Marzenia o łupkowej potędze

Jeśli Polska chce o łupkowej rewolucji, rząd musi przestać myśleć o tym jak o spadku, który zapisała mu bogata ciotka z Ameryki - pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 20.03.2012 18:30

Mariusz Staniszewski

Mariusz Staniszewski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Państwowy Instytut Geologiczny ogłosi dziś, ile gazu łupkowego może być w polskich złożach. Padną ogromne liczby, które przekraczają wyobraźnię nie tylko przeciętnego obywatela, ale pewnie również ludzi ogłaszających dobrą nowinę. Bo kto wie, jak wygląda bilion albo dwa biliony metrów sześciennych gazu?

Efekt jednak będzie. Przeliczenie tak ogromnych liczb na roczne zapotrzebowanie naszego kraju na paliwo spowoduje, że znów przez chwilę będziemy śnić o potędze: gazem łupkowym zalejemy Niemców, a i Rosjanom damy popalić. Do wielkości nam jednak daleko.

Kulejąca współpraca

Jeśli Polska rzeczywiście chce marzyć o łupkowej rewolucji, musi nie tylko stworzyć spójną politykę energetyczną skierowaną na eksploatację własnych złóż, ale zmienić też priorytety polityki zagranicznej, zderegulować wewnętrzny rynek gazowy, skierować potężne środki na naukę i budowę infrastruktury. Rząd musi zacząć o tym paliwie myśleć nie jak o spadku, który zapisała mu bogata ciotka z Ameryki, ale jako o narzędziu do osiągania celów – wewnętrznych i zewnętrznych.

Przykład jak korzystać z szansy dała Norwegia. Gdy rząd w Oslo się zorientował, że dysponuje ogromnymi zasobami ropy i gazu, nawiązał współpracę naukową ze Stanami Zjednoczonymi – krajem posiadającym technologie wydobywcze. Powstał wspólny instytut, który opracowywał sposoby eksploatacji złóż uwzględniające norweską specyfikę.

Praktykę tę w ostatnich latach wykorzystały Chiny, które po odkryciu na swoim terytorium ogromnych złóż gazu łupkowego, również nawiązały współpracę z USA. Korzyści dla obu stron są oczywiste. – Chiny zyskają wiedzę o sposobach wydobywania gazu ze swoich złóż (dla każdego basenu geologicznego stosuje się nieco inną technologię), a amerykańskie firmy, znając specyfikę chińskich skał łupkowych, wyprzedzą konkurencję w wyścigu o tamtejsze zasoby.

Polska nie tworzy żadnego instytutu. Brak zaplecza naukowego nabiera znaczenia zwłaszcza w sytuacji, gdy kolejne firmy poszukujące gazu nie są zadowolone z wyników. Nie oznacza to, że paliwa nie da się wyciągnąć na powierzchnię. Raczej to, że na obecnym etapie rozwoju technologicznego wydobywanie go może być nieopłacalne. W tej sytuacji koncerny mogą zacząć przerzucać siły w bardziej obiecujące miejsca – np. do Rumunii czy Bułgarii, gdzie złoża są łatwiejsze do eksploatacji.

Wraz z wymianą naukową Norwegia i Chiny otworzyły szeroko drzwi zagranicznym firmom (zabezpieczając oczywiście interesy państwa), by poszukiwały gazu. Rozwiązuje to trzy kluczowe kwestie – dostęp do technologii, kapitału oraz w przyszłości do ewentualnych zewnętrznych rynków zbytu.

Polska wykonuje ruch w przeciwnym kierunku. Rząd mobilizuje zależne od niego firmy, by łączyły się w konsorcja i szukały gazu. Żadna z nich nie ma doświadczenia w eksploatacji skał łupkowych, narzekają na brak pieniędzy (tak jest w przypadku krajowego potentata gazowego, czyli PGNiG), nie mają też doświadczenia w sprzedaży gazu poza granicami Polski. Takie działanie jest natomiast sygnałem dla zagranicznych inwestorów, że nasz kraj będzie raczej preferował własne podmioty. To ślepa uliczka.

Bez odważnych decyzji

Złoża gazu łupkowego w basenie geologicznym Barnett w USA zaczęły być eksploatowane na skalę przemysłową, gdy dokonano tam 2600 odwiertów. W Polsce odwiertów jest... 14. Zakładając nawet, że koncerny mają już bardziej zaawansowaną technologię niż w 2003 r., gdy zaczynała się łupkowa rewolucja, to i tak potrzeba jeszcze setek milionów dolarów, by polskie marzenia zaczęły nabierać realnych kształtów (każdy odwiert kosztuje ok. 10 mln dol.). Dla polskich firm taki wydatek to ogromne obciążenie – dla światowych koszty wliczone w działalność.

To, że w większości regionów Polski pojawienie się firm poszukujących gazu przyjmowane jest z nadzieją na nowe miejsca pracy, pieniądze z dzierżawy działek czy kolejne inwestycje, jest zasługą samych koncernów. Większość z nich prowadzi przemyślaną politykę informacyjną, która uświadamia lokalnym społecznościom zagrożenia i korzyści płynące z inwestycji. W tej materii państwo polskie nie może pochwalić się wielkimi osiągnięciami.

Jeszcze gorzej jest na arenie międzynarodowej. Polska co prawda blokuje na razie wszelkie próby zakazania eksploatacji złóż gazu łupkowego z poziomu Brukseli, ale nie udało nam się nawiązać bliskiej współpracy z państwami o zbieżnych interesach. Bliższe relacje z Chinami czy Wielką Brytanią oznaczałyby przeorientowanie kierunków aktywności polskiej dyplomacji, a w konsekwencji spowodowałoby to ochłodzenie relacji z Berlinem czy Moskwą. I zapewne zmusiło rząd do poszukiwania sojuszników wśród mniejszych sąsiadów.

Polska dyplomacja obrała inny kierunek. W efekcie wygląda to tak, że z jednej strony marzymy o potędze, a z drugiej nie chcemy drażnić wielkich sąsiadów. To wykluczające się postawy. Staniemy się silni dopiero wówczas, gdy dojrzejemy do podejmowania odważnych decyzji.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?