Tolerancji można się nauczyć - twierdzi Magdalena Środa w tygodniku „Wprost". Mam jednak wrażenie, że proponowany przez nią sposób edukacji nie będzie skuteczny. Twierdzi ona mianowicie, że tak jak można wychować podopiecznych, by nie „puszczali wiatrów" w towarzystwie, tak można nauczyć, by wstrzymywali się od publicznego wyrażania swojej nienawiści. W domu zaś hulaj dusza. Ta propozycja nie wydaje się wystarczająca. Tolerancja to nie tylko i nie przede wszystkim sposób publicznego zachowania, lecz pewien stan ducha, który akceptuje różnorodność i nakazuje szacunek dla ludzi nawet, jeżeli ich poglądy są zdecydowanie przeciwne naszym.
Felietonistka zdaje się sądzić, że Polacy są do rzeczywistej tolerancji nie zdolni. Pobrzmiewa w tym mocna nuta protekcjonalizmu, poczucia wyższości wobec zdziecinniałych rodaków. W rzeczywistości jej propozycja to nauka nie tolerancji, lecz hipokryzji. Nienawiść wyrażana w domowym zaciszu czy na zamkniętych parteitagach, na ogół wylewa się na ulicę. Nieprzypadkowo orwellowskie 5 minut nienawiści zaczynało się właśnie w domach.
Skądinąd sama chyba pobrała lekcję niewystarczającą. W jej tekście dostrzegam bowiem lekceważenie w stosunku do ludzi o odmiennych światopoglądach. Świetnie rozumiem, że Magdalenę Środę denerwują wypowiedzi niektórych katolickich hierarchów, audycje Radia Maryja czy traktowanie krzyża jako narzędzia do bicia oponentów, nie zaś jako znaku pojednania. Nie należy też zamykać oczu na fakt, że nauka religii w naszych szkołach jest powierzchowna i często prymitywna, zaś zgoda na włączenie stopni z religii do ocen maturalnych jest porażką państwa.
Lecz to, co uderza, to przekonanie, że Polacy z powodu swego katolicyzmu czy innych wad wrodzonych tworzą jakąś gorszą rasę od innych Europejczyków. Badania jednak nie wskazują, że Polacy są bardziej ksenofobiczni niż wiele innych narodów europejskich, a skandaliczne zachowania są obecne na całym świecie, podobnie jak używanie języka pełnego nienawiści. We Francji obywatele o arabsko brzmiących nazwiskach i takimż wyglądzie mają kłopoty z przyjęciem do pracy, w Holandii stworzono specjalny portal atakujący Polaków. Przykłady można mnożyć. Przeciwstawianie otwartym Europejczykom zaściankowych Polaków to cliché, które zdaje się nie mieć pokrycia w faktach, podobnie jak rzekoma „trwała tożsamość plemienna" Polaków przeciwstawiona „postplemiennej Europie".
Rzeczywiście i w Polsce oznak nienawiści jest zdecydowanie za dużo. Jednakże odbywające się w naszym kraju „mistrzostwa kopania w piłkę", jak pogardliwie nazywa felietonistka ważne dla Polski mistrzostwa Europy, ukazują, że agresywne postawy nienawistne są w naszym kraju raczej marginesem. Podobnie jak w innych krajach kontynentu. Są mimo wszystko niepokojące, zatruwają bowiem życie społeczne, państwo zbyt często bywa wobec nich bezradne, zaś niektórzy politycy uważają je za przejaw patriotyzmu. Gdyby jednak nacjonalistyczny bandytyzm był problemem jedynie polskim, to nie byłaby potrzebna wytoczona przez UEFA walka z rasizmem. Zaś niedawne przejawy rasistowskiej agresji w stosunku do piłkarzy o innym kolorze skóry na mistrzowskich boiskach wcale nie były dziełem polskich kibiców. Podobnie jak niecałe 30 lat temu tragiczne wydarzenia na belgijskim stadionie Heysel.