Polska stoi w obliczu katastrofy demograficznej. Jeśli w dłuższej perspektywie chcemy silnie rozwijającej się gospodarki i poprawy warunków życia Polaków, to dziś musimy dokonać wielkich inwestycji w politykę prorodzinną. Czas żeby politycy to zrozumieli. Wystarczy spojrzeć na kłopoty systemu emerytalnego. Biorą się one, co oczywiste, głównie z coraz trudniejszej sytuacji demograficznej. Rośnie liczba emerytów, a ubywa osób płacących składki na ubezpieczenie społeczne. To bardzo zła wiadomość dla systemu skonstruowanego na zasadzie solidarności pokoleń.
Jak odpowiada na tę wiadomość rząd Donalda Tuska? Proponuje podniesienie wieku emerytalnego. Takie działanie nieco odsuwa problem w czasie, lecz w najmniejszym stopniu nie zapobiega skutkom katastrofy demograficznej.
Kwestią, z którą mierzy się dziś Polska, nie jest przecież coraz większa liczba osób starszych. Trzeba cieszyć się, gdy życie ludzi staje się dłuższe. Prawdziwy kłopot polega na tym, że nie rodzą się nowe pokolenia Polaków. Liczba dzieci przypadających w Polsce na kobietę w wieku rozrodczym (tzw. współczynnik dzietności) wynosi około 1,3 i jest najniższa w Unii Europejskiej. Dla prostego zachowania liczby ludności wskaźnik ten powinien wynosić ponad 2. Obecna sytuacja oznacza, że kolejne pokolenia Polaków będą coraz mniej liczne.
To jest sedno problemu, na który rząd musi zareagować konkretnymi działaniami.
Czarny scenariusz
Na spotkaniu z klubem Solidarnej Polski w sprawie rządowych propozycji zmian systemu emerytalnego premier podał, że w 2040 roku będzie nas o dziesięć milionów mniej. Inny polityk PO w debacie parlamentarnej stwierdził, iż w 2050 roku ludność Polski może zmniejszyć się do zaledwie dwudziestu milionów. Nie należy lekceważyć takich doniesień. Analizy ONZ wskazują, że Polacy będą w najbliższych dziesięcioleciach najgwałtowniej starzejącym się społeczeństwem w Europie.
To niezwykle przygnębiający, czarny scenariusz. Malejąca liczba pracowników odprowadzających składki zusowskie oraz rosnąca liczba ludzi w wieku poprodukcyjnym oznaczać będzie, że także proponowany przez Donalda Tuska system emerytalny nie będzie w stanie się utrzymać. Dodatkowo, dojdzie szereg innych problemów gospodarczych: konieczność spłaty gigantycznego zadłużenia publicznego przez malejącą liczbę osób. Potrzeba podniesienia podatków a tym samym dalsze tłamszenie polskiej przedsiębiorczości. Efektem podwyżki podatków będzie niechybnie dalsze powiększanie się w Polsce szarej strefy. To z kolei pozbawi państwo wpływów z podatków oraz skaże rzesze ludzi na zatrudnienie drugiej kategorii. Bez umowy lub na umowie śmieciowej, bez ochrony prawa, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia społecznego.
Starzenie się społeczeństwa wywoła konieczność znacznego wzrostu wydatków na ochronę zdrowia i również z tego powodu jeszcze większe problemy kurczącego się budżetu państwa. W tej sytuacji, wydatki na infrastrukturę, edukację oraz badania i rozwój zejdą na dalszy plan.
Skurczony 20 milionowy rynek w ogromnej mierze ludzi starszych, będzie też mniej atrakcyjny dla inwestorów. Polska zamiast rozwijać, będzie się cofać.
Jeszcze bardziej przygnębia, że gabinet D. Tuska, zamiast zapobiegać katastrofie, pogodził się z tym czarnym scenariuszem. W sferze polityki prorodzinnej rząd ogłosił kapitulację i porażkę.