Mikołaj Dowgielewicz o polskiej prezydencji UE

Atmosfera przed dyskusją na temat unijnego budżetu jest po prostu straszna. Przestrzegałbym więc przed obiecywaniem kwot, które ma otrzymać Polska – mówi Wojciechowi Lorenzowi minister ds. europejskich

Publikacja: 03.01.2012 19:15

Mikołaj Dowgielewicz

Mikołaj Dowgielewicz

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Za granicą byliśmy chwaleni za przewodnictwo w UE. Ale czy nie sprowadzało się ono do sprawnego zarządzania, my natomiast zrezygnowaliśmy z walki o nasze interesy?

Podczas przewodnictwa dbaliśmy o cztery podstawowe sprawy. Po pierwsze o zachowanie jedności Unii Europejskiej. Po drugie o utrzymanie polityki otwartych drzwi z myślą o przyszłym członkostwie naszych wschodnich sąsiadów. Po trzecie o zachowanie dość korzystnej dla Polski propozycji Komisji Europejskiej w sprawie nowego unijnego budżetu, jako podstawy do dalszych negocjacji. I wreszcie o wzmacnianie wspólnego rynku, na który idzie 70 proc. polskiego eksportu. Jeśli ktoś ma inną definicję polskiego interesu narodowego niż polityka wschodnia, korzystny budżet, jedność Unii i prężny rynek gwarantujący dynamiczny rozwój polskiej gospodarki i miejsca pracy, to niech go spróbuje zdefiniować. Moim zdaniem te wszystkie cztery kwestie są polskim interesem narodowym i cały czas o nie zabiegamy.

Opozycja wylicza, że Węgry w czasie swojego przewodnictwa przeforsowały strategię dunajską, a Szwedzi strategię bałtycką.

Wszystkie nasze analizy wykazują, że strategia bałtycka czy dunajska istnieją głównie na papierze. Takie strategie opierają się na zasadzie trzech zer: zero pieniędzy, zero legislacji i zero instytucji. Bez tych trzech rzeczy nie ma żadnej wartości dodanej ani w sensie politycznym, ani gospodarczym. Nie twórzmy więc mitów, że zmieniają one cokolwiek w geopolityce UE czy zwiększają znacząco potencjał rozwoju regionów.

Po szczycie w sprawie euro premier zapewniał, że Polska będzie zasiadać przy stole, przy którym będzie się ustalało nowe reguły działania unijnej waluty. A potem się okazało, że nie ma o tym mowy. Co się stało?

Polska zasiada przy stole, przy którym się ustala nowe reguły działania unijnej waluty.

Jak to? Przecież ustalenia grudniowego szczytu mówią, że w szczytach strefy euro nie będą mogły uczestniczyć inne kraje.

Celem Polski było, aby ustalenia szczytu nie doprowadziły do podziału UE. Stałoby się tak, gdyby np. stworzono osobny traktat, który obejmowałby tylko kraje strefy euro. W dużej mierze dzięki Polsce udało się tego uniknąć. Zamiast tego ustalono, że kraje eurolandu podpiszą umowę międzyrządową, którą mogą przyjąć pozostałe państwa. Negocjacje nad kształtem umowy, która określa nowe reguły działania unijnej waluty, dopiero się zaczynają. Polska i inne kraje spoza strefy euro biorą w nich udział. Już został spełniony jeden z kluczowych postulatów Polski, aby dyscyplina narzucona krajom strefy euro miała je obowiązywać dopiero po przyjęciu wspólnej waluty. Koordynacja gospodarcza będzie też otwarta dla wszystkich krajów, które ratyfikują nową umowę. Do ustalenia pozostaje kwestia uczestnictwa w szczytach strefy euro krajów, które nie mają jeszcze wspólnej waluty. Podkreślamy, że jest to dla nas ważne i będziemy o to zabiegać. Naszym interesem narodowym jest uczestniczenie w dyskusji nad porządkiem gospodarczym w Europie i to robimy. Dzięki temu nasze karty są teraz mocniejsze niż kilka miesięcy temu. Chociaż jesteśmy poza strefą euro, już mamy wpływ na to, jak będzie ona funkcjonowała. To wzmacnia naszą reputację na rynkach finansowych i naszą pozycję polityczną w UE.

Chociaż jesteśmy poza strefą euro, już mamy wpływ na to, jak będzie ona funkcjonowała. To wzmacnia naszą reputację na rynkach finansowych

Jesteśmy w lepszej pozycji przed negocjacjami w sprawie nowego budżetu na lata 2014 – 2020?

Jednym z sukcesów naszego przewodnictwa jest to, że wciąż rozmawiamy o propozycji budżetu zgłoszonej pół roku temu przez Komisję Europejską. Ta propozycja jest w wielu obszarach korzystna dla Polski, choć nie wszędzie. Dlatego będziemy nasze postulaty narodowe bardzo jasno formułować. Ale podstawa do negocjacji jest dobra. Na szczęście nie mamy sytuacji jak w 2004 roku, kiedy Komisja przedstawiła swoją propozycję, która została następnie rozstrzelana w radzie przez płatników netto. Pozyskaliśmy też sojuszników w Parlamencie Europejskim, który będzie na końcu akceptował porozumienie budżetowe.

Trudno będzie przekonać płatników netto, aby zachowali w dotychczasowym kształcie politykę spójności, na której już Polska bardzo skorzystała?

Negocjacje będą bardzo trudne. Będą się ciągnęły do końca 2012 roku i zdominują wydarzenia w UE. To jest rozgrywka, która krystalizuje interesy narodowe w sposób bardzo oczywisty. Spodziewam się, że na początku roku pojawią się postulaty płatników netto dotyczące obniżenia ambicji budżetowych. Polska powinna w tej dyskusji prezentować swój pogląd bardzo klarownie. Budżet europejski nie jest źródłem kryzysu, jest za to narzędziem, które przywraca szanse na wzrost gospodarczy. Stare kraje członkowskie odnoszą korzyści z polityki spójności, bo ona ożywia ich eksport. Mam wrażenie, że te argumenty przynajmniej w dwóch krajach – Niemczech i Austrii – zaczęły się powoli przebijać.

Czyli te mityczne 80 miliardów euro dla Polski w ramach polityki spójności jest realne?

To nie jest mityczna kwota. Powstała na podstawie tego, co Komisja Europejska zaproponowała w czerwcu. Szacunki są aktualne, ale wiemy, że atmosfera przed tą dyskusją jest po prostu straszna. Przestrzegałbym więc przed obiecywaniem kwot.

W kampanii wyborczej padały takie obietnice.

I są dalej aktualne, ale będzie to bardzo trudna dyskusja. Nie wiemy, co się wydarzy w strefie euro za trzy miesiące czy pół roku. Dlatego trzeba wykazać ostrożność w deklaracjach. Polska musi mieć trzy priorytety w dyskusji o budżecie. Musi on wzmacniać to, co tworzy wzrost gospodarczy i miejsca pracy, czyli przede wszystkim politykę spójności. Powinniśmy się domagać większej sprawiedliwości i odbiurokratyzowania polityki rolnej, a także bardziej ambitnego budżetu na politykę sąsiedztwa.

Czy to, że płatnicy netto mają także między sobą różne priorytety w sprawie cięć w budżecie, może nam pomóc?

To trochę działa na naszą korzyść. Są kraje, które chciałyby ściąć politykę spójności bardzo radykalnie. Są też takie, która chcą, by działała tylko w nowych krajach członkowskich. Ale nasza sytuacja negocjacyjna będzie trudniejsza niż rządu Marka Belki. Wtedy było więcej krajów, które korzystały z polityki spójności, m.in. Irlandia, Portugalia, Grecja. A także Hiszpania, która co prawda wciąż jest objęta tą polityką, ale stała się płatnikiem netto i jej podejście się zmienia. Premier Tusk rozmawiał już z nowym premierem Hiszpanii. W pierwszej połowie roku odbędziemy też konsultacje międzyrządowe z Hiszpanią. Czeka nas dużo pracy z różnymi państwami, żeby naszą wizję budżetu promować. To będzie najważniejsze zadanie dla Polski w polityce europejskiej w 2012 roku.

Jest kilka spraw, które nam zablokowali inni. Np. rozszerzenie strefy Schengen o Bułgarię i Rumunię. Uniemożliwił to sprzeciw Holandii, która uznała oba kraje za mało wiarygodne. Zabrakło nam politycznej siły, aby przekonać Holendrów?

Przekonaliśmy Francuzów, Niemców, Finów. To niezły wynik. Premier Holandii stwierdził też pod sam koniec polskiej prezydencji, że pod pewnymi warunkami rozszerzenie Schengen jest możliwe. Są więc szanse, że do końca przewodnictwa Duńczyków, którzy przejmują po nas stery, sprawę uda się pomyślnie zakończyć. To będzie także wynik naszej presji i naszych działań. Postęp polityczny był w tej sprawie bardzo znaczący. Zablokowanie rozszerzenia Schengen miało groźny kontekst. Mogło stworzyć precedens, iż nie wpuszcza się kogoś do klubu, mimo że spełnia on wszystkie warunki członkostwa. Można by to potem przełożyć na rozszerzenie strefy euro czy w ogóle Unii Europejskiej. Holendrzy ze zrozumieniem przyjęli naszą argumentację.

Nie udało nam się dokończyć sprawy patentu europejskiego z winy Niemiec i Francji, które się kłócą o siedzibę sądu patentowego. Nie należałoby napiętnować krajów, które blokują tak ważną dla całej Unii sprawę?

W tej ciągnącej się od 30 lat sprawie wszystko zostało już uzgodnione. Włącznie z najtrudniejszą częścią, która wykracza poza prawo unijne, czyli umową międzynarodową w sprawie funkcjonowania sądu patentowego. Pozostaje kwestia siedziby. Negocjowaliśmy do ostatniej chwili. Na końcu była kwestia dwóch, trzech krajów, które się nie chciały dogadać. Patent europejski będzie z wielką korzyścią dla przedsiębiorców. Obniży koszty uzyskania patentu o 80 proc. Jego wprowadzenie byłoby też ważnym symbolem, że udaje nam się ustalić konkretne decyzje w ramach pogłębiania wspólnego rynku. Spór o siedzibę musi być rozstrzygnięty najwyżej w ciągu trzech miesięcy, bo to po prostu źle wygląda.

Sprawy zaczęte przez Polskę powinny kontynuować Dania, a potem Cypr, z którymi tworzymy tzw. trio. Oba kraje mają w wielu kwestiach diametralnie różne interesy od naszych. To duży problem?

Do wspólnej agendy wprowadziliśmy tematy, które są tak samo ważne dla wszystkich. Chodzi np. o pobudzenie wzrostu gospodarczego. Ustaliliśmy, że do końca 2012 roku wszystkie propozycje wzmacniające wspólny rynek mają zostać uzgodnione. Mamy swój udział w tym, że Duńczycy bardziej się zainteresowali Partnerstwem Wschodnim. Ustaliliśmy, ze szefowa unijnej dyplomacji pani Catherine Ashton i Komisja Europejska przygotują mapę drogową, wskazującą, jak przełożyć ustalenia ze szczytu Partnerstwa Wschodniego w Warszawie na konkretne działania. I taki dokument powstaje. Pierwsza dyskusja strategiczna odbędzie się nad nim już w styczniu.

Ale Duńczycy chcą zaostrzyć cele dotyczące redukcji emisji gazów cieplarnianych.

Są oczywiście sprawy, w których mamy różne interesy. Zbliżamy się do momentu, w którym będziemy musieli sobie poważnie odpowiedzieć na pytania dotyczące polityki klimatycznej. Zachodnia Europa się deindustrializuje, to jest zjawisko negatywne, które stanowi poważną przeszkodę w wyciąganiu z kryzysu strefy euro. Kraje Południa nie są w stanie zapełnić swoich budżetów dochodami z turystyki i usług. Legitymizacja polityki klimatycznej w najbliższych latach będzie poważnym problemem w UE. Europa powinna odbudować przemysł, aby utrzymać konkurencyjność. Czekają nas o wiele bardziej dramatyczne wybory w polityce gospodarczej, niż się wydawało niektórym jeszcze dwa, trzy lata temu. Polskie stanowisko będzie raczej zyskiwało posłuch niż odwrotnie, jest inna atmosfera. Dlatego ministrowi Rostowskiemu udało się uzgodnić w trakcie polskiej prezydencji nową procedurę oceny skutków regulacji UE dla finansów publicznych. To samo zrobili ministrowie gospodarki, jeśli chodzi o konkurencyjność.

Gdyby nasz interes narodowy był zagrożony, nie zawahamy się używać weta. Tak jak zablokowaliśmy konkluzje klimatyczne na posiedzeniu rady ministrów środowiska, chociaż próbowano nas przekonać, że na tydzień przed objęciem przewodnictwa w UE nie wypada tego robić. Mimo to zawetowaliśmy. Komisja Europejska obiecała, że zrobi analizy wpływu wyższych celów redukcji emisji na gospodarkę państw członkowskich. Miała to zrobić w pierwszej połowie 2011 roku i wciąż nie zrobiła. Nie ma więc mowy o jakichkolwiek wyższych celach redukcyjnych. Kiedy w grę wchodzi nasz interes narodowy, nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Polska będzie twardo stawiała sprawę.

Za granicą byliśmy chwaleni za przewodnictwo w UE. Ale czy nie sprowadzało się ono do sprawnego zarządzania, my natomiast zrezygnowaliśmy z walki o nasze interesy?

Podczas przewodnictwa dbaliśmy o cztery podstawowe sprawy. Po pierwsze o zachowanie jedności Unii Europejskiej. Po drugie o utrzymanie polityki otwartych drzwi z myślą o przyszłym członkostwie naszych wschodnich sąsiadów. Po trzecie o zachowanie dość korzystnej dla Polski propozycji Komisji Europejskiej w sprawie nowego unijnego budżetu, jako podstawy do dalszych negocjacji. I wreszcie o wzmacnianie wspólnego rynku, na który idzie 70 proc. polskiego eksportu. Jeśli ktoś ma inną definicję polskiego interesu narodowego niż polityka wschodnia, korzystny budżet, jedność Unii i prężny rynek gwarantujący dynamiczny rozwój polskiej gospodarki i miejsca pracy, to niech go spróbuje zdefiniować. Moim zdaniem te wszystkie cztery kwestie są polskim interesem narodowym i cały czas o nie zabiegamy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?