Zeszłoniedzielne wybory w Bremie - mieście–landzie na północy Niemiec to czwarta już z kolei w tym roku porażka CDU wyborach landowych. Wcześniej chadecja przegrała lutowe wybory w landzie-mieście Hamburgu, a w marcu w Nadrenii-Palatynacie i - co gorsze - w Badenii-Wirtembergii, którą chadecy rządzili nieprzerwanie od lat 50. Jedna wygrana w Saksonii-Anhalt nie zmienia wrażenia, że wyborcy maja wyraźnie dosyć partii Angeli Merkel.
W wyborach w Bremie doszła nowa gorzka okoliczność - chadecy osiągnęli niższy wynik od Zielonych. Dotąd to SPD była gigantem, z którym chadekom zdarzało się przegrywać. Co gorsza, w Bremie progu wyborczego nie przeszło także FDP, pozostające z chadekami w kolizjami rządowej. Liberałowie niedawno z hałasem wymienili lidera - z nielubianego Guido Westerwellego na młodszego Philippa Roesslera. Wszystko na nic – FDP jak nie było akceptowane, tak nie jest.
Niemieckie media zadają pytanie, czy CDU potrafi być jeszcze partią wielkich miast. Istotnie, w Berlinie - gdzie wybory burmistrza odbędą się 18 września – rozgrywka toczy się między faworytem i dotychczasowym burmistrzem z SPD Klausem Wowereitem a Renate Kuenast – jego rywalką z partii Zielonych. Kandydat CDU, Frank Henkel nie ma specjalnych szans.
Bilans wyborów z dotychczasowych pięciu miesięcy 2011 roku wygląda w dużych miastach dla chadeków fatalnie.
W Hamburgu poszło źle, w Stuttgarcie źle, w Bremie jeszcze gorzej. Berlin jest poza zasięgiem marzeń prawicy.