Piotr Gursztyn o zachowaniu Stefana Niesiołowskiego

Po tym, jak były wicemarszałek Sejmu potraktował Ewę Stankiewicz, najwięksi dewoci Platformy będą go kochali jeszcze bardziej. Cóż, taki mamy klimat życia publicznego - konstatuje publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 14.05.2012 20:30

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Historia scysji między Stefanem Niesiołowskim a Ewą Stankiewicz jest kolejnym przykładem, jak automatycznie dzieli się w Polsce opinia publiczna. Wielu -  na szczęście nie wszystkich -  mobilizuje hasło „biją naszego". Tymczasem Ewa Stankiewicz, podchodząc z kamerą do polityka PO, postępowała zgodnie z obowiązującym w Sejmie standardem.

Kamera - prowokatorka

Wyjdźmy od jedynego w tym momencie źródła -  nagrania rozmowy. -  Panie pośle, przepraszam -  zaczyna reportażystka. -  A skąd pani jest? -  pyta spokojnie Niesiołowski. -  Ewa Stankiewicz, nie chcieli pana wypuścić z Sejmu? -  ciągnie dziennikarka. -  Nie, ja nie chcę z panią rozmawiać -  przerywa jej, ciągle spokojnie, Niesiołowski.

Stankiewicz dopytuje czemu, a były wicemarszałek zaczyna się coraz bardziej nakręcać. Wtedy dopiero zaczyna się awantura.

Nic nie wskazuje na to, że początek nagrania został jakoś zmanipulowany. Spokojny początek rozmowy wskazuje, że wcześniej Niesiołowski nie był zaczepiany przez Stankiewicz. Tu więc można zresztą postawić pytanie: jak kamera mogła prowokować polityka, który od ponad 20 lat zasiada w parlamencie? Tym bardziej że akcja -  to ważny szczegół -  rozgrywa się przy wejściu do tzw. Nowego Domu Poselskiego. Czyli w miejscu, gdzie dziennikarze dość często łapią swoich rozmówców. Można stamtąd w sekundę uciec przed reporterami do hotelu sejmowego.

Wielu obrońców Stefana Niesiołowskiego podnosi argument, że poseł miał prawo nie chcieć być filmowanym. Przy drzwiach do Sejmu? Do tej pory nikt takich pretensji nie zgłaszał.

Autor tego tekstu przepracował ponad pięć lat jako reporter czterech stacji telewizyjnych i nigdy nie słyszał wcześniej o zasadzie, aby nie filmować posłów przy drzwiach parlamentu. Gdyby taka norma obowiązywała, tłumy obrońców znalazłaby na pewno niedysponowana w Sejmie Elżbieta Kruk z PiS (a ich nie znalazła) czy kilka kadencji wcześniej nieszczęsny poseł Witold Firak z SLD (też nikt go nie bronił, choć złapano go w jego własnym pokoju w hotelu poselskim).

Widzimy zresztą co jakiś czas polityków „uciekających" przed kamerami i tabun dziennikarzy biegnących za nimi i wykrzykujących: „panie pośle, panie pośle (premierze, prezesie etc.)".

Prywatność w Sejmie

Tymczasem w tym przypadku pojawiły się głosy o prawie polityka do prywatności w Sejmie -  wspomniał o tym m.in. Seweryn Blumsztajn, występując w TVN 24. Można mu odpowiedzieć pytaniem: czy wszystkie zdjęcia „Gazety Wyborczej ukazywały twarze polityków, którzy wcześniej wyrazili zgodę na fotografowanie? Oczywiście, że nie, bo byłoby to absurdem. Jednak autorzy wielu argumentów stosowanych w obronie Niesiołowskiego wychodzą z założenia, że widzowie i czytelnicy mają słabą pamięć.

