Parytety w wyborach parlamentarnych 2011

Nie nastawiajmy się, że w przyszłym Sejmie kobiet będzie tak wiele, jak kandydatek na listach. Potrzeba jeszcze czasu, by wyborcy przyzwyczaili się, że głos na kobietę nie jest głosem straconym – piszą socjolożki

Publikacja: 19.09.2011 19:18

Aleksandra Niżyńska

Aleksandra Niżyńska

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

Red

Nadchodzące wybory parlamentarne będę pierwszym sprawdzianem dla nowo wprowadzonej do ordynacji wyborczej ustawy kwotowej. Obawy związane z wypełnieniem obowiązku zapewnienia kobietom przynajmniej 35 procent miejsc na listach wyborczych nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości. W wyborach do Sejmu wystartuje dwa razy więcej kobiet niż przed czterema laty. Liderzy partii prześcigają się w zapewnieniach, że to właśnie ich ugrupowania w największym stopniu postawiły na kobiety. Temat kobiet w polityce stał się ostatnio bardzo trendy. Czy ta moda przełoży się na sukces wyborczy kobiet?

Męski styl

Dwukrotny wzrost liczby kandydatek na listach wyborczych wszystkich partii to niewątpliwie ważny krok w kierunku większej reprezentacji kobiet w parlamencie. Jednak, jak wiadomo, sama obecność nie wystarczy. Nie wystarczy nawet dobre miejsce na liście, okręg z wysokim poparciem i zdyscyplinowanym elektoratem ani odpowiednia kampania wyborcza kandydatki wspierana przez lidera partyjnego.

 

 

To, co liczy się naprawdę, to liczba głosów oddana na konkretną kobietę na konkretnej liście. Wszak i bez kwot udawało się poszczególnym kandydatkom uzyskiwać bardzo wysokie poparcie wyborców – mówią przeciwnicy prawnych regulacji określających proporcje kobiet i mężczyzn na listach wyborczych. To prawda, efektem był 20-procentowy udział kobiet w Sejmie.

Oznacza to, że mniej więcej 90 posłanek przypadało na około 370 posłów. Część z nich była automatycznie marginalizowana i wyrzucana poza nawias parlamentarnych układów. Część natomiast, chcąc mieć realny wpływ na podejmowane decyzje, przyjmowała męski styl prowadzenia polityki. Przestawała prezentować punkt widzenia kobiet, bo to nie było zgodne z panującymi w zmaskulinizowanym środowisku regułami. I choć były bardzo kompetentne w kwestiach, które mężczyzn interesowały – takich jak finanse, obrona narodowa, sprawy wewnętrzne – to nigdy nie udawało im się uzyskać takiej pozycji w partii, która dawałaby realną władzę.

Do 2010 roku żadnej kobiecie nie udało się zostać szefem klubu parlamentarnego. Grażyna Gęsicka, zostając pierwszą w Polsce szefową Klubu PiS, mogła przetrzeć szlaki dla innych posłanek, jednak jej tragiczna śmierć w katastrofie smoleńskiej sprawiła, że funkcję szefa klubu pełniła tylko nieco ponad rok. Do tej pory żadna kobieta nie została też wybrana na marszałka Sejmu.

Masa krytyczna

Co zrobić, aby kobiety w parlamencie nie koncentrowały swoich sił na przebijaniu się przez męskie powiązania, ale wykorzystywały je efektywnie, przygotowując projekty ustaw, przekonując do swoich racji, będąc twarzami wypracowanych przez siebie rozwiązań? Czy kobieta kiedykolwiek będzie pełnić funkcję marszałka Sejmu?

Wiele badań nad mniejszościami i grupami marginalizowanymi pokazuje, że aby określona zbiorowość niemająca większości w danym organie władzy miała realny wpływ na podejmowane w jego ramach decyzje, musi mieć swoją reprezentację na poziomie 30 procent członków danego gremium. Ta „masa krytyczna" sprawia, że sala sejmowa staje się miejscem debaty, w której uczestniczą kobiety i mężczyźni – zainteresowani zawodową armią i ulgami na dzieci – niezależnie od płci.

Pytania, które zadajemy sobie przed nadchodzącymi wyborami, w dużej mierze koncentrują się wokół obecności kobiet w przyszłym parlamencie. Czy kwoty zmienią zasadniczo skład Sejmu VII kadencji? Czy posłanki zajmą 35 procent miejsc w ławach sejmowych? To złudne myślenie. Zmiany w legislacji potrzebują czasu, by przełożyć się na społeczną rzeczywistość.

Nie nastawiajmy się, że w przyszłym Sejmie kobiet będzie tak wiele jak obecnie kandydatek na listach. Potrzeba jeszcze czasu, by one same nabrały wprawy w prowadzeniu wyborczej kampanii, a wyborcy przyzwyczaili się, że głos na kandydatkę jest równie mocny jak głos na kandydata; że głos na kobietę nie jest głosem straconym. Wzrost poziomu reprezentacji kobiet o kilka procent z każdymi następnymi wyborami będzie znakiem, że ustawowa kwota działa. Czy taki wzrost zanotujemy już po 9 października, zależy tylko od nas.

Koło się zamyka

Pamiętajmy jednocześnie, że parlament nie ogranicza się tylko do Sejmu. W Senacie, gdzie kobiet już teraz jest zdecydowanie mniej (7 proc.), sytuacja po wyborach może się niestety pogorszyć. Wprowadzone w tym roku jednomandatowe okręgi wyborcze w wyborach do Izby Wyższej nie sprzyjają zwiększeniu liczby senatorek. Ponieważ partia musi zdecydować się wyłącznie na jednego kandydata w danym okręgu wyborczym, rzadko stawia na kobiety.

Tłumaczenia liderów partyjnych opierają się na racjonalnym argumencie, że powinni wystawić osobę, która cieszy się w danej społeczności największym poparciem. Jednak to społeczne poparcie partie mierzą w sposób mało wyrafinowany, czyli po prostu wynikiem wyborczym sprzed czterech lat. A że w poprzednich wyborach startowali przede wszystkim mężczyźni, to koło się zamyka. Kandydatek do Senatu jest ponad połowę mniej niż do Sejmu.

Jeśli nasze przewidywania się potwierdzą i kobiet w Senacie będzie tylko kilka, prezydent Bronisław Komorowski powinien poważnie zastanowić się nad swoimi planami wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych na wszystkich szczeblach samorządu, a nawet w wyborach do Sejmu. Takie rozwiązanie może uniemożliwić wielu kobietom uczestnictwo w polityce – nie warto tracić ich zapału i energii!

Przynajmniej 30-procentowa reprezentacja kobiet w parlamencie umożliwiłaby uwzględnianie również kobiecej perspektywy podczas uchwalania aktów prawnych i dyskusji nad zmianami legislacyjnymi. Jednak na tym polityka się nie kończy. Należy pamiętać, że ustawy przegłosowane przez parlament i podpisane przez prezydenta wykonuje rząd. Aktualnie na 23 członków Rady Ministrów jedynie pięć to kobiety.

Jak pokazują analizy Instytutu Spraw Publicznych dotyczące wyborów samorządowych, połowa polskich województw nie ma żadnej kobiety w swoim zarządzie! Pamiętajmy, że na wyborach parlamentarnych nie kończą się starania o zwiększenie liczby kobiet w polityce. Należy zwrócić uwagę, czy przyszły premier, formując nowy rząd, będzie brał pod uwagę równowagę płci w swoim gabinecie.

Wybierajmy kobiety

Przy okazji tegorocznej kampanii wyborczej w mediach poruszony został problem niskiego uczestnictwa kobiet w wyborach. W rzeczywistości poziom frekwencji wyborczej wśród kobiet nie różni się znacząco od poziomu tejże wśród mężczyzn. Niewielkie zainteresowanie polityką i, co za tym idzie, rezygnowanie z udania się do urn wyborczych jest – niestety – charakterystyczne dla ogółu społeczeństwa polskiego. Niemniej istotne jest to, że zaczęto postrzegać kobiety jako grupę, do której warto kierować działania profrekwencyjne.

Jak zatem przekonać te nieaktywne wyborczo kobiety, aby nie rezygnowały z udziału w głosowaniu? Polityka jest kobietom obca, pozostaje poza sferą ich zainteresowań – twierdzą niektórzy eksperci. Trudno się temu dziwić: dlaczego kobiety miałyby interesować się polityką, jeśli ich głos nie jest słyszalny na arenie politycznej, a ich interesy nie są odpowiednio reprezentowane?

Stanowimy ponad połowę społeczeństwa, jesteśmy lepiej wykształcone. Dlaczego zatem tak niewiele z nas ma realny wpływ na to, co dzieje się w naszym kraju? Nie ma co udawać, że dla wszystkich kobiet istotne są te same kwestie. Jesteśmy różne, tak samo jak różnią się od siebie mężczyźni-politycy rządzący naszym krajem. Nie ma również co ukrywać, że tematy istotne dla nas, kobiet, nie zawsze pokrywają się z męską listą priorytetów.

Dlatego też w imię sprawiedliwości i różnorodności, które mają szansę sprawić, że decyzje polityczne będą odpowiadać na potrzeby większej liczby Polaków, zachęcamy: wybierajmy kobiety!

Autorki zajmują się analizami dotyczącymi prawa i instytucji demokratycznych w Instytucie Spraw Publicznych

Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę