Większej się dumy domagają tłumy

Subotnik Ziemkiewicza

Aktualizacja: 26.05.2012 13:28 Publikacja: 26.05.2012 13:15

Rafał Ziemkiewicz

Rafał Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Zastrzegałem to wielokrotnie, powtórzę ? emocje sportowe są mi głęboko obce. Ostatni raz doznawałem ich za sprawą Lubańskiego, Deyny i trenera Górskiego, czyli, jeśli dobrze liczę, gdzieś w drugiej klasie podstawówki. Jeszcze przez jakiś czas potem deklarowałem się jako kibic Górnika Zabrze, ale, szczerze mówiąc, wisiał mi ten klub tak samo jak każdy inny, i robiłem tak tylko dlatego, że w mojej szkole „trzeba było" być za Legią.

Generalnie, szanuję ludzi, którzy potrafią coś, czego nie potrafią inni, rozumiem, że sport (przynajmniej w niektórych dziedzinach, tam, gdzie jeszcze decyduje jakaś umiejętność, a nie napakowanie „koksem") jest pokonywaniem samego siebie, zwycięstwem woli nad słabością ciała, i to mi w sportowcach imponuje. Ale w nachlanym piwskiem brzuchaczu, popiskującym z emocji przed telewizorem albo na okoliczność meczu ryczącym ludziom pod oknami nie imponuje mi nic i trudno mi jego zachowanie zrozumieć.

Krótko mówiąc, stosunek do, jak on to nazywał, „rozwydrzenia sportowego", jest jedyną rzeczą, która łączy mnie z Witkacym. „Zajmowanie uwagi społeczeństwa tym, że Jasiek Wąbała skoczył parę centymetrów wyżej albo pobiegł parę sekund szybciej niż Maciek Wątorek" uważam za zawracanie głowy tak samo waśnie, jak znany przedwojenny ekscentryk, którego, nawiasem mówiąc, swego czasu omal nie ukatrupił mój rodzony dziadek (wspominałem o tym? Carski oficer Stanisław Ignacy Witkiewicz został ranny w lipcu 1916 pod Witoneżem wskutek ostrzału legionowej artylerii, w której, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, uwijał się wtedy przy austro-węgierskim dziale kanonier Stanisław Ziemkiewicz z Czerwińska nad Wisłą. Gdyby dziadek przycelował minimalnie obok, Ziemkiewicz odmieniłby polską literaturę już o bez mała sto lat wcześniej!).

Jednym słowem, by wrócić do wątku, cechuje mnie niewrażliwość na emocje wzbudzane powszechnie przez dwie dziesiątki zziajanych facetów ganiających za świńskim pęcherzem. Gdybym był politykiem, męczyłbym się straszliwie, zmuszony udawać, że też kibicuję „naszym chłopcom" (kibicować? Cholera jasna, jak będę chciał oglądać dziady to pójdę do teatru!), że „w tych dniach wszyscy jesteśmy kibicami" i tak dalej. Jest to zresztą, szerzej patrząc, jedna z wielu przyczyn, dla których na politykę nigdy się nie dałem i nie dam skusić.

Ten swoisty autyzm utrudnia mi, przyznaję, zrozumienie bieżącej polityki, bo, jak łatwo zauważyć, cała ona kręci się wokół planów władzy, by wszelkie problemy przygłuszyć emocjami kibicowskimi. „Wszyscy jesteśmy gospodarzami" (wypraszam sobie ? gdybym to ja był gospodarzem tej imprezy, do takiego bardaku, marnotrawstwa i szabru na pewno bym nie dopuścił!), wszyscy malujemy sobie twarze na biało-czerwono, zakładamy szaliki, piszczymy, wykupujemy ze sklepów wszelkiego sortu badziewie oznakowane firmowym ukwiałem mistrzostw, opijamy się wyrobami sponsorujących to wszystko browarów, i dajemy się ponieść fali zorganizowanego entuzjazmu, odgórnie zadekretowanej narodowej dumy, że wielkim wysiłkiem, ogromnym kosztem, gigantyczną mobilizacją, na ledwie-ledwie i opier-łataj udało się zrobić coś, co w krajach zachodnich robi się rutynowo i nawet zarabia się na tym pieniądze. Tak to sobie władzunia nasza  wyobraża.

Trudno mi ocenić, czy ma to szanse powodzenia. Czy przeciętny Polak rzeczywiście zapomni o kłopotach ze spłatą kredytu, o rachunkach za prąd i cenach benzyny, urzędniczych „ścieżkach zdrowia" z każdym drobiazgiem, kłopotach z pracą i w ogóle o wszystkim, bo macherzy od Tuska uznali, że „większej się dumy domagają tłumy"? Ten cytat w starej piosence Młynarskiego miał charakter ironiczny, ale kto wie, może rację ma Eryk Mistewicz, gdy w najnowszym „Uważam Rze" pisze o wyborcach „tych przeciętnych, masowych, niezainteresowanych polityką, których jest to święto. Święto ich piwa, ich telewizorów, ich meczów, ich radości biało-czerwonej", którą to radość prawica, bo wskutek piarowskich błędów tak się pozwoliła rządowej propagandzie obsadzić, „chce im zepsuć". Najnowsze sondaże zdają się mu przyznawać rację. Rozpaczliwe próby Jarosława Kaczyńskiego, by przekonać owych „przeciętnych masowych" że nie chce im psuć mistrzostw, także.

Tusk postawił na jedną kartę. Sukces Euro ? sukces oczywiście zostanie otrąbiony w każdym wypadku, ale powiedzmy, że będzie takowym jeśli nic się nie zawali ani nie wykolei, nie wybuchnie żaden organizacyjny skandal a polscy piłkarze zdołają strzelić bodaj jednego gola ? jest jedynym jego pomysłem na przyszłość. Po wczorajszej naradzie PO, i po zaprezentowanej tam obronie damskiego boksera „Stefanku, nasz skarbie, nie kop pani tak mocno, bo się zasapiesz" nie ma wątpliwości, że premier wybrał kurs na konfrontację. Swoją drogą, muszę przyznać, że nie sądziłem, aby Tusk mógł mnie jeszcze czymkolwiek zaskoczyć, ale na widok takiej dawki obłudy, bezczelności i cynizmu, jaki tam prezentował, szczęka mi dosłownie opadła. Co tam ja ? Ulrich Von Jungingen i inni wielcy mistrzowie zakonu krzyżackiego zakryli w trumnach twarze ze wstydu, że oni tak nie potrafili, i pewnie do dziś skręcają się z podobnej irytacji, z jaką Czarzasty i Kwiatkowski podziwiali zamiecenie przez Tuska afery hazardowej.

No, ale nie jestem Robertem Krasowskim, żeby się zachwycać brakiem „burżuazyjnych przesądów" u polityka, który okładając opozycję pałką i oblewając ją pomyjami jednocześnie nawołuje do miłości i deklaruje pojednanie. Cynizm i obłuda to u Tuska nic nowego, ale powoływanie się na internetowego trolla (można zerknąć, kogo wykreował właśnie Tusk na kolejny autorytet PO ? moim zdaniem określenie pani logującej się jako Renata Rudecka Kalinowska mianem chorej z nienawiści jest wobec niej aż przesadną uprzejmością) jeśli było przemyślane, to wyraźna zapowiedź zaostrzenia propagandy. Nawet jeśli Euro wypali, uda się urządzić „przeciętnemu, masowemu wyborcy" święto i wzbudzić w nim odświętną dumę, to potrwa to tyle, ile potrwa, a potem przyjdą rachunki i nieuchronny kac. Na dłuższą metę więc jedyną szansą dla władzy na utrzymanie się u koryta staje się takie rozgrzanie emocji, aby Polacy dosłownie zaczęli sobie wyrywać kłaki z głów. Myślę, że o niczym nie marzy w tej chwili Tusk bardziej, niż o pojawieniu się na Euro jakiegoś „pisowskiego", albo dającego się w jakikolwiek sposób przypisać opozycji Ryszarda Cyby – bis.

„Nienawiść dzieckiem śmiertelnego strachu, a czegóż mają bać się milijony?" ? można powtórzyć za Kaczmarskim i mieć nadzieję, że ta strategia się skicha. Ale istnieje niestety obawa, że jeśli „nasz skarb" Stefanek, Palikot ani ludzie pokroju pani RKK, zalewający swym nienawistnym bełkotem sieć, mimo wszystko nie zdołają żadnego ekscesu sprowokować, to władza postara się go zorganizować. Jakiś Reichstag do podpalenia zawsze się znajdzie.

Zastrzegałem to wielokrotnie, powtórzę ? emocje sportowe są mi głęboko obce. Ostatni raz doznawałem ich za sprawą Lubańskiego, Deyny i trenera Górskiego, czyli, jeśli dobrze liczę, gdzieś w drugiej klasie podstawówki. Jeszcze przez jakiś czas potem deklarowałem się jako kibic Górnika Zabrze, ale, szczerze mówiąc, wisiał mi ten klub tak samo jak każdy inny, i robiłem tak tylko dlatego, że w mojej szkole „trzeba było" być za Legią.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę