Przeciwni tej koalicji byli Bronisław Komorowski, Jerzy Buzek czy Tomasz Nałęcz, ale nawet oni nie zdołali powstrzymać śląskich działaczy, w tym szefa Klubu PO – Tomasza Tomczykiewicza. A jak się powiedziało "ein", trzeba powiedzieć "zwei". Dziś, gdy PiS potwierdza obawy Nałęcza i uważa, że odcinanie się części Ślązaków od narodowości polskiej to ich krok w stronę narodowości niemieckiej, bo trzeciej opcji, czyli narodowości śląskiej – zgodnie z prawem nie tylko polskim, ale i czeskim – nie ma, rzecznik rządu grzmi, że "PiS w ohydny sposób dzieli Polaków". W poszukiwaniu brakujących procentów wtórują mu gwiazdy PJN, a swoje oburzenie wyrażają Marcin "Tusk ma jaja" Meller oraz... Tomasz Nałęcz.
Tomczykiewicz zamiast ze wstydu wyrwać sobie włosy z głowy, woli wyrywać zdania z kontekstu, bo chwali sobie koalicję rządzącą na Śląsku. Ostatnio udało się tam podjąć decyzję o zainstalowaniu krzesełek w barwach śląskich, czyli niebiesko-żółtych. Jeśli w takich strojach polscy kibice wejdą kiedyś na mecz ze Szwedami, świat pęknie ze śmiechu.
Ale dziennikarka "GW" Miłada Jędrysik twierdzi, że podczas spisu powszechnego to Ślązacy są traktowani "jak dzieci, które psują zabawę i sikają do piaskownicy, zamiast grzecznie się bawić pod nadzorem polskiej mamusi". Jasna sprawa, polska mamusia jest dobra, gdy trzeba "rodzić po ludzku". Dla Śląska fajniejszy będzie niepolski tatuś. Najlepiej dwóch, w stringach i boa.
To medialno-platformerskie rżnięcie słupa wzdłuż słojów byłoby śmieszne, gdyby nie to, że w internetowym sklepie, reklamowanym przez śląskiego koalicjanta Platformy, sprzedawane są T-shirty z napisami "Ślązak, nie Polak!" i "Oberschlesien ist mein liebes Heimatland", nie ma zaś koszulek z napisem "Górny Śląsk jest moją kochaną ojczyzną". Dużym wzięciem cieszy się też literatura: "Duchy wojny" – wojenne relacje żołnierzy Wehrmachtu, czy książka o słynnych "śląskich noblistach", w której na szczególną uwagę zasługuje rozdział poświęcony Fritzowi Haberowi, twórcy gazów bojowych i cyklonu B.