Wśród polskich katolików stosunkowo mała jest wiedza o tym, jaką rangę ma Wielki Piątek dla protestantów. Znam w Warszawie wyznawców katolicyzmu, którzy w ten jeden dzień odwiedzają kościoły ewangelickie, aby usłyszeć najwyższej klasy wielkopiątkowe koncerty pasyjne, ale to raczej wyjątek potwierdzający regułę.
Sam zawsze z ogromnym szacunkiem obserwowałem sposób przeżywania tego dnia w Niemczech, gdzie nosi on tradycyjną nazwę Karfreitag. To dla niemieckich protestantów dzień głębokiej żałoby i refleksji nad sensem życia. Nic dziwnego, że ochronie wyciszenia w tym dniu służyły od średniowiecza przepisy porządkowe zakazujące urządzania hucznych zabaw i imprez tanecznych. Ostatnie takie prawo z 1952 roku obowiązuje we wszystkich 16 niemieckich landach. Za złamanie zakazu grożą wysokie grzywny.
A jednak od paru lat we Frankfurcie nad Menem i w paru innych miastach Hesji, przed nadejściem Wielkiego Piątku, rozpoczynają się akcje facebookowe wzywające do łamania zakazu tańca w sposób tak masowy, aż władze będą bezradne wobec skali oporu.
Co charakterystyczne do tej nastoletniej kontestacji dołączają się już pojedynczy politycy Zielonych. Pojawiają się już glosy o zakazie tańca, jako zamchu na świeckość państwa. W reakcji na takie akcje, w tym roku Stadtrat Volker Stein, czyli członek zarządu miasta we Frankfurcie nad Menem z ramienia FDP z poparciem heskiego ministra spraw wewnętrznych Borisa Rheina, rozesłał do frankfurckich lokali przypomnienie o zakazie imprez tanecznych w Wielki Piątek. Przypomniał również o karach za jego łamanie i zapowiedział kontrole sprawdzające czy prawo jest egzekwowane.
W odpowiedzi na Facebooku zapowiedziano na dziś prowokacyjny taneczny korowód. Ma się odbyć na „Roemerze" - frankfurckim rynku.