Lubimy ekscytować się wielkimi liczbami i łatwo ulegamy emocjom. Kiedy we wtorek okazało się, że pokłady gazu łupkowego są kilkakrotnie mniejsze niż te, które zapowiadali niedawno Amerykanie, przez Polskę przeszedł jęk zawodu. Tymczasem z tego, co podał Państwowy Instytut Geologiczny, wynika, że – w najbardziej niekorzystnym przypadku – gdybyśmy korzystali tylko z gazu łupkowego, starczyłoby go na co najmniej 65 lat. To źle? To rewolucja! A przecież, co podkreślają eksperci, to założenia najbardziej konserwatywne. Jest bardzo prawdopodobne, że może być go znacznie więcej.
I to jest rewelacyjna wiadomość. Mamy realną szansę na poważne dochody dla państwa i firm, na wiele nowych miejsc pracy, na uniezależnienie się polityczne i realną zmianę naszej sytuacji geopolitycznej. Po wejściu do Unii i NATO to prawdopodobnie największa szansa gospodarczo-polityczna ostatniego dwudziestolecia. Pytanie, czy tę szansę będziemy umieli wykorzystać.
Siła Gazpromu
Wcale nie jest tak, że wszystko zostało przesądzone. Toczy się bardzo brutalna gra – o wielkie pieniądze i wielkie polityczne wpływy. W przyrodzie nie ma bowiem nic za darmo. Jeśli ktoś zyskuje, to ktoś zwykle traci. Na naszym potencjalnym sukcesie stracą potężne firmy i instytucje. Zrobią więc wiele, by nasz sukces się nie udał.
Nie można nie doceniać możliwości Gazpromu, bo o nim oczywiście tu mowa. Zaledwie dwa miesiące temu inny członek Unii Europejskiej i NATO – Bułgaria – państwo bardzo zainteresowane dywersyfikacją źródeł dostaw energii i zmniejszeniem uzależnienia gazowego od Rosji – sam podjął decyzję o tym, by zaprzestać badań i poszukiwań gazu łupkowego. Zorganizowana gigantyczna akcja PR doprowadziła do tego, że większość parlamentarna, której rząd chciał wydobycia gazu z łupków, zablokowała taką możliwość. A minister ds. energetyki, gorący zwolennik łupków, kilka dni temu podał się do dymisji. Antyłupkowe lobby okazało się silniejsze od państwa bułgarskiego.