Wyborcy zostali poważnie potraktowani przez polityków i odpłacili im tym samym. Niezależnie od tego, czy uważamy, że lepszym prezydentem będzie Francois Hollande czy lepszym byłby Nicolas Sarkozy, warto docenić to, jak prowadzili kampanię. Oczywiście zatrudniali najlepszych speców od marketingu i reklamy. Oczywiście ich kampanie pełne były sztuczek i fajerwerków.
Ale oprócz tego obaj mieli swój poważny przekaz. Za fajerwerkami stały konkretne wizje. Zestawienie emocji i merytorycznej dyskusji daje taki efekt, jaki osiągnęli Francuzi. Na wiece wyborcze przychodziło czasem kilkadziesiąt, a czasem nawet kilkaset tysięcy osób. Obywatele się angażowali. Byli do tego zachęceni przez swoich liderów i ich sztaby.
Trzy dni przed wyborami obaj główni kandydaci usiedli naprzeciw siebie w studiu telewizyjnym i debatowali przez 2,5 godziny! Debatę transmitowało kilka stacji telewizji naraz. Oglądało ją 18 milionów ludzi.
Czy któryś z naszych sztabów zdecydowałby, by ich kandydaci rozmawiali poważnie przez 150 minut? Obaj kandydaci potraktowali wyborców poważnie, dali im szanse do zmierzenia się nie tylko z jakością plakatów i filmików, ale i z wagą argumentów.
Czy wyobrażacie sobie państwo w Warszawie takie tłumy na wiecu zwycięzcy, jakie w niedzielę widzieliśmy na placu Bastylii, gdzie fetowano Francois Holande'a? Czy widzieliście państwo takie tłumy na jakimkolwiek partyjnym wiecu w Polsce, jakie kilka dni wcześniej były na placu Trocadero, gdzie spotkało się 200 tysięcy zwolenników Nicolasa Sarkozy'ego?