Marzenia o mostach łączących Budapeszt z Warszawą pozostaną mrzonkami, dopóki liderzy konserwatywnych i prawicowych ugrupowań Europy Środkowo-Wschodniej nie podejmą wysiłku, by poznać swoich potencjalnych sojuszników. Na razie przegrywają odizolowani od siebie, nieświadomi, że walczą na sąsiadujących odcinkach frontu w jednakowych niemal potyczkach politycznych i w europejskiej wojnie kultur.
Pobłażliwe rozbawienie
Warto przypomnieć pokrótce dzieje pewnego polityka środkowoeuropejskiego, pana K. Jak przystało na generację dzisiejszych 60-latków, wszedł w życie polityczne, angażując się w działalność opozycji antykomunistycznej.
Wykładowca prawa, wychowany w inteligenckiej rodzinie i dzielnicy, rychło stał się w swoim kraju opozycjonistą znanym, choć nie "wizerunkowym", jak zdarzyło się to jego dłużej zaangażowanym czy bardziej medialnym towarzyszom walki. Jako jeden z pierwszych zaczął poruszać kwestię odkłamywania przeszłości. Szczególnie istotne było dlań – a z czasem również dla ugrupowania, które stworzył i na którego czele stanął – przypominanie prawdy o losach ludzi, którzy przez kilka lat po wojnie usiłowali sprzeciwiać się komunistycznej dyktaturze, zanim wymordowano ich wyrokami sądów lub wystrzelano w lasach.
Dla większości ówczesnych liderów opozycji demokratycznej pierwszym doświadczeniem politycznym była młodzieżowa rewolta '68. W ich kraju, bardziej otwartym na Zachód niż inne państwa komunistyczne, paryskie nowinki budziły fascynacje. Część młodych wyszła zresztą na ulice wielkich miast, prosto pod pałki milicji. Ci, których nie złamały represje, pozostali przez kilkanaście kolejnych lat wierni hasłu reformowania socjalizmu i snobowali się na lektury z Lewego Brzegu.
Przywiązanie K. do spuścizny przedwojennego, suwerennego państwa budziło w tym gronie w najlepszym razie pobłażliwe rozbawienie. Tolerowano je jednak, zwłaszcza gdy w ciemnych latach 80. okazało się, że tłumione przez dwa pokolenia emocje, nostalgie i głód tożsamości mają dużo większy potencjał polityczny niż zmagania z "alienacją robotników wielkoprzemysłowych".