Michał Szułdrzyński o teoriach spiskowych

W Polsce utarło się przekonanie, że spiski to domena ludzi gorzej wykształconych, z mniejszych miejscowości, o poglądach raczej prawicowych. Nic bardziej mylnego – zauważa publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 02.06.2011 19:18

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Od czasu gdy przed kilkoma tygodniami jeden z posłów PiS postawił tezę, że nad Smoleńskiem rozpylono tony helu mającego wywołać mgłę, która doprowadziła do katastrofy polskiego Tu-154M, "teoria helowa" stała się synonimem wiary we wszechogarniającą sieć spisków i ciemnych sił rządzących naszą rzeczywistością. I jak z teoriami spiskowymi bywa, oparte są one na trafnych często spostrzeżeniach, prawdziwych po części przesłankach, z których wysuwane są jednak najbardziej nieprawdopodobne wnioski.

 

 

Rzecz jasna spora część debaty publicznej zajmuje się wyśmiewaniem "teorii helowych", które pojawiają się w tzw. obozie smoleńskim. Bo też umiejętność rozdmuchiwania niesprawdzonych informacji albo wyciągania z prawdziwych faktów fałszywych wniosków jest ostatnio ulubionym zajęciem niektórych mediów, np. "Gazety Polskiej".

To tam nieustannie powtarza się, że nie można wykluczyć zamachu. To tam podano informację, że już po katastrofie do żony dzwonił oficer BOR lecący tupolewem.

Męczennica IV RP

Ale swoje "teorie helowe" mają także zaciekli przeciwnicy "obozu smoleńskiego". Niedawno "Gazeta Wyborcza" na pierwszej stronie zamieściła wielki tekst o kurtce agentki ABW, która zatrzymywała Barbarę Blidę. Informacja, najkrócej rzecz ujmując, dotyczyła tego, że po śmierci lewicowej polityk ktoś rzekomo przyniósł agentce nową kurtkę. Odzież to ważny dowód, ponieważ z pozostawionego na nim śladu prochu można wysnuć wnioski dotyczące przebiegu tragedii.

Jednak nikt, nawet "GW", nie wie, czy rzeczywiście "sfałszowano" ekspertyzę przez podmianę kurtki. Nie wiadomo bowiem, które okrycie poddano badaniom. Skoro nic nie wiadomo, można spytać, to czy jest to informacja, która zasługuje na pierwszą stronę jednej z największych polskich gazet?

Zamieszczenie tej wiadomości nie zwiększa wiedzy czytelnika. Wzmaga za to wątpliwości. Określone wątpliwości, które mają wywołać określone reakcje – a jednak jest podejrzenie fałszerstwa. Artykuł utwierdza wiarę tych, którzy i tak są przekonani, że to Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński zgładzili Barbarę Blidę.

Akcja w domu byłej lewicowej posłanki była tragiczna i nieprofesjonalna, dlatego świetnie się nadawała na uczynienie z Barbary Blidy męczennicy sprzeciwu wobec IV RP. A męczeństwo to element wiary. Wiary w to, że w latach 2005 – 2007 PiS, były premier i były minister sprawiedliwości mordowali przeciwników politycznych.

Publikacja spotkała się oczywiście z natychmiastowym odzewem. Choć nic nowego nie wniosła, politycy lewicy przypomnieli, że Ziobrę trzeba postawić przed Trybunałem Stanu.

Wiara w naciski

Przeciwnicy obozu smoleńskiego mają też własną "teorię helową" dotyczącą katastrofy smoleńskiej. To teza o naciskach Lecha Kaczyńskiego lub – w zależności od wersji – szefa wojsk lotniczych gen. Andrzeja Błasika na pilotów.

Do dziś nie znaleziono żadnego dowodu, by tragicznie zmarły prezydent w sposób pośredni lub bezpośredni naciskał na wojskowych pilotujących tupolewa. Jednak tuż po katastrofie gigantycznym tekstem "Gazeta Wyborcza" przypomniała tzw. incydent gruziński, by przekonać czytelników, że z pewnością i w tym przypadku prezydent uparł się, by wylądować, i doprowadził do tragedii.

Kilka tygodni temu gazeta dotarła nawet do notatki służbowej z tamtego wydarzenia. I cóż z tego, że reporterzy "Naszego Dziennika" chwilę potem ujawnili, iż owa notatka nie powstała wcale w 2008 roku, po locie do Gruzji, lecz w tym roku w odpowiedzi na pytania mediów?

Wizję nacisków Kaczyńskiego od razu podchwycili politycy. Janusz Palikot – wówczas wiceszef klubu PO – oskarżył zmarłego prezydenta o odpowiedzialność za tragedię 10 kwietnia, insynuując również, że rzekomo głowa państwa była pod wpływem alkoholu. Platforma Obywatelska nie odcięła się od Palikota, przeciwnie, jej politycy tłumaczyli: – Janusz w brutalny sposób mówi to, co myślimy wszyscy.

Druga teoria dotyczy Andrzeja Błasika. To prawda, przebywał on w kokpicie, co mogło obniżać "komfort psychiczny" pilotów, lecz żaden dotąd odczytany fragment nagrań z kabiny nie zanotował jego bezpośredniego polecenia, by lądować na Siewiernym mimo złych warunków pogodowych.

