozytywnym. Dlatego też, jako urodzony optymista, traktuję tytuł „Nauka w stylu pop” jako pochwałę pakietu ustaw, które zmieniają i unowocześniają ważny obszar życia społecznego w Polsce.

[i]Autor jest dyrektorem Instytutu Inżynierii Produkcji na Wydziale Organizacji i Zarządzania Politechniki Śląskiej. Jako poseł PO jest zastępcą przewodniczącego sejmowej podkomisji ds. nauki i szkolnictwa wyższego. [/i]

Pisał w Opiniach: Aleksander Nalaskowski „Nauka w stylu pop” 8 lutego 2011 r.

Z dużym zainteresowaniem, ale także z rosnącym w trakcie lektury zdziwieniem, przeczytałem na łamach „Rzeczpospolitej” obszerną [link=http://www.rp.pl/artykul/606724.html]wypowiedź pana profesora Aleksandra Nalaskowskiego[/link], dziekana Wydziału Pedagogiki UMK w Toruniu, a także założyciela i dyrektora Szkoły Laboratorium oraz pracownika Wyższej Szkoły Informatyki i Ekonomii w Olsztynie („Nauka w stylu pop”, „Rz” 8 lutego 2011 r.). Wypowiedź ta dotyczy przyjętej na początku lutego przez Sejm i czekającej jeszcze na decyzje Senatu ustawy nowelizującej „Prawo o szkolnictwie wyższym” oraz ustawę o stopniach i tytułach naukowych.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA