W sennych koszmarach najgorsze jest to, że nigdy się nie kończą. Nigdy nie jesteśmy w stanie doskoczyć do drugiej strony urwiska, upragniony przedmiot zawsze okazuje się leżeć poza zasięgiem dłoni, samochód do którego wsiadamy nie może odjechać, pociąg okazuje się nie do dogonienia. W rzeczy samej, właśnie ten fakt niemożności osiągnięcia przełomu, ratunku, katharsis – jest tym, co sprawia, że zwykły sen zamienia się w koszmar.
Od początku swoich rządów Donald Tusk ciężko pracuje nad tym, by Polska żyła w krainie sennego koszmaru. Czy to jego świadomy zamiar? Pewnie nie. Może nawet naprawdę w którejś chwili szczerze wierzył, że Polacy będą w czasach Platformy żyli dostatniej, bezpieczniej, zdrowiej i normalniej (cokolwiek miałoby to znaczyć). W niekończący koszmar wikła nas jednak objęta przez niego taktyka radzenia sobie z sytuacjami kryzysowymi.
Z punktu widzenia grupy rządzącej jest to działanie jak najbardziej racjonalne zgodne z podręcznikami PR. Rozmywanie kwestii podstawowych przez kierowanie uwagi na sprawy drugorzędne, odsuwanie w czasie wyciągnięcia konsekwencji, bagatelizowanie zarzutów, przedstawianie kryzysów jako dyktowanych osobistą niechęcią prowokacji wrogów.
Dla Polski i Polaków oznacza to jednak życie w krainie sennego koszmaru – w miejscu, gdzie nic nigdy się nie kończy, nikt niczemu nigdy nie jest winien, a nawet jeśli jest, to ponosi jedynie „karę czasową" – jak w hokeju, gdzie faulującego zawodnika ściąga się na kilka minut z boiska, ale potem już może wrócić do gry.
Szeregi Platformy pełne są takich chwilowo zawieszonych graczy, którzy już wrócili, bądź właśnie szykują się do powrotu na boisko. Mirosław Drzewiecki znów jest gwiazdą kuluarów sejmu i współuczestnikiem/współorganizatorem biesiad futbolowo-alkohlowych u Grzegorza Schetyny. Senator Krzysztof Piesiewicz przekuwa serię obrzydliwych wyczynów w koronę cierniową. Wynajęci przez senatora Tomasza Misiaka ankieterzy badają jak wyborcy media przyjmą jego powrót do polityki. Minister obrony narodowej Bogdan Klich niby jest winien zaniedbań w resorcie, ale tak naprawdę jego status winnego będzie rozciągał się jedynie od dnia przyjęcia dymisji do dnia zaprzysiężenia na nową kadencję parlamentu. Inni nie tylko nie są niewinni, ale nawet są „szczególnie niewinni" – im bardziej atakowani, tym bardziej niewinni.