W wywiadzie „Wyjaśnić katastrofę smoleńską, ratować kraj przed dewastacją", („Rz" 142, 20.06. 2011 r.) Jarosław Zieliński – członek Komitetu Politycznego PiS – stwierdza, że PiS posiada własne badania na temat poparcia dla partii politycznych, co ma być odpowiedzią na „nie do końca obiektywne ośrodki badania opinii publicznej, zwłaszcza że są one na różne sposoby uzależnione od obozu rządowego".

Sondaże opinii publicznej są na tyle ważnym elementem ustroju demokratycznego, że powszechne jest oczekiwanie wyborców, iż będą one obiektywne i nieobciążone związkami między sprawującymi władzę a realizatorami sondaży. Jeżeli jest inaczej – co zdaje się twierdzić prominentny członek głównej partii opozycyjnej – to przedstawić wypada dowody, aby odnieść się do nich mogły i ośrodki badawcze, i media, które sondaże zamawiają, i wyborcy. Bez tego rodzaju dowodów cytowana opinia pozostaje mało wiarygodna. Nie znajduje ona potwierdzenia ani w raporcie Organizacji Firm Badania Opinii i Rynku (OFBOR) w odniesieniu do ubiegłorocznych sondaży, ani w moich własnych badaniach, o których pisałem kilkakrotnie na łamach „Rz". Owszem, można realizatorom badań zarzucić brak wystarczającej staranności, a także niedostatki warsztatowe, ale to zupełnie co innego niż brak obiektywizmu spowodowany „uzależnieniem od obozu rządowego".

Dbałość o jakość poziomu dyskusji w naszym kraju wymaga także pokazania wyborcom wyników badań prowadzonych przez PiS, skoro informuje się nas, że takowe istnieją. Poważna dyskusja na temat badań opinii publicznej, w tym preferencji wyborczych, będzie możliwa wtedy, gdy kontestujący te badania przedstawią swoje wyniki i sposób ich uzyskania, tj. podstawowe dane o metodzie badawczej.

—Mirosław Szreder, Gdańsk