Argumenty obrażające inteligencję odbiorców zastosowali także politycy PO broniący swojego kolegi. Poseł Paweł Suski w rozmowie z „Rz" domaga się kary dla Stankiewicz, bo był... po pracy: „nie miał garnituru, wybierał się na pociąg". Podobnie twierdzi szef Klubu PO Rafał Grupiński. -  Poseł ma prawo, by nie filmowano go po pracy -  powiedział. Ale czy także na terenie Sejmu? Gdyby ta interpretacja miała obowiązywać, na łamach pism takich jak „Super Express" czy „Fakt", choć nie tylko tam, powinniśmy widzieć wyłącznie białe plamy. Większość mediów wykorzystuje okazję, aby sfilmować lub sfotografować znanego polityka wtedy, gdy nadarzy się okazja. A każdy polityk pręży się wtedy, aby dobrze wypaść.

Zauważmy jeszcze jedną rzecz. Mówimy o osobie publicznej. A telewizje potrafią być brutalne nawet wobec osób zupełnie nieznanych. Taka jest np. natura programów interwencyjnych -  typu „Uwaga" TVN i „Interwencje" Polsatu. Tam normą są zdjęcia jakichś bad guys szarpiących się z kamerą. Dziennikarze z tych programów są dumni, gdy jakiemuś łobuzowi puszczą przed kamerą nerwy.

Sam pracowałem dla „Uwagi, więc pamiętam, że mocne zdjęcia były szczególnie chwalone i odpowiednio premiowane. I słusznie, bo wymagały od dziennikarza odporności psychicznej i odwagi, a stacji dawały tę korzyść, że były szczególnie atrakcyjne dla widzów.

Gdyby za tamtych lat ktoś przyjechał ze zdjęciami jak te z Niesiołowskim, stałby się bohaterem w swojej stacji. Ale to były inne czasy, choć ledwie dekadę temu.

Zaznaczmy też, że argument o poszanowaniu prywatności nie zezwala na stosowanie ukrytych kamer. Nie sądzę, aby Blumsztajn czy wspierający go Adam Szostkiewicz z „Polityki", byli zwolennikami jedynej alternatywy -  a byłoby nią wyłączne oparcie mediów na oficjalnych informacjach płynących od rzeczników prasowych.

Komu wolno więcej

Niesiołowski mógł „zepsuć" zdjęcia Stankiewicz. Miał dwa sposoby powszechnie stosowane przez polityków. Metoda pierwsza to spokojna odmowa i ignorowanie kamery. Znani politycy są w Sejmie stale „ogrywani" przez kamery. Już tego nawet nie zauważają i traktują to jak powietrze.

Druga metoda polega na wygłoszeniu do mikrofonu kilku wyświechtanych komunałów. Gros polityków ma to przećwiczone do perfekcji. W efekcie Stankiewicz miałaby kilka nudnych „setek", z których da się wyemitować maksimum kilkanaście sekund wypowiedzi. Nie więcej, bo widzowie usnęliby.

Niesiołowski wybrał wariant najgorszy. Dlaczego? Ma pewnie w tym kalkulację, najwięksi dewoci Platformy będą go kochali jeszcze bardziej. Taki mamy klimat życia publicznego, gdzie nie obowiązują obiektywne kryteria oceny.

Przypomnijmy tu gromy, które zasłużenie spadły na Jarosława Kaczyńskiego za pytanie do Jakuba Sobieniowskiego, czy jest z „redakcji polskiej czy niemieckiej". Kaczyński może teraz tylko ubolewać, że nie odezwał się wtedy w jego obronie taki chór jak w przypadku byłego wicemarszałka.

Niesiołowski w odróżnieniu od Kaczyńskiego czuł się bezkarny. Oglądając film Stankiewicz, można odnieść wrażenie, że dałby się nagrać, gdyby to była „życzliwa" telewizja. Po to zresztą -  tu odwołam się do własnego doświadczenia -  politycy wystawiają się w eksponowanych miejscach Sejmu, aby nie przegapić okazji do kolejnego lansu.

PS. Warto też poruszyć argument obrońców Niesiołowskiego, że wolno mu więcej za zasługi z czasów PRL. To twierdzenie jest doskonałą wiadomością dla Antoniego Macierewicza. Czy w ten sposób współtwórca KOR (lub wręcz twórca, jak niektórzy twierdzą) również uzyskuje immunitet wobec wszelkiej krytyki?

Autor, publicysta „Rz", w przeszłości był reporterem sejmowym m.in. TV Puls, TVN, Polsatu oraz TV 4

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?