Stąd wzięła się kolejna teoria, że do nacisków miało dojść wcześniej. Kilka razy na pierwszej stronie "Gazeta Wyborcza" donosiła o rzekomej awanturze, jaką miał gen. Błasik zrobić na Okęciu pierwszemu pilotowi kpt. Arkadiuszowi Protasiukowi. Plotki o nagraniu, na którym widać ten spór, okazały się jedną z największych dziennikarskich kompromitacji ostatnich miesięcy, wcale nie mniejszych niż telefon od zabitego oficera BOR.

Ale tu nie liczy się ani prawda, ani wiarygodność. Liczy się wiara w naciski. A jeśli w grę wchodzi wiara, każda metoda jest dobra, by utwierdzić w niej swych zwolenników. W efekcie, choć nie ma dziś na to żadnych dowodów, część Polaków święcie wierzy w zamach, a inni (w tym sporo polityków PO) równie święcie wierzą w naciski na pilotów i odpowiedzialność za katastrofę, która spoczywa na Kaczyńskim i Błasiku.

Pisizm, czyli zło wcielone

Ale spiski nie dotyczą tylko katastrof i działania tajnych służb. Niektórzy dostrzegają je w życiu codziennym. Kilka tygodni temu publicysta Wojciech Mazowiecki wykrył spisek toczący polskie życie publiczne. Według jego analizy – przepełnionej troską o takie wartości jak tolerancja, otwartość, proeuropejskość – za wszystko, co złe, odpowiedzialny jest "pisizm". Na czym on polega? Na ściąganiu wszystkiego do poziomu błota, na sianiu nienawiści, na schamieniu polskiej polityki.

Czy populizm istniał w Polsce, zanim powstał PiS? Owszem, ale to PiS jest dziś jego uzasadnieniem. Czy przed 2005 rokiem w polskiej polityce była obecna nienawiść? Pewnie była, ale nie ma to znaczenia, bo to dziś PiS jest głównym rozsadnikiem "języka nienawiści". Czy politycy PO wypowiadają się w sposób pełen nienawiści czy wręcz chamski? Tak, ale to wyłączna wina PiS, a tacy politycy jak Stefan Niesiołowski nauczyli się tego właśnie od Jarosława Kaczyńskiego i jego politycznych popleczników.

Śpiochy Kaczyńskiego

Jeszcze dalej w tropieniu pisizmu poszła Janina Paradowska. Przedstawia ona PiS jako wirus, który przenosi się przez podanie ręki. Rozmawiałeś kiedyś z Jarosławem Kaczyńskim? Miałeś cokolwiek wspólnego z kimkolwiek, kto dziś w PiS jest ważny? Oznacza to, że jesteś ukrytym agentem PiS.

Ze swadą autorów tropiących masońskie spiski Paradowska pokazuje, że de facto większość sfery publicznej zinfiltrowana jest przez ludzi będących uśpionymi pisowcami, którzy na dźwięk złotego rogu Jarosława Kaczyńskiego zrzucą maski i zaczną w Polsce instalować faszyzm.

Mało, że PiS ma niezliczone think-tanki (skądinąd czy to źle, że partie współpracują z ekspertami?), mało, że dziesiątki dziennikarzy znanych i mniej znanych to w istocie żołnierze najbliższego współpracownika prezesa PiS, czyli Adama Lipińskiego (jego członków rodziny powinno się zaś pozwalniać ze wszystkich stanowisk we wszystkich instytucjach, by nie rozsiewali pisowskiej nienawiści), najgorsze, że – zdaniem Paradowskiej – siedliskiem PiS stał się Internet. Ważnym ogniwem spisku okazuje się tu amerykański serwis Twitter, który ma być niebezpiecznym narzędziem szerzenia pisowskiej zarazy i zdobywania przez Kaczyńskiego nowych zwolenników.

Tajne sfery

Dlaczego tak rozsądna publicystka stawia tak absurdalne tezy? Moim zdaniem z bezsilności. Tyle lat "Polityka" i spora część liberalnych mediów usiłuje Polakom obrzydzić Prawo i Sprawiedliwość, a ugrupowanie to wciąż otrzymuje około 30 proc. poparcia. A skoro tak, wyjaśnieniem musi być spisek, posiadanie przez Jarosława Kaczyńskiego potężnych agentów wpływu.

Z niewiadomych przyczyn utarło się w Polsce przekonanie, że spiski to domena ludzi gorzej wykształconych, z mniejszych miejscowości, o poglądach raczej prawicowych. Nic bardziej mylnego. Wiara w to, że za widoczną sferą rzeczywistości istnieje druga, tajna, atakuje ludzi bez względu na poglądy, wykształcenie czy pozycję społeczną.

Co gorsza – im kto lepiej wyedukowany, im lepsze ma o sobie mniemanie, tym trudniej wytłumaczyć mu, że jego wizja świata to nic innego jak "teoria helowa". Kłopot w tym, że syndrom helowy dotyczy nie tylko debaty publicznej, lecz w coraz większym stopniu także polityki.

Od czasu gdy przed kilkoma tygodniami jeden z posłów PiS postawił tezę, że nad Smoleńskiem rozpylono tony helu mającego wywołać mgłę, która doprowadziła do katastrofy polskiego Tu-154M, "teoria helowa" stała się synonimem wiary we wszechogarniającą sieć spisków i ciemnych sił rządzących naszą rzeczywistością. I jak z teoriami spiskowymi bywa, oparte są one na trafnych często spostrzeżeniach, prawdziwych po części przesłankach, z których wysuwane są jednak najbardziej nieprawdopodobne wnioski.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA