Bronisław Wildstein o związkach partnerskich

O co naprawdę chodzi w akcji na rzecz związków partnerskich? Czyżby istniały zakazy wspólnego życia bez ślubu? Czy ludzie wybierający takie życie otoczeni są ostracyzmem, piętnowani, zagrożeni? Wręcz przeciwnie.

Publikacja: 13.06.2011 20:44

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa

Związki takie są normą i się upowszechniają. Coraz rzadziej spotykamy pary, które decydują się na wspólne życie dopiero po sformalizowaniu swoich relacji. Im jednak zjawisko to powszechniejsze, tym głośniejsze stają się apele o jego prawne sformalizowanie.

Ich absurd wydaje się oczywisty. Chce ktoś formalizacji, może zawrzeć małżeństwo, przecież niekoniecznie w kościele. Po co nowa, dziwaczna instytucja? Czy jednak nie odgrywa ona poważniejszej, niż mogłoby się wydawać, roli i nie ma po prostu zastąpić małżeństwa?

Proces taki wyrażałby doskonale jedną z głównych tendencji współczesnej cywilizacji zachodniej: ucieczkę od odpowiedzialności.

Małżeństwo jest instytucją, która uzyskuje (a w każdym razie powinna uzyskiwać) społeczne przywileje. Te szczególne uprawnienia, które nie są zwykłymi prawami, wypływają z zobowiązania, jakie biorą na siebie małżonkowie: chodzi o płodzenie i wychowanie potomstwa. Fakt, że jedni owego zobowiązania nie są w stanie zrealizować, a inni odstępują od niego, nie zmienia istoty rzeczy. Opieka nad dziećmi i ich wychowanie to najpoważniejsze zobowiązanie, jakie mogą wziąć na siebie członkowie wspólnoty, podstawa jej istnienia, a wyrastająca z małżeństwa rodzina jest najważniejszą instytucją.

O ile perspektywą małżeństwa jest wychowanie następnych pokoleń, o tyle związku partnerskiego – doraźny komfort. Te drugie wyrażają ducha czasu, mają uwolnić człowieka od presji społecznej, od powinności i zobowiązań.  Ta postawa stała się rdzeniem dominującej dziś w Europie ideologii.

Pierwszą jej ofiarą padają słabsi, zwłaszcza dzieci.  Ostatecznie konsekwencje ponoszą wszyscy, gdyż prowadzi ona do kryzysu relacji społecznych, a człowiek nie jest samotną wyspą.  Żeby to zobaczyć, trzeba się jednak wyrwać z obsesji doraźnego komfortu.

Związki takie są normą i się upowszechniają. Coraz rzadziej spotykamy pary, które decydują się na wspólne życie dopiero po sformalizowaniu swoich relacji. Im jednak zjawisko to powszechniejsze, tym głośniejsze stają się apele o jego prawne sformalizowanie.

Ich absurd wydaje się oczywisty. Chce ktoś formalizacji, może zawrzeć małżeństwo, przecież niekoniecznie w kościele. Po co nowa, dziwaczna instytucja? Czy jednak nie odgrywa ona poważniejszej, niż mogłoby się wydawać, roli i nie ma po prostu zastąpić małżeństwa?

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku